piątek, 28 grudnia 2012

Spotkanie z ,,potworem'' i niespodzianka



                                                          Rozdział V



Późnym popołudniem, w wędrówce przez puszczę, grupce młodym shinobi towarzyszyła grobowa cisza. Spowodowana poobiednią, zażartą kłótnią między Temari i Shikamaru, ciężka atmosfera udzieliła się wszystkim. Jedynie pewna osoba nie dawała spokoju, chcąc rozweselić towarzystwo.

- Jak sobie radzi Suna?

- Cicho siedź!

- Gaara sprawdza się jako szefunio?

- Naruto!! Jeśli nie zamkniesz jadaczki, to zaraz oberwiesz!

- Rany, rany. Nie stresuj się Temari – burknął blondyn, zakładając ręce za głowę. – Was nie da się pogodzić. Nawet mój urok osobisty nic nie zdziała.

- Gdyby nie PEWNA osoba – podniosła głos, wpatrując się w postać, idącą na czele. - Wszystko byłoby w porządku. Ale nie!!! Ten KTOŚ zawsze wtrąci swoje inteligentne, trzy grosze!!

- To ty zaczęłaś kłótnię, egoistko! – kąśliwe uwagi Nary powodowały, że no Sabaku od godziny przypominała chodzący wulkan, którego sekundy dzielą od erupcji.

Blondynka zazgrzytała ze złości zębami.

- Nadęty dupek!

- Widzisz? – odparł z wyższością. – Masz chyba jakieś problemy, z którymi nie umiesz sobie poradzić.

- Zaraz skopię ci tyłek!

- Ciekawe w jaki sposób? Nie masz broni, czakrę masz zablokowaną. Jednym słowem ulegniesz mojej technice, tak jak zwykle – dodał po dłuższym zastanowieniu – żadna nowość.

- Właśnie – wtrąciła szybko Ino, uprzedzając otwierające się usta koleżanki, które, znając życie, miały na języku ciętą ripostę. – Co to za pomysł z pozbawieniem nas broni i czakry? Jak nas zaatakują – przegramy.

- To takie upierdliwe – westchnął przeciągle brunet. – Dlaczego dla Kakashiego przypadła misja na miejscu, a ja włóczę się po lesie z bandą oszołomów?

- Hej, niby to my nimi jesteśmy?!

- To taki koleżeński zwrot, Naruto. Nie przejmuj się. Wracając do pytania – skręcił gwałtownie w głębsze zarośla i zatrzymał się u podnóża niewielkiego wzgórza. Za nim rozlegał się głęboki wąwóz, na jego skalistych ścianach rosły, dziwnie wyglądające dla oka, drzewa. Ich długie korzenie, przebijające się między kamieniami i sięgające gleby, tam, gdzie mogły znaleźć wodę, świetnie przystosowały rośliny do trudnych warunków glebowych. Poza tym, nie widać było żadnego życia. – Jesteśmy na miejscu – odwrócił się w stronę ,,podopiecznych’’. A więc… Wasze drugie zadanie nie wymaga użycia siły. Tak przynajmniej twierdziła Hokage – podrapał się w szyję –  lepiej bądźcie ostrożni. Kto słuchał Kakashiego, ten wie, co trzeba zrobić. Macie czas do zachodu słońca, jeśli się spóźnicie – nici z kolacji.

- Coo?! Dlaczego?! – oczy blondyna rozszerzyły się do granic możliwości. – Umrzemy z głodu. Naskarżę to babuni Tsunade, że się znęcacie nade mną. Żołądek przykleił mi się do kręgosłupa, czuję to – wyszeptał płaczliwym, prawie piszczącym głosikiem.

-  To nic nie da. Piąta kazała mieć twoją osobę pod specjalnym nadzorem. Jeśli usłyszy skargi dotyczące twojego narzekania, jęczenia i takie tam, to wyda specjalny zakaz: ZERO ramenu dla Uzumakiego.

- Wszyscy przeciwko mnie! Zamknę się w sobie – zerknął z nadzieją na Choujiego. – Dasz chipsa?

- Nie.

Pięknie…

Nara odetchnął z ulgą.

- Do dzieła – odwrócił się plecami do parowu i wskoczył na gałąź pobliskiego drzewa. Ułożył się wygodnie, rozkoszując się świeżym powietrzem, wyciągnął srebrną zapalniczkę i papierosa, który został zapalony przez pierwszą iskrę. Chłopak głęboko zaciągnął się oparem. Trzy godziny. Ciekawe, czy zdążą?





- Flapcio! Co to za idiotyczne imię?! – wrzaskowi Kiby towarzyszyło niezadowolone powarkiwanie Akamaru.

- Nie? – poparł go Lee, który co chwila robił jakieś dziwne wygibasy. – Nie mieli pomysłu młodości. Ja nazwałbym go, no nie wiem… Jakoś, co oddaje siłę i potęgę.

- Stella – spojrzeli z otwartymi ustami na rozmarzonego Shino.- Kiedyś spotkałem cudowną żuczkę. Mhm – odchrząknął zażenowany – i tak dalej.

- To chłopiec, nie dziewczynka.

- Od kiedy odróżniasz płci, Naruto?

- Zamknij się, psie! Moim zdaniem powinien wabić się, Macho.

Dziewczyny, idące z tyłu parsknęły głośnym śmiechem.

- To mały króliczek, nie grizzly – Tenten trzymała się za bolący od śmiechu brzuch.

- I nie możemy zrobić mu najmniejszej krzywdy.

- Aj, Sakurka – chan. Twierdzisz, że bylibyśmy w stanie go skrzywdzić? Kocham zwierzęta – złotowłosy rozłożył szeroko ramiona i podskoczył z uciechy. -  Już czuję dziki zew natury…





- Taka gromada ludzi na jednego gryzonia? – nachyliła się, aby pogłaskać białe futerko stworzonka. – Jaki mięciutki i milusi.

- Czyżby twarda Temari nam się rozklejała? – Ach, te zaczepki Inuzuki, prawie tak denerwujące jak Nary. Jednak ten pierwszy, to urodzony flirciarz. Wiedział, co robić, żeby zbliżyć się do dziewczyny i jej czasem nie zrazić. – Z takimi maślanymi oczętami – wskazał na zwierzątko – spojrzysz na mnie przychylniej?

Odwróciła głowę do tyłu, uśmiechając się zawadiacko.

- Marzyciel… Ała! – szarpnęła ręką, wyrywając ją ze stalowego uścisku szczęk króliczka. Na przedramieniu widniały cztery, średniej wielkości otwory po ugryzieniu. Biała ,,kulka’’, korzystając z chwilowego zamieszania, rzuciła się do ucieczki. – Cholerny futrzaku, skończysz na talerzu!



- Bierz go, Akamaru!

- Pieszczotliwy, pełen dobroci, pozbawiony przemocy – konohański kopniak!

- Kuso! Głupi sierściuch!

- Jak ślicznie kica!

- Aaa! Chce odgryźć mi nogę!

- Gdzie on się schował?

- Wlazł w szczelinę. Tam! Widzę ogonek!

- RASEN…

- Głąbie! Kakashi mówił o  ŻYWYM króliku, nie o potrawce z niego!

- A taki mini Rasengan?

- Zapomnij.

- Jak my złapiemy te cholerstwo? – sapnęła zdyszana Temari. – To mięsożerny potwór.

- Spróbujmy zwabić go przynętą – podsunęła Hyuga.

- Jesteś genialna, Hinatka – chan! – odrapaną twarz Uzumakiego ,,ozdobił’’ szeroki uśmiech. – A co nią będzie?

- Na pewno jedzenie.

- Trafna uwaga. Ale jeśli to do ciebie nie dotarło, Ino – Sakura usiadła ciężko na ziemie – nie dysponujemy ogródkiem.

- Marchewek – nie mamy, ale coś znacznie lepszego – Kiba wskazał na prawo od siebie. – Chouji’ego.

- Coo?! - przeraził się niebieskooki – Rzucimy go na pożarcie?!

- Ty masz sieczkę zamiast mózgu, Naruto! Chodzi o chipsy. Gryzonie to głupie stworzenia…

- Ten stanowi wyjątek.

- Nie przerywaj, Shino. Zastawimy pułapkę, gdy włochate monstrum straci czujność, wyląduje w klatce.

- Poleci na coś takiego? – spytała z powątpiewaniem no Sabaku.

- Lecieć, Temari, to ty możesz na Shikamaru – od Tenten bił niepoprawny entuzjazm i nawet morderczy wzrok koleżanki go nie ostudził. – Mały skubaniec na 100% w to wpadnie.





Doga powrotna trwała wieczność. Przynajmniej tak to odczuwała ambasadorka Suny. Zmęczenie dało się we znaki. Odnajdująca właściwy nurt, czakra, odprężała i dziwnie osłabiała organizm. Najmniejsza próba wysiłku spotykała się z buntem ze strony mięśni. Odetchnęła głębiej, aby nie syknąć z bólu. Podniosła lekko głowę i rozglądnęła się wokoło. Nie ona jedna odczuwała skutki treningu. Wyjątek, jak zawsze, stanowił Naruto, któremu nie przeszkadzał obecny stan. Trzymając klatkę z Bagniakiem – sam nawet wymyślił nowe, dość oryginalne imię dla królika, dziarsko maszerował. Moc Kyuubiego czasami potrafi pomóc. Jinchuriki. Powróciły niechciane wspomnienia. Ogoniaste bestie budziły uczucie strachu, którego doznała za młodu. Usta kunoichi wygięły się w podkówkę, brwi zbliżyły się do siebie, na czole pojawiły się małe bruzdki. Śmierć matki, brat – Jinchuriki odejście przyjaciela, ciągłe spiski, morderstwo ojca. Dla dziecka to traumatyczne przeżycia, nawet jeśli jest ono shinobi. Tym sposobem, z kochanego maleństwa, przeistoczyła się w bezwzględną, okrutną i pozbawioną litości dla wrogów, maszynę do zabijania. Nie, że nie chciała zostać ninja, wręcz przeciwnie, zawsze tego pragnęła. Poukładane życie szarego obywatela, byłoby w jej przypadku, bezsensu. Egzystencja wojownika przynosi nowe doświadczenia i dreszcz emocji, ale lata spędzone z bronią w ręku, odcisnęły piętno w naturze dziewczyny. Jej życie zmieniło się dopiero po egzaminie na chunina, w Konoha i zawarty, w późniejszym czasie, pakt pokoju z Wioską Ognia. Konoha…

     Shikamaru, idący zaledwie dwa kroki za siostrą Kazekage, dostrzegł, że kąciki ust blondynki uniosły się ku górze. Ciekawe, o czym pomyślała?



            Schodziła ze schodów w ślimaczym tempie. Po raz pierwszy męczyły ją zakwasy. Te ganianie za durnym kłębkiem futra, oślepionego (bagatelka) rządzą mordu, to najbardziej upierdliwa misja, jaką do tej pory otrzymała. Jeszcze ta pobudka! Głupi Nara, kto to widział wyciągać człowieka z łóżka o 6.00 rano? To nieludzkie, a więc okrutny czyn został sprawiedliwie ukarany.

Weszła do kuchni, w której znajdowali się prawie wszyscy, oprócz Gaia. Usiadła na wolnym miejscu, o ironio, naprzeciw syna Shikaku. Niemrawo zamrugała powiekami i wzięła jabłko, w które z ponurą miną, wbiła zęby.

-  No, dzisiaj czeka was niespodzianka.

- Jaka, Kakashi – sensei? – dziecinna ciekawość Uzumakiego czasami naprawdę irytowała.

- Za chwilę się dowiesz, zaraz po tym – wskazał na plik papierów, leżących na stole.

- Cc..o? Co to jest, sensei? – na czole chłopaka pojawiła się kropelka potu.

- Mały teścik – odpowiedział uradowany Hatake.



Shikamaru obserwował dziewczynę, siedzącą na fotelu. Jakieś pytanie z arkuszu sprawiało jej niezłe trudności. Tak ją to pochłonęło, że nie zwracała uwagi na otoczenie. Nic mu nie przeszkadzało w obserwowaniu jej.

Ubrana była w fioletową koszulkę na ramiączkach i krótkie , zielone spodenki. Włosy miała rozpuszczone, sięgały do ramion, lekko na nie opadały. Zgrabne nogi przerzuciła przez oparcie mebla i nerwowo machała bosą stopą. Dolną wargę przygryzła. Zauważył, że robi tak, gdy jest zdenerwowana, zakłopotana, bądź nad czymś intensywnie myśli. Dłonią podparła głowę, palcem wskazującym masowała skroń. Musiała się nie wyspać, bo wyglądała na zmęczoną.

- Mógłbyś łaskawie nie gapić się moją kartkę, Naruto?

Rozejrzał się po salonie. Twardogłowy ninja stał za Saiem i bezczelnie czytał jego odpowiedzi.

- Dlaczego rysujesz serduszka?

- Nie twoja sprawa – schował szybko ,,sprawdzian’’. – Łaskawie, nie zżynaj.

- Chciałem skorzystać z pomocy koleżeńskiej, a to nie ściąganie – nachylił się  i wyszeptał poddenerwowany. – Pomóż, zapomniałem Piątej Wielkiej Nacji.

- To pytanie na najniższym poziomie Akademii, dzieci wiedzą więcej od ciebie.. Pusto w spodniach, pusto w głowie… - mruknął pod nosem.

- Odwal się od mojego przyrodzenia!

-  Dobra, koniec. Kartki do mnie – całe szczęście Hatake przerwał początek kłopotliwej kłótni.

- Zdążyłem odpowiedzieć na jedno pytanie, sensei. Przedłuż czas.

- Pewnie się tylko podpisałeś – rzucił złośliwie Kiba.

- Nie chcesz niespodzianki? – spytał zdziwiony jounin.

- OK, oddaję. A więc? No, mistrzu. Mów.

- Dzisiejszy dzień macie wolny…



Cud!! Napisałam. Muszę chyba sobie skopać tyłek, za to, że tak rzadko wrzucam (moim zdaniem - beznadziejne) notki.  Postaram się przyspieszyć tempo, co mam nadzieję, że mi się uda. Czegoś w moim opowiadaniu brakuje, ale nie wiem czego. No i mam rozkminę. Niedługo do szkoły, o matko!!! Załamka. Spróbuję skorzystać na maksa z pozostałych dni wolnych i może zacznę pisać kolejny rozdział. A tam, co mi szkodzi(taka pamiątka na stare lata) pochwalę się moim koniowatym. 






 Mam nadzieję, że moja marna wena choć trochę was zadowoliła.
O, jeszcze jedna uwaga. Moje tytuły są całkowicie bezsensu, nie mam talentu do czegoś takiego.
Jedna prośba: jak możecie, zareklamujcie mojego bloga na innych, teraz ja o to proszę:)  (wiedziałam, że to nastąpi).

Doceniam siłę komentarza.