wtorek, 29 listopada 2016

Ogłoszenie duszpasterskie, czyli sokół shinobi, Gieniek, przybywa z najnowszym info

Hej.
   Dawno mnie tutaj nie było, co ja gadam, minął szmat czasu od ostatniego rodziału albo choćby dania jakiekolwiek znaku życia - za co Was, drodzy Czytelnicy/ Obserwatorzy, bardzo przepraszam. Są wśród Was, tacy co ze zniecierpliwieniem czekają na kontynuację i kolejny rodział (znam doskonale ten ból oczekiwania, wierzcie mi) i tacy, dla których moja dalsza ''twórczość'' nie ma większego znaczenia oraz Ci, którzy już dawno poddali się w oczekiwaniu, nie zagladając na mojego bloga, i wyrzucając go z czytanych linków. Otóż mam dobrą i złą wiadomość dla tej pierwszej grupy ludzi. 
Dobra wiadomość: nie zamierzam porzucać bloga!! 
Zła wiadomość: nie wiem kiedy ukaże się następny post!
Ale tak na serio - spróbuję coś wyskrobać, może w Święta, może w ferie. Nie chcę robić tego na chybcika, bo wyjdzie jakiś chłam, którego nikt nie powinnien czytać. O zgrozo! Obawiam sie również, że po tak długiej przerwie, mogłam zapomnieć, jak się to robi (jak wiecie, aby dobrze pisać, należy być w głębokim transie pisarskim i mieć megahiper natchnienie). No cóż, jak spróbuję to się przekonam. Najnowszy rozdział będzie raczej kontynuacją specialu ShikaTema, gdyż od dawna mam zarys tej historii w głowie i chciałabym ją dokończyć, pisze się również special KibaHana, pomysł jest także na coś z Minato...tylko czasu brak. A co jest tego powodem? Otóż przychodzi taki moment w życiu młodego człowieka, gdy musi podjąć decyzję, co ma ze sobą począć po szkole średniej. I ja również stanęłam przed takim dylematem, wybierając studia....Także, no ten...teraz prawie nie mam życia, gdyż siedzę z nosem w książkach i próbuję zaprzyjaźnić się z czymś tak potwornym o nazwie ''biochemia'', kto miał (nie)przyjemność, choć raz w życiu, spotkać sie sam na sam z ową panią, ten zna mój ból (a przede mną jeszcze egzamin, cieszę się potwornie na samą myśl, jak to przeżyję, to na serio muszę fundnąć sobie sesyjkę z psychiatrą, bo inaczej będzie marnie). Serio, nie wierzcie w to, jak studia opisują inni, albo jak są one pokazywane w filmach. Z pewnością nie jest to najlepszy czas, pełen zabaw i uciech z życia. Nie chcę zniechecać, ale decyzja o studiach musi być dogłębnie przemyślana, a pójście na wymagające kierunki, musi być spowodowane pasją/miłością/lubieniem ciągłego uczenia się. Rok akademicki już dawno trwa, niektórzy z Was są równie dawno po maturach i mam nadzieję, że podjeliście słuszne decyzje, i dostaliście się na wymarzony kierunek, czy do pracy. Życzę Wam powodzenia i nie poddawajcie się (nawet jeśli jest to ostatnie podejście do poprawki z kolowkium), zaciśnijcie zęby i dalej do pracy.
PS Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za pojawienie się notki, ktora nie jest rozdziałem (osobiście nienawidzę tego rozczarowania), ale musiałam Wam wyjaśnić,co i jak.
Pozdrawiam, 
                 Kinga szafirowata

Znalezione obrazy dla zapytania idz na studia mowili bedzie fajnie mowili




 

czwartek, 29 stycznia 2015

Special ShikaTema część I



,,Cza­sami kocha się in­nych za coś, cze­go oni sa­mi nie są świadomi''.



Witam Was takim  małym prezentem.  Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się next. Matura tuz za pasem, a ja ciągle nie ogarniam matmy, ale będę starała się streszczać z pisaniem.
No, no, Kochani, coś się chyba lenicie, by napisać w kilku słowach opinię. Poprzedni rozdział zgarnął ponad 1000 wyświetleń (sama ich sobie nie nabiłam:) ), a tylko dwa malutkie komentarze. Liczę, że ta marniutka liczba, choć ciupkę się zwiększy. Brak mi motywacji, a każdy, choćby skromniutki komentarzyk ładuje moje akumulatory:). Mam nadzieję, że pomożecie.
PS. Co chcielibyście, by pojawiło się teraz w pierwszej kolejności? Zwykły rozdział, kontynuacja special ShikaTema, czy KibaHana?     





           Noc to czas, w którym życie towarzyskie w Tokio rozkwita. Wraz z zachodem słońca, miasto rozświetlają niezliczone ilości neonów, bilbordów, lampionów oraz innych świateł różnorakiego pochodzenia. Ludzie po zakończonym dniu pracy, wychodzą ze swoich czterech ścian, by spotkać się ze znajomymi i odreagować trudy dnia codziennego. Nagle ożywiają się dyskoteki, bary, kina, kluby, kasyna, salony gier, centra handlowe. Tłumy cisną się w ich progi, zaklepując najdogodniejsze miejsca. Powszechnie słyszany śmiech i radosne krzyki, sprawiają, że wszystko wokół staje się kolorowe, a chłodna zimowa aura, nabiera przyjemniejszego ciepła.
Wszechobecne, wypchane po brzegi pakunki, jako nieodzowny element, zapowiadały rychłe nadejście świąt. W końcu do 24 grudnia zostały tylko trzy dni! Jak zwykle, zamiast dokonać potrzebnych zakupów z odpowiednim wyprzedzeniem, prawie każdy odłożył je na ostatnią, gorącą chwilę. Różnobarwna fala płynęła ulicami, jedni z góry, drudzy, rozpychając się łokciami, mozolnie sunęli pod prąd. Mimo szaleńczej pogoni, odczuwało się radosne oczekiwanie i podekscytowanie.
Święta odmieniają ludzi. To okres, w którym człowiek staje się bardziej ludzki. Dostrzega drugiego człowieka i potrzebującego czy to będzie sierota, czy też zabłąkany pies, stają się serdeczni, i miłosierni. Magia towarzysząca tym dniom, działa nawet na najbardziej zimne i zatwardziałe serca. Również bandyta nie przejdzie obojętnie obok ubogiego. Jednak najsmutniejsze jest to, że u ludzi nic nigdy nie będzie trwałe. Trzy dni dobroci, a potem koniec. Nie pamiętają, iż Boże Narodzenie powinno towarzyszyć w ich sercach każdego dnia.

               Ten wieczór należał do wyjątkowo pięknych. Lekki przymrozek szczypał w policzki, zmuszając co poniektórych maruderów, do rytmicznego stukania podeszwami. Z pochmurnego nieba wciąż sypało śniegiem. Z parku i lodowiska dobiegał rechot, bawiącej się tam młodzieży. Powietrze nieustannie przeszywały głośnie piski, uciekających przed kąpielami śnieżnymi, dziewczyn. W zaułkach oraz mniej uczęszczanych przestrzeniach, stały ulepione bałwany i przygotowane do bitew śnieżnych zapory. Gdzieniegdzie śnieg sięgał nawet do kolan! Już od bardzo dawna Tokio nie widziało takiej zimy. W tym roku wszystko wskazywało na to, iż następne miesiące będą adekwatne z nazwą obrazującej pory roku.
           Z ciemnej uliczki dobiegały przytłumione dźwięki klubowej muzyki. Okolica wyglądała na opustoszałą. Wyjątkowo, przy największym budynku kręciło się kilka osób. I tak jak w żadnym oknie nie paliło się światło, tak w owym gmachu, który stanowił epicentrum dzielnicy oraz siedzibę jednego z najpopularniejszego klubu nocnego, za przyciemnionych szyb, przebłyskiwały dyskotekowe lasery.
Z głównej ulicy, ze sznuru pojazdów, pojedyncze auto  oderwało się od kolumny jadących, wykręciło w kierunku oddalonego kompleksu, wjeżdżając w głąb nieoświetlonej alei. Światła odbiły się od krzykliwego szyldu przedsiębiorstwa, gdy czarne lamborghini zatrzymało się przed frontowym wejściem.
- Nie rozumiem, dlaczego dałem ci się tutaj zaciągnąć? – Mężczyzna, siedzący na fotelu kierowcy, bębnił niecierpliwie palcami o skórzane obicie kierownicy.
- Wrzuć na luz, Shikamaru. Już mówiłem, że to genialna miejscówka na mały zarobek, nie? Podchmielone dzieciaki są idealnymi klientami. – Brunet, nazwany Shikamaru, bez słowa przypatrywał się , jak jego towarzysz, z nosem przy okładce gazety, wciąga z zapałem, wcześniej przygotowaną, działkę. Zadowolony, przewrócił oczami, chowając sprzęt do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Strzepnął resztki białego pyłku z czasopisma i wrzucił pismo do schowka. – A po za tym powiedz, kiedy ostatnio przeleciałeś jakąś dupę?
Nara z politowaniem spojrzał na wyszczerzoną twarz rozmówcy.
- Wczoraj – oznajmił butnie. Na słowa Nary, uśmiech pasażera rozciągnął się, o ile to możliwe, jeszcze bardziej. Chomikowate policzki zajmowały teraz większą część jego twarzy.
- Widzisz? O to mi właśnie chodziło: tracisz formę. Ja zaliczyłem właśnie jedną jakieś pół godziny temu – na rozbawiony wzrok czarnych tęczówek, mrugnął okiem. – Tę nową od handlu zagranicznego. Swoją drogą ma niezłe cycki. Musisz zabawić się, Shika – klepnął go w ramię. – Dawno nie byliśmy gdzieś razem, no wiesz, całą ekipą.
- Tylko dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze jest to termin, który mi nie pasuje. Przypominam ci, że mam wolne, Chouji. Chciałem dzisiaj wyjechać i miałem być tylko na telefon.
- Oj tam – Akimichi niewyraźnie zabełkotał. – Ty nigdy nie możesz, bo zawsze pracujesz. Nie ma problemu, pojedziesz jutro. Matka nie zabije ukochanego jedynaka. I weź w końcu pierdolić. Czeka nas przecież zajebista impreza! – Wyciągnął niewielką torebeczkę, machając nią przed nosem kolegi. – Chcesz? Dla lepszej zabawy?
- Nie, dzięki. Nie rajcuje mnie seks z nieświadomą i sztywną jak kłoda, laską.
- Czaję. Lubisz wyzwania. No to znajdziemy dla ciebie jakąś herszt babę, taką, którą będziesz mógł poskromić w preferowany sobie sposób. – Zatarł ręce z lubieżnym uśmiechem. – Jedziemy z tym koksem, przyjacielu, bo wszyscy na nas czekają.
Shikamaru ciężko przeczesał lewą dłonią włosy. Włączył światła awaryjne, otwierając od razu szybę. Do środka wpadł podmuch zimnego powietrza. Chouji’ego wstrząsnął dreszcz.
- Że też te słonie z trąbami muszą tak piździć?
Przemilczał słowa kolegi, wiedząc, że i tak nie dogada się z nim przez najbliższych kilka godzin. Narkotyk zaczął działać i teraz Chouji czynił taki ruch ręką, jakby karmił zwierzę. Bujał się przy tym na prawo i lewo.
Nie musiał długo czekać. Tylko pojazd rozbłysnął światłami, jak na zawołanie  ze schodów zbiegł jeden z ochroniarzy. Stanął prosto, wypinając szeroką pierś i witając gości, pokłonił się.
- Witam Panów – wcisnął w dłoń Nary bilet z numerem parkingowym. Ponownie zgiął nisko plecy. – Życzę udanej zabawy.
Brunet kiwnął głową. Wykręcił autem, objeżdżając budynek z jego prawej strony. Z tyłu klubu mieścił się wjazd do podziemnego parkingu. Gdy podjechał, drzwi automatycznie stanęły otworem, wpuszczając ich do środka.
Objechał rozległy hol dwa razy, zanim znalazł odpowiednią kopertę. Gasząc auto, parsknął ze śmiechu. Mógł się tego spodziewać. Obok rozpoznał wóz Paina oraz pozostałych członków Akatsuki. Widać, lider uznaje siłę w grupie, nawet w tak błahych sprawach, jak parkowanie.
Rzucił okiem na blondyna i westchnął, znów czeka go ból pleców.

        Klub składał się z pięciu poziomów. Podobnie jak w galeriach były tarasy. Na piętra przechodziło się schodami, to właśnie z nimi, w roli głównej, dochodziło do najwięcej wypadków. W trakcie bójek, spychano się z nich nawzajem, a pijani staczali się, czasami całą kolejką, ciągnąc za sobą innych. Pośrodku, w górze, na wolnej przestrzeni, zawieszono wielką platformę, na której mieściła się wszystka aparatura DJ-a. Wszędzie roiło się od barów. Pod ścianami znajdywały się stoliki oraz obite czerwonym aksamitem sofy i fotele, poprzedzielane ściankami działowymi dla zapewnienia prywatności, i komfortu klientom. Z miejsc wypoczynkowych rozlegał się doskonały widok na parkiety taneczne. Powierzchnia wyłożona antypoślizgowymi płytkami zajmowała większą część szerokości tarasu. W obranych punktach parkietu tanecznego, mieściły się specjalne klatki i rury, wszystko to, aby pomóc tancerkom w prezentowaniu ich artystycznych umiejętności.
- Siema – Shikamaru wymienił z każdym, siedzącym w loży, uścisk dłoni. Z Konan, jako jedyną dziewczyną w organizacji, przywitał się przyjacielskim uściskiem i pocałunkiem w policzek pod bezustannym ostrzałem podejrzliwego wzroku Paina. Konan była jego partnerką. Związek ten, trwał już od jakiegoś czasu i należał do rekordu Tendo. Jakby odjąć ich ciche dni, które przychodziły po wyjątkowo paskudnych sprzeczkach o, wręcz psychopatyczną, zazdrość rudowłosego, to przetrwali ze sobą dwa tygodnie. Akatsuki regularnie, w roli przypadkowych świadków, brało udział w kłótniach pary, a później gorliwych przeprosinach chłopaka, a raczej wymownych jęków i szeptów, dobiegających z biura lidera. Układało im się naprawdę bardzo dobrze.
- Gdzie zgubiłeś Chouji’ego? – Spytał Kakuzu, wysoki, barczysty, ciemnoskóry brunet. W stowarzyszeniu zajmował pozycję specjalisty od finansów, sam siebie nazywał egzekutorem. .
Miał bardzo gwałtowny charakter i znany był z patologicznego przywiązania do szeleszczących banknotów. Siedział w kiciu za parę głośnych przekrętów, skąd wyciągnął go Pain, gdyż uważał za marnotrawco niewykorzystanie takiego talentu. Kakuzu od początku przejawiał wrogość w stosunku do Hidana, co stanowiło spore utrudnienie, ponieważ jako duet, dopełniali się i otrzymywali wspólne zlecenia. Nikt nie wnikał w jego przeszłość, najważniejsze, że odkąd się pojawił, zyski kilkakrotnie wzrosły.
- Obraca jakąś pannę – dosiadł się i złapał, za stojące na stoliku, piwo.
- No, no – cmoknął Hidan – prezesik znów się najebał. Zajebista reklama. – Wychylił potężnym haustem pół szklanki whisky. Nawet się nie skrzywił. Hidan wśród kobiet był postrzegany jako przystojny i atrakcyjny, zaś w kręgach przedstawicieli swego rodzaju – czegoś na kształt parszywej szui. W jego ręce trafiały zadania specjalne, czyli tam, gdzie posłuch miało wyłącznie użycie brutalnej siły. Hidan zawsze wszystkich i wszystko miał głęboko w dupie. W grupie był najmłodszy stażem. Paina denerwowała jego opryskliwość i cięty język, co zazwyczaj kończyło się finałowym obiciem mordy dla pyskacza. U kumpli zyskał miano masochisty, gdyż jako jedyny, dobrowolnie żądał u dentysty braku znieczulenia.

   Czas mijał. Towarzystwo powoli się wykruszało. Pain wraz z Konan ulotnili się jako pierwsi. Później mignęli między tańczącymi. Shikamaru widział ponętne ciało dziewczyny, wijące się w seksownych ruchach w ramionach Paina. Każde jej drgnięcie było wręcz pożerane przez pożądliwe spojrzenie rudowłosego, a szyja i odsłonięte partie ciała, atakowane jego zachłannymi wargami. Wypadałoby dodać dla uściślenia, iż sukienka fioletowłosej więcej odkrywała, niż zakrywała. Tendo miał ręce, a raczej usta pełne roboty. Później już ich nie dostrzegł. Zapewne oboje nie wytrzymali napięcia i zaszyli się w aucie lidera, albo w jego mieszkaniu.
On sam ledwo wytrzymywał w obecności Tenshi. Odkąd zjawiła się w biurze na fotelu sekretarki, wywołała niemałe poruszenie. Miał na nią ochotę nie od dziś. Co najśmieszniejsze, wiedział, że nie jest wyjątkiem. Połowa organizacji leciała na nią i tylko strach przed szefem, powstrzymywał chłopaków przed działaniem.
A inni?
Deidara obwieścił, że idzie do męskiego. Nie wracał z kibla od dobrej godziny. I to nie z powodu problemów natury fizjologicznej, on najnormalniej w świecie szukał tam kogoś, podzielającego jego zainteresowania. Bynajmniej nie chodziło o piłkę czy boks, coś iście męskiego. Nie. Pszenicznowłose chłopie fascynowało się i zarazem należało do jawnych przedstawicieli homoseksualistów. Spotykało go za to wiele przykrych sytuacji, szczególnie ze strony starszych pań. Kiedyś kończyło się to płaczem i rozchwianiem emocjonalnym blondyna. Zamieszana w to została cała grupa. Nieustannie przymuszani do wysłuchiwania żalów i rozterek sercowych, zdecydowali się w końcu kumplowi dopomóc. Niczego tak nie pragnęli jak ustabilizowania się jego uczuć, czy tez hormonów; czegokolwiek, co miało związek z depresjami Deidary. Znaleźli mu kogoś, kto szybko wyciągnął chłopaka z dołka. Gość nazywał się Sai i do tej pory nie wiadomo, kto zawdzięczał mu więcej. Czy Akatsuki, uwolnione od ciągłych łez blondyna, czy też sam Deidara? Jedno było pewne. Nigdy więcej, żadna babcia nie omieszkała się, skrzywdzić blondyna! On sam twardo stanął na nogi i nie wstydzi się publicznie pokazywać swojej inności. Teraz opowiada, że uwielbia, znęcać się nad babuszkami, obściskując i całując się z partnerem na ich oczach. Uważa za bezcenne, widok babci zbierającej się na pawia.
Nikt dokładnie nie wiedział, czym zajmuje się w organizacji. Pewnego dnia pojawił się i został. Od momentu przygarnięcia plącze się pod nogami. Namiętnie przygotowuje ozdoby i ustraja nimi siedzibę. Zastanawiające jest, jakim cudem ten cyrk znosi lider? Krążą plotki, że w oczach Tendo, Dei jest po prostu pocieszny.
 Itachi w parze z Sasuke (swoim młodszym bratem) bajerowali w barze, całkiem sporą grupkę rozchichotanych dziewczyn. Oboje grają w zabawę podobną do Pokemonów. Rywalizują między sobą, kto w danym czasie, zaliczy więcej panienek. Najpierw zakładają się, a po udanym podejściu, zabierają jakąś pamiątkę, w dowód wykonania zadania. Młody Uchiha wciąż chwali się autografami złożonymi na konkretnych częściach ciała.
Itachi pracował dla Akatsuki od dnia jej powstania. Zajmuje jedno z wyższych pozycji i cieszy się uznaniem. Na drugi etat pomaga ojcu w prowadzeniu rodzinnej firmy. Wciągnął w to brata przypadkowo, młody szybko zaaklimatyzował się i przyporządkował panującym regułom. Pracę dzieli ze studiami wieczorowymi.
Kakuzu i Zetsu jak przystało na wzorowych przedsiębiorców, zajęli się celem tej wyprawy, ogólnie mówiąc finansami. Kakuzu wyłudzał pieniądze, kiedy Zetsu prezentował oferowany towar.
Zetsu, chyba jako jedyny, realizował w pracy swoje pasje. Jest specjalistą od upraw. Godzinami może zachwycać się byle chwastem, podlewać i doglądać roślinek. Chodzą słuchy, że jak jest sam na sam, zaczyna gadać do liści i pędów. No cóż, kto co lubi.

   Shikamaru nie miał większej ochoty na zabawę. Pozostał w loży, opróżniając czwartą z kolei buteleczkę sake. Wodził wzrokiem za przechodzącymi kobietami. Tyle smacznych kąsków zebranych razem, to olbrzymia pokusa. Śliczne twarze, smukłe sylwetki: kształtne piersi, długie, szczupłe nogi, kołyszące się, krągłe biodra. I te oczy! Wystarczało jedno zalotne spojrzenie, nieme zaproszenie do intymnych igraszek, a natychmiast zbierał się wianuszek chętnych.
Ale one wszystkie są takie same! Znakomite na jedną noc. Głupiutkie i puste lalki. Ich seksualne rządze ocierają się o nimfomanizm. Miał powyżej uszu dziewczyn bez żadnych pasji, zainteresowań, ambicji, planów na przyszłość. Dlatego nie czuł wyrzutów sumienia, wykorzystując je i porzucając. Przecież to tylko puste skorupy, pozwalające traktować się w taki sposób. Shikamaru osobiście żywił głęboki szacunek do płci pięknej. Zachowywał się jak przystało na prawdziwego dżentelmena, ale wyłącznie wtedy, kiedy miał do czynienia z damą. Nauczył go tego ojciec, tego i kilku innych rzeczy. Od najmłodszych lat wpajał synowi podstawowe zasady bycia mężczyzną: konsekwencji i obowiązków nałożonych z tego tytułu przez Naturę i społeczeństwo. A młody Nara wziął je sobie głęboko serca i hołdował im, lecz tylko wtedy, kiedy widział w tym jakikolwiek sens. Nie należy bowiem rzucać pereł przed wieprze.
- Za małe cycki!
- Obwisłe cycki!
- Rozciągnięte cycki!
- Niewymiarowe cycki!
- Płaska decha!
No tak. Zdążył zapomnieć o Hidanie. To chyba z tego szoku wywołanym przez dziwne zachowanie szarowłosego. Zamiast bajerować jakąś naiwną ślicznotkę, on siedział rozwalony w fotelu. Nie ruszył dupy choćby o milimetr. To nie było do niego podobne, ani w żadnym wypadku normalne. Jego zachowanie wzbudzało niepewność, co też ten idiota planuje.
Władczym gestem ręki, odganiał co natrętniejsze osobniczki (tak, tak bardzo brzmi to niedorzecznie, że trudno idzie w to uwierzyć). Wyrażał przy tym głośno swoją opinię na temat każdej z nich. I nie były to pochlebne słowa. Nie silił się nawet na dyskrecję, obrzucając wzgardliwym spojrzeniem, trzepoczące zalotnie rzęsami, kandydatki. Od dwóch kobiet zdążył zarobić w twarz. Oba policzki przybrały siarczyście czerwony odcień. Reszta dziewczyn lekceważyła obraźliwe docinki, lecz w ich oczach płonęła rządza mordu. Zemszczą się w swoim czasie, one zawsze się mszczą.
- Koński ryj!
 Wysoka brunetka posłała pod adresem Hidana wiązkę obrzydliwych przekleństw, tak bardzo niepasujących do jej kruchego piękna. Gdyby usłyszała coś takiego przyzwoitka, niechybnie wyszorowałaby dla niej buzię mydłem i drucianą szczotką.
Shikamaru miał na dzisiaj dość. Złapał za kurtkę z zamiarem opuszczenia imprezy. Jednak, niespodziewane poderwanie się Hidana na nogi i jego podekscytowane słowa, usadziły go z powrotem na czterech literach.
- Ja pierdolę! – Należy przyswoić do móżdżków za niepodważalny fakt, iż Hidan jest zapalonym kolekcjonerem niewieściej urody. Nie kiwnie malutkim palcem na pierwszą z brzegu. Niesamowicie skrupulatnie wybiera za cel najlepsze okazy. Zazwyczaj tak gwałtowna reakcja zwiastowała, iż jest blisko objawienia.
Brunet podążył wzrokiem w kierunku zainteresowania kumpla. Przez ułamek sekundy odniósł wrażenie, że czas zwolnił, albo jego zmysły zatarły się na trybikach, albo to Ziemia przyśpieszyła. Ogarnęła go zupełna cisza. Zakręciło mu się w głowie, w uszach tępo pulsowało w rytm bicia serca. Krwioobieg zwariował, odnosił wrażenie, że wpierw przepompował mu całą krew do mózgu, by później mogła ona ogromną falą runąć w dół; w efekcie poczuł w podbrzuszu ucisk budzącego się pożądania. Nie docierały do niego ogłuszające basy, ani wkurwiające teksty szarowłosego, zaczerpnięte z muzyki (to następna wkurzająca rzecz na liście irytujących cech Hidana. Gdy był nastolatkiem jego rodzice często zabierali go do Polski, gdzie chłopak zakochał się wręcz w piosenkach disco polo, by teraz z premedytacją przywoływać najciekawsze fragmenty, okaleczając biedną psychikę współtowarzyszy).
     W tamtej chwili, skapana w światłach laserów, wydawała się taka odległa, nierzeczywista. Była czymś nieosiągalnym. Trwała jako senne marzenie, po za myślą i czasem, zbyt idealna, by mogła istnieć naprawdę. W pewnym momencie dopadł go irracjonalny strach, że jeśli ośmieli się choćby mrugnąć, dziewczyna okaże się zwykłą iluzją upojenia alkoholowego i rozwieje się w dymowych oparach klubu. Jednak, ten czarujący uśmiech nie mógł być złudzeniem, był prawdziwy, tak jak jego właścicielka. Tłum na tarasach przerzedził się. Nikt nie zasłaniał, ani nie utrudniał Shikamaru obserwacji.
Schodziła właśnie z czwartego piętra. U jej boku szedł wysoki brunet o dzikim, wręcz prymitywnym wyglądzie. Na schodach ofiarował nieznajomej pomocne ramię. Przyjęła je z ochotą, zaciskając krwistoczerwone paznokcie na koszuli towarzysza. Miała dłonie pianistki ze smukłymi palcami. Ona sama była niesamowicie szczupła, o kobiecych kształtach. Natura hojnie ją obdarzyła, nie skąpiąc dodatkowych centymetrów, tam gdzie te są niezbędne, a  ujmując, gdzie ich nadmiar spełza sen z powiek dla wielu przedstawicielek płci pięknej. Ubrana była w dopasowaną sukienkę ze skóry z głębokim dekoltem. Czarny materiał sięgał zaledwie do połowy ud, odsłaniając długie, opalone nogi w czerwonych szpilkach niebotycznej wysokości. Od zawsze łamał się nad tym, jakim cudem, kobiety są w stanie chodzić w czymś takim? Przecież to samobójstwo. Kiedyś przyjaciółka opowiadała mu, że skręciła kostkę, ucząc się chodzić w butach na obcasach. I to nie każda ma tyle szczęścia, by opanować do perfekcji poruszanie się w tej seksownej broni. Na niektóre to czasami żal aż patrzeć.
Ona płynęła. Najdrobniejsze drgnięcie było naturalne, niewymuszone, przepełnione gracją i seksapilem. Blond włosy upięła w wyrafinowany kok, pozwalając, aby luźne kosmyki wymknęły się ze spinki i muskały delikatnie nagie ramiona. Subtelny makijaż i czerwona szminka podkreślały delikatne rysy twarzy i dopełniały dzieła.
Rozmawiała z brunetem, śmiała się razem z nim, sprawiała wrażenie rozluźnionej. Nie zachowywali się jak para, z resztą normalni ludzie w związkach zazwyczaj nie odwiedzają miejsc, takich jak to.
Pozwalali sobie na uściski. Jego ręka spoczywała na krzywiźnie jej biodra, ona bawiła się jego zmierzwioną czupryną. Jakby miał strzelać, powiedziałby, że są dobrymi przyjaciółmi, jeśli się mylił, to tamten chłopak jest kompletnym debilem.
Na moment zniknęli mu z pola widzenia. Później odnalazł ich przy barze. Zobaczył jak brunet rozmawia z kimś przez telefon. Rozłączył się zdenerwowany. Oznajmił coś blondynce, a ona lekko go objęła. Na słowa towarzysza pokiwała głową, dając mu przelotnego całusa w policzek. Chłopak zostawił ją i odszedł.
Lepszej okazji nie będzie.
- Mogę? – Na dźwięk głosu, podskoczyła. Siedziała odwrócona do niego plecami, przodem do baru. Odwróciła się, taksując go od góry do dołu. Na ułamek sekundy długie rzęsy opadły, gdy sunęła wzrokiem od torsu chłopaka ku ziemi. Kiedy uniosła głowę, wzdłuż kręgosłupa Shikamaru przebiegł dreszcz, jakby ktoś dźgnął go niewidzialnym paralizatorem. Jej oczy były takie magnetyzujące, przewiercały delikwenta na wskroś, dążąc jeszcze głębiej, ciekawe tego, co ukrywa się w duszy. Rany Boskie! Spojrzenie to chyba najgroźniejszy oręż kobiety. Ileż to już mężczyzn poległo za jego przyczyną, upadając na kolana pod jego wpływem?!
- Jasne. – W jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. Przekrzywiła głowę tak, że najdłuższy kosmyk zsunął się i wylądował w dolince między piersiami. Coś mu podpowiadało, iż ten ruch ma doskonale wyćwiczony. Jedyne, co jego mózg był w stanie zarejestrować, to brak stanika. Dziewczyna przypatrywała mu się z zainteresowaniem. Marszczyła przy tym w śmieszny sposób nosek.
- Czy my się znamy? – Spytała.
- Raczej nie. Nie zapominam twarzy, zwłaszcza takiej. Nie mieliśmy jeszcze przyjemności.
- Rzeczywiście. Taki mały kucyk wryłby mi się głęboko w pamięć i śnił w koszmarach – odparła swobodnie. – Jakim cudem on tak sterczy?
Uniósł lewy kącik ust. Cięty języczek, tak? Zapowiada się interesująco.
- Mój kucyk jest wyjątkowo duży – nachylił się ku niej. – Są sposoby, by postawić go do pionu. – Złapał za niesforny kosmyk, błąkający się w dekolcie i założył go za ucho blondynki. Nie omieszkał się, przez przypadek, musnąć opuszkami palców wydatną pierś. – Zazwyczaj nie mam z tym problemu. – Uśmiechnął się zawadiacko,, wyciągając rękę. – Shikamaru. – Miała nieodgadniony wyraz twarzy, lecz gdy tylko pochwycił drobną dłoń, poczuł jak drży. Taka twarda bestia? Przycisnął wargi do jej dłoni, przez cały czas, obserwując jej reakcję. Zachowała kamienną twarz.
- Hime – powiedziała.
- Księżniczka? Jak trafnie. Ale to nie jest twoje prawdziwe imię, jak sądzę -  zauważył.
- Nie. I mogłabym odzyskać rękę czy czeka mnie amputacja? – Popatrzyła na ich splecione palce, a brunetowi wyleciało zupełnie z głowy, w jakiej tkwili pozycji. Niechętnie przerwał tę bliskość, spełniając prośbę.      
- Napijesz się czegoś? – Zaproponował.
- Nie, dzięki – zgarnęła torebkę z baru. – Na dzisiaj mam już dość. – Zsunęła się z wysokiego stołka. Dołączył do niej, stając tuż obok. Ich ciała dzieliły zaledwie milimetry. Zauważył, że była wysoka, w obcasach sięgała do jego klatki piersiowej, a Nara nie należał do niskich. Musiała lekko zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Było fajnie Shikamaru  z Małym Kucykiem, ale muszę spadać.
- Odwieźć cię? – Zastanawiała się, ale tylko przez minutkę.
- Byłoby super.
Przepuścił ją przodem. Kiedy go mijała, złapał za jej przegub i ponownie nachylił się, nosem drażniąc płatek ucha kobiety. Zastygła w oczekiwaniu.
- Może i kucyk, ale wciąż ogier – uśmiechnęła się, kręcąc niedowierzająco głową.
- Wariat – mruknęła i ruszyła do wyjścia.
Dogonił ją przy schodach. Szarmancko otworzył przed nią drzwi. Przekroczywszy próg, zadrżała pod wpływem zimna. W piwnicach nie działało ogrzewanie.  Kiedy miała się zwymyślać za swoje zapominalstwo, na pokrytych gęsią skórką ramionach, poczuła ciężar kurtki. Z galanterią pomógł Hime nałożyć ubranie.
- Jesteś, aż tak gorąca, aby paradować zimą prawie nago?
-  Domyślam się, że zbytnio ci to nie przeszkadza – prychnęła.
- Nie w tym przypadku – wyszczerzył zęby, prowadząc dziewczynę do swojego auta.
- Wow! – Przystanęła w miejscu, wpatrując się w pojazd wielkimi oczyma. – Czy to Aventador? – Wskazała na lśniący, czarny lakier.
Na przyciśnięcie małego pilocika, samochód mrugnął potwierdzająco światłami.
- W rzeczy samej – odpowiedział. – Interesujesz się motoryzacją? – Patrzył w ślad za nią, jak obchodzi jego własność, przypatrując się ze ściągniętymi brwiami, jakby nie do końca wierząc w usłyszane słowa.
- Trochę. Kiedyś rozebrałam motor brata. Wściekł się. Rozbiłeś bank czy jesteś dilerem, że masz taką maszynę?
Otworzył drzwi od strony pasażera, zapraszając dziewczynę do środka.                
 - To drugie – odparł swobodnie.
Twarz Hime stężała. Nie rozświetlał jej już uśmiech, spojrzenie morskich oczu stwardniało, stając się niezwykle poważne.
- Żartujesz, tak? – Świdrowała jego sylwetkę przenikliwym wzrokiem, mając cichą nadzieję, że brunet pęknie, przyznając się, że to tylko głupi dowcip. Nic takiego nie zrobił. – To jakaś paranoja – wydukała.
- Tak uważasz?
- Kto o zdrowych zmysłach przyznaje się do przestępstwa, co?! A ty tu sterczysz i wyznajesz, jak gdyby nic, takie rzeczy! Powinieneś siedzieć za coś takiego w kiciu!
- Możesz mnie skuć – zaproponował bezczelnie, wyciągając przed siebie obie ręce. – A potem umilimy sobie czas, czekając na policję.
- Jesteś…idiotą! – Aż ja zatkało od nadmiaru wrażeń. Gardło bolało ją od nieustannego krzyku, szczypało i piekło dotkliwie. Wyobraźnia, na domiar złego, podsuwała najróżniejsze scenariusze, wyjęte prosto z kryminałów, którymi tak się zaczytywała. O ironio, za moment, może być jedną z tych krzyczących bohaterek. Niestety miała o tyle gorzej, że nikt nie przybędzie jej na ratunek. Prywatnie nie znała przystojnego detektywa, który przynajmniej ulżyłby udręczonej duszy, odnalazłby jej zwłoki i ukarałby tego przeklętego Shikamaru. On jest z mafii! Była tak durna, że nie dostrzegła tego wcześniej. Przecież od razu, na kilometr wyczuwało się, że coś z nim jest nie tak.
Nagły skurcz w klatce piersiowej sprawił, że stęknęła głucho, zginając się w pół. Przyłożyła dłoń na sercu, starając się, przytłumić ból głębokimi wdechami.
- Wszystko w porządku? – Nara wyglądał na zaniepokojonego. Na jego obliczu malowało się zatroskanie.
- Tak – cofnęła się o dwa kroki, zwiększając odległość, dzielącą ją od chłopaka. Oceniła dystans do najbliższego wejścia na górę; wśród ludzi nie ośmieli się jej skrzywdzić, w klubie miała przyjaciół. Sęk w tym, że nie zdążyłaby dobiec nawet do połowy drogi. Na jej niekorzyść przemawiały szpilki i wysportowane ciało bruneta. Nie wyglądał na kogoś, kto brzydzi się siłownią, a ze sportem ma styczność wyłącznie poprzez szklany ekran, okupując kanapę i puszkę piwa. – Nie zbliżaj się – ostrzegła. – Znam sztuki walki.
- Spoko – uniósł ręce w poddańczym geście. – Będę pilnował się, by ci nie podpaść. Wsiadasz? – Wskazał na auto.
- Zmieniłam zdanie. Przejdę się, mieszkam niedaleko.
- Nie bądź głupia. Nie jestem mordercą – na wargach igrał mu uśmieszek. Całą siłą woli powstrzymywał, żeby nie wypełzł i nie zdradził, jak bardzo bawi go ta sytuacja.
- Śmieszne. Pomyślałam o ty samym, tylko z mniejszym optymizmem.
- Upierdliwa baba – mruknął. Potarł czoło wierzchem dłoni w zrezygnowanym geście. Był zmęczony. Po co w ogóle w to się pakował? Jak ma przekonać tego uparciucha do swoich racji. Do tego, że nie jest zły, również. – Czy wyglądam na psychopatę?
- Nie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś mafiozą. Wszyscy doskonale wiedzą, jak kończy się znajomość z wami: podpadnij, a wylądujesz w plastikowym worku, w bagażniku!
- Nie kuś losu – przestrzegł żartobliwie. – Jakoś do tej pory nie miałaś oporów, bym ci pomógł – napomknął.          
 - Wtedy nie miałam pojęcia kim jesteś, do cholery!
- Jesteś nieprzewidywalna, kobieto! – Warknął.
- A ty niepoczytalny! – Odgryzła się.
Nie wytrzymał i zaśmiał się. Stali naprzeciwko siebie, prowadząc wielce intrygującą rozmowę. Dla obserwatora mogliby uchodzić za dawnych znajomych, którzy spotkawszy się po latach, nie mogą się nagadać. Dobrze, że nikt nie słyszał treści tej konwersacji. Uznałby wtedy, bez wątpienia, iż oboje są zdrowo stuknięci.
- OK. Rozumiem, że po prostu pójdziesz w tych zabójczych szpilkach, prawie naga, przez ulice pełne napalonych zboczeńców, podając się im jak na talerzu. Jak mniemam twoje buty nie posiadają czegoś antypoślizgowego? Wybacz, moja męska duma nie zniesie, jeśli wypuszczę cię w tę dżunglę zupełnie bezbronną.
- Twoja duma będzie musiała to jakoś strawić, bo ja z tobą nigdzie się nie wybieram! – Uniosła dumnie głowę i skierowała się do wyjścia na zewnątrz, nie zaszczycając bruneta najmniejszym spojrzeniem.
   Nara został sam. Wciągnął ze świstem powietrze, nie odetchnął, póki nie zeszło mu choć odrobinę z ciśnienia. Oj, nie zadziałało.
- Za jakie grzechy? -Warknął sam do siebie. Sięgnął do kieszeni kurtki ,z zamiarem odszukania w kieszeniach zbawiennej paczki szlugów. – Kuźwa! – Zaklął głośno. Zapomniał, że jego kurtka w tym czasie okrywa szczelnie seksowne ciało Hime, chłonąc jej ciepło i zapach. Zasrana kurtka! To on powinien znajdować się na miejscu tego łachu. Poczuł się zazdrosny o przywileje ubrań. Nie mógł darować, że sam, osobiście, wyskoczył z tą pożyczką. Następnym razem dogłębnie przeanalizuje wszystkie za i przeciw własnej dżentelmeńskości. Trzasnął drzwiami, okrążył pojazd i zajął fotel kierowcy. Odszukał zapas petów. Odpalił papierosa, z wyraźną przyjemnością, delektując się pierwszą dawką dymu. Zapatrzył się w pustą przestrzeń, zaciągając się uspokajającą dawką nikotyną. Zmarszczył brwi, przypominając sobie o czymś. – Kurwa! – Wyrzucił niedopałek za okno. Przekręcił kluczyk, a silnik cicho zamruczał. – Co za irytujący babsztyl!
Wyjechał z parkingu, kierując się ku wyjazdowi z alei. Nigdzie jej nie widział. Musiała wyjść na chodnik przy głównej. Pytanie, w którą stronę poszła? Zatrzymał się, starając się, wypatrzeć swoją zgubę. Miał zrezygnować, gdy wreszcie ją zauważył. Choć tyle mu ułatwiła (zapewne niechcący), iż nie będzie musiał jechać pod prąd.
Wbił się między jadące pojazdy i podjechał wolniutko do samotnej postaci, dzielnie brnącej przez zaspy śniegu. Opuścił szybę, opierając się łokciem o oparcie siedziska pasażera, spojrzał wyczekująco na Hime.
      Starała się nie zwracać na niego uwagi i spokojnie iść dalej, ale nie potrafiła zignorować podejrzanie toczącego się za nią samochodu, to samo z siebie napawało człowieka wątpliwościami. Za maruderem ciągnął długi korek. Ludzie niecierpliwili się i trąbili, co poniektórzy, wychylali się z aut, obrzucając obelgami kretyna, który wlecze się jak ślimak. Domyślała się, kim jest ten kretyn.  
- Przestań mnie śledzić! Teraz naprawdę wyglądasz, jakbyś chciał mnie uprowadzić.
- Jeśli nie wsiądziesz dobrowolnie, chyba będę zmuszony.
- Kiwnij choć palcem, a zacznę krzyczeć – zastrzegła. - Perfekcyjnie opanowałam SONG. – Światło latarni oświetliło mdłym światłem twarz blondynki. Trąbienie coraz bardziej ją wkurzało. – Jedź! – Krzyknęła. -  Cholera, patrz, co wyczyniasz! – Machnęła ręką w stronę zatarasowanej drogi.
- To twoja wina, jeśli wsiadłabyś grzecznie, nie musiałbym, wlec się za tobą. – No co za mądrala! – Ale zgadzam się, to upierdliwe.
- Co robisz? – Spytała zaskoczona, obserwując jak chłopak zgarnia niewielki przedmiot, przypominający kulę, z deski rozdzielczej i przystawia ją na zewnątrz do dachu samochodu. Owa rzecz przyczepiła się samoistnie, a kiedy Nara zamknął szybę, rozbłysła na niebiesko. Niczym, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, momentalnie ucichło, a ludzie odkryli, że mogą ruszyć dalej, jeśli tylko pokwapią się trochę, wykonując manewr wyprzedzania, zamiast bezmyślnie drzeć japę. Ot, takie niewinne szachrajstwo.
- Pogięło cię zupełnie?! – Wrzasnęła. Poziom wnerwu osiągnął szczyt i wulkan wybuchł. – To, że jesteś szychą na czarnym rynku, nie oznacza, że możesz robić, co ci się żywnie podoba! Nie jesteś wszechwładny!
Shikamaru westchnął ciężko, chyba nie ma mocnych na tę krzykliwą babę.
- Nie ma czego się bać, upierdliwa kobieto – starał się obudzić w niej zdrowy rozsądek. – Nie mam wobec ciebie złych zamiarów. Nie jest ci zimno? – uniósł do góry brwi.
- Cholernie – burknęła niechętnie. Wydymając przekornie usta, przypominała małą, nadąsaną dziewczynkę. 
- Pozwolisz sobie pomóc? Przysięgam, nie zrobić ci żadnej krzywdy, nie mam żadnych niecnych zamiarów.
Zatrzymała się, krzyżując ramiona na piersiach. Biła się z myślami, patrząc to na Narę, to na ścieżkę. Ponownie otworzył zachęcająco drzwi. Owiało ją przyjemne ciepło, płynące z wnętrza pojazdu, zmarznięte stopy głośno krzyczały o ratunek.
Patrzył jak Hime przegrywa i potulnie zajmuje miejsce pasażera. Zapadła głucha cisza.   
- Widzisz? – Wyszeptał Shikamaru, tłumiąc śmiech. – Samochód nie wybuchł, ziemia nie zapadła się, a drzwi w razie czego, nadal mają klamki. Nic się nie stało.
  - To się jeszcze okaże – odpowiedziała, a brunet zaśmiał się wesoło, zabierając z dachu dowód swego oszustwa. Ruszył z piskiem opon.                 


- Rzeczywiście mieszkasz niedaleko – zauważył zjadliwie, skręcając w prawo, zgodnie ze wskazówkami pilota, w którego rolę wcieliła się Hime. Zignorował gniewne spojrzenie burzowych oczu, koncentrując się na drodze.
Jechali dobrą godzinę, spowalniani trwającą zamiecią i utrudnieniami w ruchu. Shikamaru zamierzał posłużyć się ponownie imitacją koguta policyjnego, by umożliwić sobie względnie sprawny przejazd, ale dziewczyna kategorycznie zabroniła jakikolwiek przekrętów. Dzięki jej uczciwości, wciąż sunęli na pierwszym biegu, ku rosnącej irytacji Nary. Nie rozmawiali, tkwili w ciszy - chłopakowi to odpowiadało. Wkurzał go jej cięty jeżyk i odpyskowywanie na każde słowo. Miał nieodpartą chęć zatkać te wyszczekane usta pocałunkiem. Ta metoda nigdy nie  zawiodła żadnego faceta, chociaż przypadek ów, kwalifikował się na listę wyjątkowo trudnego do ujarzmienia. Pod wielkim znakiem zapytania widnieje, czy za taki postępek nie oberwałby po twarzy. Względnie w rachubę wchodzi jakiś przyzwoicie mocny knebel. Jakie to upierdliwe – narzekał w duchu, zerkając kątem oka na pasażerkę. Ta, wpatrywała się niewzruszona w przyciemnianą  szybę, wystukując palcami takt do piosenki wydobywającej się z głośników. Traktowała go jak powietrze, zupełnie ignorując jego obecność.
- Zawsze jesteś tak małomówna?
- Nie. – Zmierzyła go obojętnym spojrzeniem. – Tylko tobie przypadł taki zaszczyt.
- Dzięki – sarknął. – Zdecydowanie mi lepiej. – Walnął pięścią w klakson, poganiając marudera z przodu. – Do kurwy nędzy, no! – Krzyknął. – Wolniej się nie da?!
- Cierpliwością nie grzeszysz – posłała mu szyderczy uśmieszek.
- Lepiej zamknij buzię, bo wypaplasz i wylądujesz w bagażniku!
- Nie ośmieliłbyś się – Uniosła hardo podbródek, manifestując, że nie boi się pogróżek. Była twarda, ale tylko na zewnątrz. W środku drżała z niepewności, klnąc na własną głupotę. Zagadując go, starała się niepostrzeżenie, wydostać z pasów bezpieczeństwa.
- Jakoś wcześniej nie byłaś taka pewna. – Widocznie nie dostrzegł jej zamiarów, albo udawał głupiego i świetnie się bawił.
Cicho kliknęło. Nareszcie, udało się! Oby ten świr nie usłyszał hałasu i nie zablokował zamków, inaczej będzie zmuszona do gryzienia i kopania. Przytrzymała czarną taśmę ramieniem, powstrzymując ją przed automatycznym schowaniem. Teraz należy poczekać na odpowiedni moment. Jeszcze sekundkę! Akurat przygotowywała się psychicznie do awaryjnego ewakuowania, w tym do wykonania karkołomnego skoku w szpilkach na oblodzoną jezdnią, gdy samochodem gwałtownie szarpnęło, a pas wymknął się spod ramienia, demaskując ją.
 Zatrzymali się! Korzystając ze sposobności, błyskawicznie chwyciła za uchwyt, uchylając drzwi do upragnionej wolności. Jednakże, jej misterny plan spełzł na niczym.
Cicho syknęła, gdy poczuła na nadgarstku żelazny uścisk męskich palców. Shikamaru zgromił niedoszłą uciekinierkę wzrokiem, jednym stanowczym ruchem usadzając niepokorne stworzenie z powrotem na czterech literach. Nie wysilał się zanadto blokując, wyrywającą się dziewczynę, drugą ręką wciąż operował spokojnie kierownicą, zjeżdżając autem w osiedle apartamentowców.
- Do jasnej cholery! Uspokój się wreszcie, kobieto! – Huknął. Już dawno te babsko przekroczyło, i tak, rozciągliwą granicę jego cierpliwości, wyraźnie prosząc się o kłopoty. – Nie rób scen!   
- Ałć! – Pisnęła płaczliwie. Turkusowe oczy zalśniły od łez. – Nikt nie nauczył ciebie  delikatności wobec kobiet?!
Rzucił okiem, wyraźnie skołowany zmianą zachowania Hime, na własną pięść zaciśniętą wokół szczuplutkiego przegubu blondynki. Na cienkiej skórze widniały czerwone pręgi.
- Wybacz. Nie chciałem. – Wyswobodził dziewczynę, która ostrożnie rozmasowywała obolałe kosteczki. – Pozwól, że – pochylił się do przodu, w bliżej nieokreślonych zamiarach, wywołując natychmiastową reakcję u swej kłopotliwej pasażerki.
Nie zastanawiając się dłużej, Hime zanurkowała pod ramieniem zdezorientowanego bruneta. Z zaciekłą determinacją naparła na Narę całym ciężarem ciała, skupiając się na upragnionym punkcie swej wspaniałej strategii, którą tak ochoczo realizują fikcyjne bohaterki.
Łokieć bezbłędnie sięgnął czułego miejsca między nogami mężczyzny. Przeciągły jęk Shikamaru, niczym najprawdziwsza słodycz dla uszu, oznajmił, iż debiutancko skutecznie znokautowała jakiegoś faceta. Wow! Satysfakcja była ogromna!
        Biduli aż kucyk oklapł. Skulił się z bólu, głowę opierając o kierownicę, przyciskał dłonie do cierpiętniczego podbrzusza. Nie zarejestrował, kiedy nieokrzesana pasażerka czmychnęła z auta. Prawdę mówiąc, w tej chwili miał tę dziewuchę w głębokim poważaniu i nie zatrzymywałby jej. Niech ucieka, im prędzej, tym lepiej dla niej. Gdyby została, nie mógłby dać stuprocentowej gwarancji, czy wyszłaby z tego, ze wszystkimi czterema kończynami. Miał ochotę skręcić kark dla tej diablicy! Jeszcze nigdy, żadna kobieta nie podeptała tak jego męskiej godności i nie naraziła mu się. Hime była pierwszą, którą znienawidził. Znajdzie tę wiedźmę, a wtedy pożałuje swej krnąbrności. Ale najpierw…
- Kurwa! – Wybełkotał z trudem, zaciskając mocno szczeki. – Zabiję ją! – Wykrztusił.
Nie potrafił zebrać myśli, w głowie mu wirowało. Ból skupił wokół siebie całą jego uwagę, nawet przyćmiewał wściekłość na pewną smarkulę. Oblał go zimny pot. Cholera! To chyba gorsze od bóli porodowych. Oczywiście, osobiście ich nigdy nie doświadczył, ale naoglądał się i nasłuchał w życiu sporo. Opowiastki takiego rodzaju zawsze przyprawiały go o mdłości. Teraz czuł się bliższy zrozumieniu rodzącej niewiasty. Czuł się, jakby stratowało go, a konkretnie przetańczyło na jego przyrodzeniu, stado dorodnych słoni.
Mozolnie otworzył drzwi i stanął chwiejnie, opierając się o bok pojazdu. To co miał zamiar uczynić, uważał za niezwykle żenujące. Mimo to wolał spróbować, niż czekać, aż rozsadzi mu spodnie.
Przeniósł ciężar na pięty i zaczął nieudolnie podskakiwać. Kiedyś przeczytał w jakimś piśmie, poświęconym piłce nożnej, że ta śmieszna czynność pomaga w ulżeniu cierpienia w kryzysowych sytuacjach, które wszak często przytrafiają się na boisku. Starał się  nie rozmyślać, jaki widok prezentuje swoimi poczynaniami, ani nad tym, iż ta przygoda może skończyć się dla niego nieprzyjemną wizytą na ostrym dyżurze.
- Przepraszam? Czy Pan się dobrze czuje? – Znieruchomiał na dźwięk głosu. Odwrócił się i  napotkał zmartwiony wzrok starszej kobiety. Po jakie licho ta babcia włóczy się w nocy po ulicach?
- Zajebiście – wysyczał ze złością, lecz zaraz na jego usta wślizgnął się zuchwały uśmieszek. – Jak po wypiździałym orgazmie!
Ignorując pełne oburzenia prychnięcia staruszki i jej zaskoczono – przerażoną minę, wsiadł do auta. Gdy silnik głęboko zamruczał, natychmiast zerwał postanowienie spędzenia spokojnych dni w gronie rodziny. Potrzebuje się wyszumieć, zaznać ekstremalnej dawki adrenaliny… A jutro odszuka piękną Hime i zaserwuje jej porządnego klapsa.                   
     

AUTKO SHIKAMARU