środa, 29 sierpnia 2012

Początek


Rozdział I

Ciszę nocną przerwał trzask brutalnie zamkniętych drzwi, do których, po chwili, dołączył odgłos upadającego ciała oraz stek najróżniejszych przekleństw. W pokoju zapaliło się światło, ukazując rozwścieczoną siedemnastoletnią dziewczynę i przyczynę jej aktualnego stanu.
- Co to, do jasnej cholery, jest? – warknęła wściekła, kucając przy pudle pokaźnych rozmiarów. Otworzyła gwałtownym ruchem wieko, a na widok zawartości, żałośnie jęknęła. – No nie, zapomniałam. Mam z tym co najmniej dwutygodniowe opóźnienie, Gaara chyba chce mnie wykończyć. Uzupełnienie tego zajmie kilka dni, ja chcę porządną misję, a nie nudną papierkową robotę. Swoją drogą zabiję Kankuro, nie miał gdzie tego postawić, tylko oczywiście pod drzwiami.  Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, dziewczyna nie patrząc na gościa, pochwyciła rzecz leżącą najbliżej niej i z całej siły rzuciła nią w stojącego w drzwiach:
- Gaara? – zapytała zaskoczona na widok młodszego brata, obracającego w ręce szczotką do włosów. – Nie powinieneś być w gabinecie, oddając się codziennym przyjemnościom podpisywania różnych dokumentów i czytaniu raportów? Widziałam twoje zaległości, o wiele większe niż moje.
- Taa, właściwie to tak – odpowiedział zamyślony. – Ale zauważyłem, że wróciłaś. Miałem ci coś powiedzieć, jednak chyba wstrzymam się z tym do jutra. Gdzie byłaś? – dodał po chwili, patrząc na siostrę, której wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Poszarpane ubranie, całe pokryte piaskiem, lekkie zadrapania i siniaki na ramionach  oraz prawym policzku, włosy rozwiane, umorusane gdzieniegdzie błotem.
- Trenowałam. Trochę.
- Trochę? Nie było cię przez cały wieczór, aż do teraz, a jest… - dodał spoglądając na zegarek. – 00.30. Dałaś sobie niezły wycisk.
- Muszę, bo mój kochany, nadopiekuńczy braciszek nie chce dać mi żadnej misji. Nie mogę stracić formy.
- Będzie zrobiona papierkowa robota, znajdzie się też misja. A to. – odrzucił szczotkę w jej stronę, którą zgrabnie złapała. – Nie zrobi Kankuro żadnej krzywdy, on ma już zahartowaną głowę.
- Wiem, ale szafą nie zdołałabym rzucić.
Kąciki ust Gaary uniosły się lekko do góry:
- Dobranoc, Temari. – rzucił przez ramię, wychodząc z pokoju siostry. Rodzeństwo. – pomyślał. – kiedyś nienawidziłem ich tak jak innych ludzi, nic dla mnie nie znaczyli. Wszystko się zmieniło, od dnia poznania w Konoha – Gakure twardogłowego ninja numer jeden. To on sprowadził mnie na dobrą drogę, pokazał, że nie jestem potworem, pomógł roztlić iskrę człowieczeństwa, ukrytą głęboko we mnie. Przyjaciel… Uzumaki Naruto.

Temari podniosła się z podłogi. Niemiłosiernie zmęczona udała się w stronę łazienki. Po drodze ściągała kolejne części swojej garderoby, do momentu, aż stanęła naga pod prysznicem. Ach… nie ma to jak przyjemna chłodna woda obmywająca ciało. To zawsze pomaga uspokoić zszarpane nerwy po ciężkim dniu. Chwilę potem weszła do pokoju w rozpuszczonych włosach, owinięta samym ręcznikiem. Rozejrzała się w poszukiwaniu swojej piżamy:
- O kurde. – mruknęła pod nosem. – Oprócz tej nudy nad papierami czeka mnie również generalne sprzątanie. Owszem, Gaara jako Kazekage miał do swojej dyspozycji całą ekipę, która zajmowała się posiadłością Wielmożnego. Ale rodzeństwo no Sabaku nie wpuszczało nikogo do swoich pokoi; woleli sami dbać o porządek niż jakby ktoś miał naruszać ich prywatność.
Temari zajrzała za biurko, uśmiech tryumfu wkradł się na jej twarz. Jest!!! Szybko przebrała się w krótkie spodenki i zasłaniające je, lekką bluzeczkę na cieniutkich ramiączkach. Sprawnie omijając porozrzucane wszędzie, różnego rodzaju dokumenty, dotarła do łóżka, na które padła wykończona. Wtulając twarz w poduszkę niemal natychmiast udała się do krainy marzeń.
            Za oknem wschodziło już słońce , świat budził się ze snu, w powietrzu roznosił się aromatyczny zapach, wydobywający się z domów mieszkańców Suny, ptaki rozpoczęły swój poranny koncert. Błogą ciszę przerwał odgłos rozpadającego się budzika. Temari leniwie podniosła jedną powiekę:
- Piąty. – mruknęła, patrząc na szczątki elektronicznego urządzenia, spoczywające pod ścianą. Westchnęła, i spojrzała przez okno, na białe obłoki, leniwie sunące przez niebo. Przypomniała sobie dzisiejszy sen. Konoha. Śniła się jej Wioska Ognia. Nie była w niej od dwóch lat, ciekawiło ją, czy wiele się tam zmieniło. Chętnie spotkałaby się ze swoimi przyjaciółmi. Jakie to upierdliwe. – Hej zaraz, zaraz. Zaczynam myśleć jak ten cały leniwy Shikamaru. To się robi już zaraźliwe. Pokręciła głową, aby odgonić natrętne myśli, które nie wiadomo czemu zaczęły krążyć nad osobą młodego Nary . Jeszcze zaspana wstała z łóżka, po drodze zabierając ubrania, weszła do łazienki. Po prysznicu ubrała swój ulubiony strój: krótką, czarną tunikę na ramiączkach, część zbroi ANBU i lekką siateczkę na ramionach, dekolcie i udach. Uczesała włosy w tradycyjne cztery kitki.  Rzuciła okiem na swoje obicie w lustrze i wyszła z pokoju. Nie brała broni: ogromnego wachlarza, nie będzie jej potrzebny, po śniadaniu czekają na nią papiery, ma zamiar zrobić z nimi porządek w jeden dzień i mieć w końcu spokój. Zbiegła po schodach, przeszła przez salon i stanęła jak wryta w wejściu do kuchni:
 - NARA?!! – krzyknęła zaskoczona na widok chłopaka, siedzącego przy stole nad wielką stertą dokumentów.


Pierwsze rozdziały mogą być nudne, ale muszę zrobić jako taki wstęp. Mam nadzieję, że komuś moje wypociny się spodobają. .