sobota, 24 listopada 2012

Spotkanie z przyjaciółmi i sielankowość pierwszego zadania.




                              Rozdział IV

Powitały ich radosne krzyki przyjaciół. Dziewczyny ,,rzuciły’’ się w kierunku przyjaciółki z Suny. Otoczyły ją ciasnym kręgiem, po czym zaczęły się nawzajem przytulać. Mówiły wszystkie naraz, chciały podzielić się jak najszybciej najnowszymi plotkami. Wzrok i mina blondynki wskazywały na to, że przez potworne zmęczenie, nie kontaktuje zbyt wiele. I jedyną rzeczą, o której była teraz w stanie myśleć, to ciepłe łóżko i długi sen. Shikamaru, po przywitaniu z męską częścią drużyny, rozglądnął się dookoła. Usytuowanie mieli dobre. Polana, dość pokaźnych rozmiarów, otoczona rosłymi drzewami, dawała poczucie odseparowania. Będę mogli skupić się na treningu. Dom, w którym mają mieszkać, znajdował się ze strony wschodniej. I wyglądał…okropnie. Nie chciał nawet myśleć, w jakim stanie jest jego wnętrze. Jeszcze raz podziękował za to, że tylko nadzoruje, a nie bierze czynny udział. Nie chciało mu się zmagać, z tym wszystkim, co zostało obmyślone przez Tsunade. Byłoby to zbyt kłopotliwe. Z niechęcią spojrzał na biały, kilkunastoosobowy namiot. Noc spędzona w śpiworze, po podróży z Gai’em, to nie to, na co miał ochotę. Ale cóż. Lepsze to, niż marznięcie pod gołym niebem. Ziewnął i podążył w kierunku schronienia, w celu zaklepania najlepszego miejsca. Z dala od Naruto, te jego nocne wypady na potrzeby fizjologiczne są upierdliwe. Shino i Kiba również odpadają. Nie ma mowy, aby po jego ciele chodziły robaki, albo pchły. Lee, podczas snu, dziwnie się rzuca: wymachuje nogami i rękami, jakby walczył. Ech…trudny wybór. Szkoda, że nie ma Neij’ego. Podczas krótkiej rozmowy, Kakashi, oznajmij mu, że Hyuga dostał ważną misję ze swoim wujem. 
Temari wyjrzała za ramienia Hinaty.
- Ej, Nara! A ty gdzie?
- Jeśli nie dowidzisz, idę spać.
- Dobry pomysł – poparł Hatake. – Jesteśmy zmęczeni, a od jutra czeka na was ciężka praca.
- Nie jesteśmy dziećmi, sensei. Nie kładę się do łóżka, od razu po zachodzie słońca – oburzył się ,,lisek’’.
- Zamknij się. Tak się składa, że często wszystko opóźniałeś. A chrapałeś, jak niedźwiedź 10 godzin. Musiałam wywarzać drzwi, od twojego mieszkania i ściągać kołdrę, a czasami również ciebie!
- Sakurka-chan. Czy ktoś kiedyś mówił, że jak się denerwujesz, to wyglądasz przerażająco?
- Coś ty powiedział?! – żyłka na czole Haruno niebezpiecznie zadrgała.
- Hej! Wystarczy kłótni – Gai przybrał minę odpowiedzialnego wychowawcy. – Kto ostatni w namiocie, ten za karę zrobi 2000 pompek. - Ha, ha – zaśmiał się z wyższością, widząc natychmiastowe rezultaty swojego szantażu. – Ten trik nigdy nie zawodzi.
- Jestem pod wrażeniem – szarowłosy jounin ruszył w kierunku pobliskiego, rozłożystego drzewa. – Twoja przebiegłość, nie zna granic, Gai.
- Ha! Widzisz mój odwieczny rywalu, co to znaczy spryt umysłu, opętanego siłą młodości?!
- Sarkazm, jest tobie obcy, co nie?
- Nie śpisz w namiocie? – spytał zaskoczony, na widok swojego kompana, wygodnie opierającego się o pień.
- Nie. Nasz twardogłowy ninja potrafi doprowadzić do szału w trakcie spoczynku. A z tego, co widziałem, jego pęcherz nie wytrzyma dłużej niż godzinę.
- Mhm, święta racja – przytaknął. – Zielona bestia Konohy, musi być w pełni sił, zawsze i wszędzie.
      Dopadli gromadą, do wąskiego wejścia. Z  wielkim wysiłkiem przecisnęli się i z rozpędu, straciwszy równowagę padli, bezpośrednio na biednego Narę. Próbował jakoś się wyczołgać, aby uchronić biedne żebra. Uniemożliwiała mu to skutecznie Temari, która leżała przyciśnięta do jego pleców, przez Kibę. Na samym szczycie ,,piramidy’’ siedział Chouji.
 Poczuł, przy uchu głośne sapnięcie koleżanki, która nie mogła odetchnąć.
- Chouji złaś! – ledwo wydyszała. – Jesteś zbyt gru…
- Nie kończ – wrzasnęła ostrzegawczo Ino. Za późno. Oczy Akimichi'ego niebezpiecznie zapłonęły rządzą mordu. Przeklęli siarczyście. Każdy wiedział, że rozmiar ciała to temat tabu. Jednak na tę chwilę, ktoś zdaje się o tym zapomniał… Świetnie pomyślał Shikamaru, zamiast zakopać się w śpiworze, zmuszony jestem do rozstrzygnięcia sporu.
- Heh! Chouji, spokojnie- zaczął ostrożnie, aby nie doprowadzić, do zbliżającej się wielkimi krokami katastrofy. – Zmęczenie dało jej w kość i przez to nie jest w stanie racjonalnie myśleć, plącze się jej język…
- NARA!! – ambasadorka Suny, mówiąc delikatnie była wściekła. – Uważaj lepiej na słowa! Zaraz to ciebie będą musieli ratować.
- Jeśli nie chcesz, aby twoja śliczna buźka, została zmasakrowana, to lepiej przeproś!
- W życiu.
- Nie wiesz, co mówisz – zerknął na kumpla, którego z wielkim trudem wstrzymywał Lee. – Nawet Asuma nie potrafił z nim w takim stanie wygrać.
- Że co?!
- Natychmiast przeproś!
- Dobra – uległa niechętnie. – Niech będzie. Przepraszam.
      Atmosfera w namiocie uległa nieoczekiwanej zmianie. Jakby całe zdarzenie sprzed paru minut, nie miało miejsca.
- Uff – Ino potarła czoło. – Jakoś się udało – stanęła na nogi i wesoło się uśmiechnęła. –  Zamawiam różowy śpiwór i nie ma bata, aby zajęła go Sakura!
  Półgodzinna sprzeczka, niektórych naprawdę usatysfakcjonowała. Wyjątek stanowił Uzumaki, który naburmuszony, poszedł spać pomiędzy Kibę, a Shino…

            - Aaaa!
Monotonną ciszę puszczy, przerwał histeryczny wrzask dziewczyny. Na piętro, do jednego z pokoi, gdzie aktualnie przebywała, wbiegł Shino z Hinatą. Zadyszani, stanęli jak wryci na widok przyjaciółki, która zwróciła w ich stronę przerażony wzrok.
- Proszę, zabierzcie go ode mnie – Hyuga musiała nieźle się natrudzić, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- A my myśleliśmy, że coś ci się stało – podeszła do ,,poszkodowanej’’, siedzącej na podłodze. – No tak, faktycznie do ładnych nie należy – dodała, wpatrując się w łydkę Yamanaki. Rozsiadł się na niej tłusty, czarny żuk z wyłupiastymi oczami i ostrymi pazurkami.
- Aaa! Znów na mnie spojrzał! – z rozmachem, strzepnęła insekta na podłogę. Podniosła nogę, aby rozdeptać szkodnika.
- Nieee! – Shino, do tej pory milczący, skoczył z dzikim okrzykiem w stronę blondynki. – Nie rób tego – w ostatnim momencie zablokował kopniaka. – To niezwykle rzadki okaz. Młoda samiczka, ma teraz sezon godowy. Chciałaś pozbawić ją życia, w tak pięknym okresie?
- Ee? To tylko robak. Nawet nie będzie znała ojca małych paskudztw.
- I tu się mylisz. Wyróżnia je doskonała pamięć. Swój pierwszy raz zapamięta doskonale.
- Już to widzę.
- Chodź tu malutka – chłopak zupełnie zignorował czyjąś obecność. – Zaopiekuję się tobą i trochę poduczę.
- Ciekawe czego? Sam masz zerowe doświadczenie.
- Skąd to możesz wiedzieć? – spytał całkiem poważnie.
Ino mimowolnie otworzyła usta.
- Teraz to mnie zagiąłeś, nie ma co.

            Mniej więcej, w taki sposób przebiegała ich pierwsza misja. Od rana trwało wielkie sprzątanie domu. Gdyby ktoś oglądał to z boku, śmiało mógłby stwierdzić, że lepszej komedii, nigdy nie widział.
   Drzwi i okna zostały otwarte na oścież. Co jakiś czas miotłami, bądź ,,chwytami’’ ninja, wydobywały się z nich tumany kurzu, na wietrze powiewały wymiecione nici pajęczyn. Osiadły na gałęziach pobliskich drzew, tworząc misterne dzieła sztuki. Shino siedział na tarasie i ,,przekonywał’’ różnego rodzaju robaki, do zamieszkania w lesie. Naruto, co jakiś czas wylatywał z okna, dzięki silnemu kopniakowi Sakury. Dosłownie chwilę temu, musieli wyciągać blondyna z gęstej sieci pajęczyn. Biedak, tak się zaplątał, że nie był w stanie ruszyć żadną kończyną. A wszystko przez swoją głupotę. Na samym końcu strychu, dostrzegł starą, unikatową miskę do ramen. Nie zwracając na nic uwagi, pognał przed siebie, by ją zdobyć. Przez to, musiał znosić nieprzyjemne uczucie, tupotu małych nóżek pająków, na swoim ciele. Tenten szalała w kuchni. Wzięła za obowiązek poukładania wszelkiej ,,broni kuchennej’’. Hinata nieśmiało podążała za Uzumakim. Za każdym razem, gdy na nią spojrzał, powracała do ścierania kurzu. Robiła to tak nerwowo, że cały pył sypał się na jej twarz. Chouji obiecał sprawdzić świeżo dostarczony prowiant. Siedział w spiżarni dobre piętnaście minut, ale żaden nadzorujący nie miał czasu, aby dokonać inspekcji. Ino dekorowała każde pomieszczenie kwiatami. Po przygodzie z żuczkiem, oznajmiła, że nie ma zamiaru  sprzątać, w tak niebezpiecznym miejscu.  Sai zawzięcie malował ściany salonu.
- KIBA!! – przebywający na parterze, Lee, wydarł się na całe gardło.
- Czego tak wrzeszczysz?! – z toalety, wydobył się dziwny, zniekształcony głos Inuzuki.
- Muszę użyć swojego magicznego głosu, abyś usłyszał potrzebę młodości!! Dlaczego tak dziwnie mówisz? – jego brwi powędrowały ku górze, na widok kolegi. – Po co ci ta maska?
- Gdybyś dostał taką robotę, jak ja – zdjął z twarzy maskę i spinacz, zatykający jego nos. Odetchnął głęboko. – Też byś tak zrobił. Niech ja tylko dorwę się do Shikamaru. Będzie zmuszony przebrnąć przez takie same katusze, jak ja. Mój biedny nos. Po co mnie wołałeś?
- Potrzebny mi jest Akamaru.
- Po jakiego groma?!
- Nie daję rady z myszami.
- LEE!! To jest pies, a nie parszywy kot! Jak możesz go tak obrażać?! – spytał wzburzony.
- O! O wil… Eee? Psie mowa – Brewka, aż podskoczył z uciechy, na widok poszukiwanego. Ten natomiast przygnębiony, z opuszczonym ogonem, usiadł obok swego pana.
- No to jak? Chcesz pomóc?
Akamaru rozglądnął się niepewnie, zatrzymując dłużej wzrok na otwartych drzwiach do ,,sali tortur’’. Machnął ogonem.
- Ha! Nie mówiłem, że nigdy w życiu, czegoś takiego nie zrobi?! Ej! Akamaru! Co ty wyczyniasz?! – krzyknął zdezorientowany. – Mały zdrajco! A tylko poproś o pomoc z dziewczyną! – łapał się ostatniej deski ratunku, aby zatrzymać kompana, idącego z Lee. Z przerażeniem spojrzał na łazienkę. ,, Cholera. Zostałem sam’’
   
- Tylko powoli. Niczego nie rozwal –dodał, otwierając okno. Odsunął się na bok, aby przez ,,nieszczęśliwy’’ zbieg okoliczności w jakikolwiek sposób nie ucierpieć. - Dobra. Możesz zaczynać, kłopotliwa kobieto – krzyknął w stronę Temari, która ustawiła się na końcu ciemnego korytarza.
Po wielu kłótniach, No Sabaku uparła się, aby Nara ruszył leniwe dupsko i pomógł w porządkowaniu domu. Nie miał większego wyboru, bo każdy na to naciskał. A miałem mieć święty spokój. Marzenie ściętej głowy… 
Ktoś podał pomysł, aby dzięki swoim umiejętnościom, dziewczyna wyzbyła się wszelkiego syfu z korytarza. Jak dla niej znośne zajęcie. Wzięła głęboki wdech, wyciągnęła ogromny wachlarz, z czerwonego pasa, na talii.  Niczego nie rozwalić – pomyślała. - Łatwo powiedzieć geniuszu Konohy. Jak mam użyć technik wiatru, w tak ciasnym miejscu?
- No dobra – mruknęła. Wzięła zamach. - Sabaku no toppū *- krzyknęła, posyłając podmuch wiatru, w stronę otwartych okiennic. – I nie trzeba miotły – stwierdziła z zadowoleniem, przypatrując się dokonanemu dziełu: korytarz lśnił, jak po wielogodzinnym pucowaniu.
- Wygląda na to, że pierwsze zadanie wykonane – Shikamaru podszedł do dziewczyny, wyciągając z jej puszystych, blond włosów nitkę pajęczyny. – Jesteś niesamowita – dodał z uznaniem, lekko podnosząc kąciki ust do góry.
- Ha! Wiem. Ma się to coś.
- Nadajesz się na sprzątaczkę
Wzięła porządny zamach, kierując swoją broń na głowę chłopaka. Uderzyła porządnie.
- Ała! Czyś ty zwariowała?!
- Może pomogę twoim szarym komórkom lepiej funkcjonować?
- Wiesz, że mam prawo dać ci karę?
- Tylko byś spróbował – warknęła hardo.
- Chyba zaryzykuję...

            Wczesnym popołudniem zebrali się w salonie, w oczekiwaniu na kolejne zadanie, które miał wytłumaczyć Kakashi. O dziwo, każdy czekał w skupieniu, nawet Naruto, którego ,,strzegła’’ sprawiedliwa ręka Sakury. Temari usiadła w fotelu, pod oknem. Zawiodła się. Myślała, że czekają na nich trudne, niebezpieczne zadania. Pierwsze było na poziomie zerowym, jeśli pozostałe takie będą, to pestka. Spojrzała na Narę. Chłopak siedział zamyślony, pogrążony we własnym świecie. Mhm… Coś tutaj nie pasuje. Jeśli chodziłoby o zabawę, nie byłby taki poważny. Skupiła się, starając przypomnieć słowa Gaary: ,, Nie dajcie się zmylić. To, że przywita was na miejscu, zadanie porządku dziennego: proste i śmieszne. Nie oznacza, że kolejne będą takie same. Z każdą chwilą poprzeczka rośnie. Wasze umiejętności zostaną wystawione na próbę. Tylko wysokiej rangi ninja poradzi sobie z tym testem. Jedyną wskazówką jest to, że macie działać razem, zespołowo…’’ Ech…Mogłam lepiej słuchać, a nie droczyć się z Kankuro. Zaraz! To podstęp, chcą uśpić czujność. Jeśli od początku olalibyśmy, to na końcu czekałaby nas porażka! Aj! Kage, to podstępne typki, nawet jeśli jest nim rodzony brat, albo staruszka. Ciekawe, czy inni się domyślają? Skierowała wzrok w kierunku drzwi.
 Do pomieszczenia wszedł Hatake.

*podmuch pustynnego wiatru ( technika wymyślona przeze mnie)

Mam dość. Pisałam tę notkę i trzy razy komp gasł, albo wszystko się zacinało i się nie zapisywało... Po czterech poprawkach, daje wam do ocenienia moje wypociny.

         PROŚBY, SKARGI, ZAŻALENIA W KOMENTARZACH...

 Chciałabym gorąco polecić wspaniały blog, opowiadający historię Kushiny i Minato, oto on:   
                                          http://jinchuuriki-i-czwarty.blogspot.com/







niedziela, 4 listopada 2012

Cholerne wyczucie Gaia



Rozdział III
Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetliły gabinet Hokage. W środku czekały niecierpliwie trzy drużyny młodych shinobi, Shizune i … zdenerwowana Tsunade. Ta ostatnia, od ponad godziny, chodziła po całym gabinecie, gniewnie mrucząc pod nosem.
-Gdzie oni są?! – ryknęła na całe gardło. – Dwie godziny! Jak tak dalej będzie zdegraduję obu do poziomu ucznia akademii! Ile można?! Cholera! – złapała za krzesło i wyrzuciła je, przez stłuczone już okno.
- Tsunade-sama – westchnęła Shizune. – To czwarte krzesło, nie licząc biurka i szyby. Na Pani charakterze ponosimy same straty – wychyliła się przez okno, spoglądając na dwójkę ludzi, zbierających szczątki mebla. – Izumo, zamów jeszcze jedno krzesło – z głębi pomieszczenia dał się słyszeć trzask drzwi. Kobieta wzniosła błagalne spojrzenie ku niebu. – Kotetsu przyszykuj drzwi i trochę gipsu – odwróciła się w stronę rozzłoszczonej Sanniki i grupki przerażonej młodzieży. – Nie są przecież dziećmi. Znają swoje obowiązki.
- Może nie są nimi, ale zachowują się jak one.
Zapadła głucha cisza. Nikt nie miał odwagi denerwować Piątej. Każdy chciał zachować głowę i cztery kończyny. Może, gdyby był tu Naruto, byłoby inaczej, ale blondyn po piętnastu minutach nieustającego gadania na temat głodu ramenowego, został (dosłownie) wyrzucony zza drzwi.
- Dwie godziny!! Miarka się przebrała! Wszy… - wypowiedź kobiety przerwał głuchy trzask. Przy oknie, w kłębach szarego dymu wychyliły się dwie postaci. Pierwsze, co można było dostrzec to: zielona książka, szara czupryna i znudzony wzrok, a za pleców kopiującego ninja oślepiający błysk zębów jego rywala.
- KAKASHI!! GAI!! Moja cierpliwość się skończyła! Mam nadzieję, że macie dobrą wymówkę. Jeśli nie… - jej pięść otoczyła się czakrą.
Hatake schował lekturę do kabury:
- Gai wymyślił kolejny fascynujący pojedynek. Nie mogłem odmówić. Szczególnie, że okazał się ciekawy i zabawny – zerknął, na mocno zaczerwionego kompana. – A potem doszła wymierzona kara: 600 przepłynięć wokół jeziora. Trochę to zajęło.
- Wy!!! Zamiast misji, bawicie się w głupie wyzwania!
- Rozwijaliśmy swoje umiejętności…
- Niech będzie. Ostatni raz, wychodzicie z czegoś takiego w jednym kawałku – oparła się plecami o biurko, wciągnęła ze świstem powietrze, po czym kontynuowała. – Wiecie, dlaczego tu jesteście. Trening rozpoczyna się pojutrze, wyruszacie dzisiaj wieczorem. Jak się dowiedziałam… ehm. Miejsce, w którym macie mieszkać, pozostawia wiele do życzenia. Zostało ostatnio nieźle zaniedbane. To jest pierwsze zadanie. Może wydać się śmieszne, ale każde działanie ma doskonalić umiejętności i pracę zespołową, która u was… jest do kitu. Shikamaru, Temari i Gai dołączą do grupy na miejscu. A, jeszcze jedno. Te pięć dni spędzicie w Kraju Ognia , na terenach całkowicie bezpiecznych, żeby nic nie przeszkodziło szkoleniu. Na wschód od jeziora rozciąga się stary bór: Las Yūyake. Pod żadnym pretekstem nie macie prawa wchodzić w jego bezkresny gąszcz. Nie jeden utalentowany jounin tam poległ. Nie będę wyjawiać w tym momencie zbyt wiele – machnęła niedbale ręką. – To doskonała opowieść na wieczór grozy, przy ognisku, zwłaszcza dla…Naruto. No dobra. Zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy, spiżarnia jest pełna. To wszystko. Rozejść się!
- Hai! – odpowiedzieli chórkiem, kierując się w stronę drzwi.
- Kakashi, Gai, zostajecie – po zamknięciu drzwi za Shino, zwróciła się do dwójki shinobi. – Doskonale wiecie, że nie żartowałam z tym lasem. Pilnujcie ich porządnie, zwłaszcza Uzumakiego. Najlepiej nastraszcie go porządnie. Po innych, spodziewam się większej rozwagi, a nasz kochany genin czasami nie wie, po co Stworzyciel dał mu takie narzędzie jak mózg. Chwila… Czegoś tu brakuje – miodowe oczy zaczęły wpatrywać się podejrzanie w mężczyznę, w zielonym kombinezonie., który tępo wpatrywał się w podłogę. Na słowa Hokage, podniósł głowę, ukazując dorodne rumieńce  na bladej twarzy. – Coś nie tak? Nie wyglądasz najlepiej.
- Coś mi się zdaje, że ma to związek z pojedynkiem –  Hatake wyjrzał za okładki. – Czyli nic ważnego.
- Ach…przegrał?
- Tak, trochę ubodło to jego dumę.
- No cóż, nie będę was dłużej zatrzymywać. Gai – rzuciła w jego stronę zapieczętowany zwój. – Dla Kazekage. Wyruszasz od razu. Idźcie już.
- Hai, Tsunade – sama.
   Wyszli na korytarz, kierując się do wyjścia z biura. Szarowłosy ninja na czele, jak zwykle ukryty za okładką, za nim posępny Gai. Gdy pierwszy z nich, miał zamiar otworzyć drzwi, poczuł mocne szarpnięcie za ramię.
- Kakashi, nie zdradź nikomu, w czym dzisiaj przegrałem. Zwłaszcza dla Lee. Proszę – usłyszał niemal błagalny szept. – To plama na moim honorze, hańba dla obrońców siły młodości.
Odwrócił się do tyłu:
- Wybacz , byłem tak zaczytany, że nie usłyszałem, co mówiłeś. Na razie – zniknął z uśmiechem w kłębach dymu, pozostawiając Krzaczastego mistrza, przed zamkniętymi drzwiami, samego.

Obudziła się z potwornym bólem kręgosłupa. No tak, nic dziwnego. Całą noc przespała na krześle, przy biurku. Przeciągnęła się i powiodła wzrokiem po pokoju. Ach…czysta satysfakcja. Papiery podpisane i uporządkowane, cały bałagan posprzątany. Spojrzała na zegar: 13.30. Już?! Niechętnie wstała, kierując się w stronę okna, rozsunęła zasłony i zrobiła ponurą minę. Akurat właśnie teraz, Wioskę Piasku, musi spowijać taka nieprzyjemna aura: wiatr i deszcz. Nienawidziła tego. Co prawda, miało to miejsce naprawdę rzadko, ale starczało, by popsuć humor blondynce na cały dzień. Z markotną miną, udała się do łazienki. Wykonała poranną toaletę, po czym ubrała się w czarną, za dużą koszulę z krótkim rękawkiem( pierwotnie należała do Kankuro) i krótkie spodenki. Nie miała zamiaru, w taką pogodę, wychylać czubka nosa za drzwi, więc strój shinobi wylądował na łóżku. Zeszła do pustej kuchni. Cisza. Nie ma denerwującego Kankuro, chociaż jeden plus. Zjadła śniadanie, wzięła pierwszą z brzegu książkę i wygodnie usadowiła się na sofie, w salonie. Nie zdążyła przeczytać nawet pół strony, gdy ze schodów zbiegł jej młodszy brat.
- Temari? – usiadł na fotelu. – Siostrzyczko? Jesteś dziewczyną.
- Bystry jesteś – odpowiedziała z sarkazmem.
- Potrzebuję twojej pomocy w pewnej sprawie – dopiero prośba wymusiła odłożenie na bok lektury.
- Czego?
- Pamiętasz, co wczoraj mi poradziłaś?
- Żebyś mył częściej zęby?
- Co?! Nie, nie. To o dziewczynie – napotkał zdziwione spojrzenie. – Nie pytaj. Zajrzyj lepiej przez okno. Tylko dyskretnie.
   Przerażenie chłopaka, zaciekawiło ją do tego stopnia, że podbiegła do szyby, aby zajrzeć na zewnątrz. Gdy się upewniła, że to, co widzi nie jest iluzją, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- No, chłopie. Nie wiem, co zrobiłeś, ale chyba poskutkowało – powróciła do przerwanego zajęcia. – Masz mały problem, który niestety musisz rozwiązać sam.
- Nie pomożesz mi?! – strach w głosie brata, przyprawił Temari o kolejną salwę śmiechu.
- Nie, naważyłeś piwa, to teraz go wypij.
- Jesteś podła. Idę do Gaary – skierował się w stronę wyjścia.
- Nie radzę. Widziałeś, co tam się dzieje.
- Fakt. Lepiej wyjdę przez okno – będąc na schodach, odwrócił się do tyłu. – Zobaczysz, odwdzięczę ci się za to.
- Jasne, już się boję.
     Kolejny powrót do czytania, przerwał trzask zamykanych drzwi. Do salonu, luzackim krokiem wszedł Shikamaru. Ze stolika naprzeciw kominka, zagarnął jakieś pudełko, które postawił przed dziewczyną, po czym rozłożył się wygodnie na fotelu. Blondynka przewróciła oczami ,,No pięknie teraz on. To pech, albo czysty przypadek’’.
- Ledwo przeżyłem ścierając się z watahą dziewczyn, czekających pod waszym domem. Żeby tu wejść musiałem użyć techniki cienia. Wiesz może, o co chodzi?
- To sprawka Kankuro, nie wiem jak tego dokonał. Pytaj się jego.
   Spojrzał ukradkiem na No Sabaku. Nawet nie zwróciła na niego uwagi. Zgadując jednak po tym, że od kilku minut wpatruje się w ten sam wers, nie przewracając strony, jej uwaga skupiona jest na nim. Zlustrował ponętną sylwetkę, zatrzymując się dłużej na dekolcie i pięknych, zgrabnych nogach, Nie widział jej jeszcze w takim stroju. Widać, ma różne oblicza. Nigdy nie przestanie go zaskakiwać, jest jedyna, której się to udaje. Mimo że znają się kilka dobrych lat, nadal nie może jej rozszyfrować. Wybuchowa, krzykliwa, mściwa, pyskata, zadziorna, upierdliwa. Za to z drugiej strony opiekuńcza, przyjacielska, bezinteresowna, kochająca siostra. Ehm… Chociaż nie. Te drugie cechy ujawniają się bardzo rzadko.
- Odleciałeś, czy co? – no pięknie, tak się zamyślił, że stracił poczucie czasu. – Mówię do ciebie od pięciu minut, a ty gapisz się jak cielę.
- Zagrasz w shougi? – na prędko wymyślił coś, co mogłoby odciągnąć uwagę blondynki, od jego obecnego stanu.
- Shougi? Nie, raczej odmówię. Mam dosyć ciągłego wygrywania. To nudne.
- Kogo ogrywałaś?
- Kankuro. To idiota, jeśli chodzi o takie rzeczy, no i może o parę innych.
- Nie miałaś godnego przeciwnika. Zobaczysz, nie będzie łatwo. W Konoha, jak do tej pory, nikt ze mną nie wygrał.
- A więc Suna to zmieni – odłożyła na bok książkę i usiadła po turecku. – Dawaj.
  Chłopak rozłożył planszę i pionki.
- Co będzie wygraną?
- Co masz na myśli?
- Przeważnie tak jest, że zwycięzca dostaje nagrodę.
- Materialista. Nie wystarczy ci satysfakcja?
- W tym przypadku nie.
- Niech będzie.
- A więc przegrany mhm… musi wykonać jakieś zadanie. Czas jego wymyślenia jest nieokreślony.
- To nie może być nic głupiego i niewykonalnego.
- Zgoda. Masz pierwszeństwo.
- No proszę, zaskakujesz.

            - Cholera, cholera – Temari dawała upust swoim nerwom, wyżywając się na poduszce. – Jak to możliwe? Graliśmy przez godzinę, rozstrzygnęliśmy 9 rund i ty je wszystkie wygrałeś. Zawsze kończyłam na trzech, maksimum czterech ruchach.
- Mówiłem, że nie masz szans.
- Nie odzywaj się lepiej- warknęła gniewnie.
- Tak źle znosisz przegraną?
- Z takim dupkiem? – aktorsko udała, że się zastanawia. – Tak.
- Masz rację. Jesteś pierwszą osobą, z którą wygrałem tak łatwo. – oczywiście kłamał. Mając ją za przeciwnika, został zmuszony, użyć swojej tajnej taktyki, którą ogrywał Asumę. Musiał przyznać, że dobry z niej strateg, nie tylko na planszy, ale również na polu bitwy. Nie powie tego na głos, bo dziewczyna nie da mu żyć. Nazwie go jak zwykle słabeuszem, ewentualnie beksą. W tej chwili mogła go uratować cięta riposta i spokój. Ziewnął, zakrywając ręką usta. – Może dlatego, że jesteś blondynką? – wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, ale nie mógł przestać. Lubił jak się wkurzała, dodawało to dla niej uroku. Wyczuł nerwowe spięcie. Czekając na wybuch złości, leniwie odwrócił głowę w drugą stronę. Chwila nieuwagi, nagle… Pac. Oberwał w twarz poduszką. Bolało. Upierdliwa baba, użyła czakry. Jeśli będzie miał przez nią siniaka, odpłaci się – z nawiązką. W końcu czeka na zadanie, musi zapamiętać je jak najdłużej.
- Jesteś szowinistyczną świnią, Nara. Stań ze mną do walki, zobaczymy, kto będzie górą.
- Chcesz, żeby było tak samo, jak na egzaminie, na chunnina?
- Wygrałabym z łatwością. Awansowałeś, tylko dlatego, że spodobał się im, twój inteligentny łeb.
- Zazdrościsz?
- Chciałbyś.
- Temari!  Shikamaru! – od drzwi wejściowych, rozległ się dziewczęcy głos. - Jesteście?!
- Tak! – odkrzyknęła No Sabaku. – W salonie – zza ściany wyszła ładna, średniego wzrostu brunetka. – Coś się stało, Matsuri?
- Zmiana planów – usiadła na krześle. – Konoha jest już w połowie drogi, od miejsca waszego treningu i…
- Co?! Przecież wszystko zaczyna się za dwa dni. Ustalaliśmy…
- Jeśli będziesz dla niej przeszkadzał, nigdy się nie dowiemy, o co chodzi – Temari spojrzała na Narę ze złością. – Mów Matsuri.
- A więc – kontynuowała. – Gaara-sama dostał raport od Pana Hatake, że mhm? Coś się skomplikowało? Chodziło chyba o coś w rodzaju zakładu, między uczniem, a jednym z nadzorujących.
- Niech zgadnę – westchnął brunet. – Lee i Gai, tak?
- Właśnie. Chłopak nabłagał Panią Tsunade, aby obóz zorganizować wcześniej, a gdy wyraziła zgodę, , nadał takie tempo drużynie, że są prawie w dolinie. Pan Gai też już jest, czeka na was pod Główną Bramą. Z tego, co widziałam, to aż się pali do podróży.
- Koniec odpoczynku – westchnął Shikamaru. – Dobrze, że przynajmniej jestem przygotowany – wstał i się przeciągnął. – A moja podopieczna, gotowa? – zerknął na siostrę Kazekage, z pewnym siebie uśmieszkiem.
- Zamknij się. Znalazł się opiekun, od siedmiu boleści. Pilnuj lepiej Naruto i Kiby, to dla nich potrzeba specjalnej opieki. A poza tym, jestem dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać.
- Zobaczymy. Spotykamy się za 5 minut, w kuchni.


            Słońce chyliło się ku horyzontowi. Trójka shinobi, przedzierała się przez gęstwiny starego lasu. Wśród trzasku suchych gałązek i pohukiwania sowy, dało się słyszeć przygłuszone słowa najstarszego z podróżników. Za jego plecami, podążali: chłopak i dziewczyna. Ich miny nie były za wesołe. Oboje mieli dość. Całą trasę przebyli bez jednej, choć najmniejszej przerwy. Mentor Lee, dał im mocno w kość, nie chciał wypaść gorzej od swojego ucznia. Gdy setny raz usłyszeli:,, Dalej młodzieży w imię siły młodości’’, Temari nie wytrzymała. Z całej siły, walnęła pięścią w pobliskie drzewo.  W pniu zrobiła się, sporej wielkości wnęka.
- Niech powtórzy to jeszcze raz, a może być pewny, że pozna smak mojej pięści.
  Shikamaru odsunął giętkie gałęzie drzewa. Przepuścił przodem koleżankę, która skwitowała to zdziwioną miną. Sam po chwili do niej dołączył, wyrównując dzielącą ich odległość.
- Nie radzę ci, się z nim zaczynać.
- Dlaczego? – spytała.
- By to potraktował jako świetne wyzwanie, sparing. Najpierw luźna rozgrzewka, karkołomne ćwiczenia, które mogą doprowadzić do utraty przytomności. Potem wyczekiwany pojedynek.
- Nie chciałabym być w jego drużynie.
- Jest dobrym nauczycielem. Zrobił z Lee, geniusza taijutsu naszego pokolenia. Nikt nie zdoła mu dorównać. Odkrył w nim talent, gdy każdy spisał go na straty. Ciężka praca, to podstawa treningu Gaia, dzięki niej, można wspiąć się na szczyt i osiągnąć wyznaczony cel.
- Macie szczęście – głos blondynki wyraźnie posmutniał. – Wszyscy.
- Co? – nie spodziewał się, czegoś takiego po Temari. Zawsze twarda i niezłomna, a tu coś takiego!! – Dlaczego?
  Otwierała usta, aby odpowiedzieć, ale przeszkodził jej w tym Gai, który zaczął krzyczeć, że  szczęśliwie dotarli na miejsce. Dziewczyna zmrużyła oczy. Między drzewami, dostrzegła blask ognia. Do ich uszu dotarły głośne, wesołe rozmowy przyjaciół. Najbardziej aktywny ze wszystkich był Naruto, który śpiewał jakąś piosenkę i Sakura, wrzeszcząca na niego, aby przestał. Przyśpieszyła kroku, nie chcąc zostać, sam na sam z Narą. On zaś, gniewnie mruknął pod nosem, coś, co brzmiało jak: ,,Cholerne wyczucie Gaia’’.


Sorki, jak my wszyscy, nie wyrabiam się. Szkoła daje mi kopa. Mam trzy razy w tygodniu jazdę konną. Ostatnio zaliczyłam TAKĄ glebę, mało co, a byłoby wstrząśnięcie mózgu, teraz zawsze będę miała kask i kamizelkę. Mogłam przynajmniej przez to zmądrzeć, ale nie.. pokiełbasiły mi się w głowie pomysły. Dzisiaj mam wspaniały humor, bo przyjechał do mnie drugi koń:). Wybaczcie, że wtrącam swoje monologi, ale muszę gdzieś to zapisać, a kartki zazwyczaj gubię. 
         Mam nadzieję, że Wam rozdział choć minimalnie się podobał.
          SKARGI, PROŚBY, ZAŻALENIA w komentarzach, które są mile widziane(nawet te z naganą się przydadzą:), przynajmniej się postaram poprawić).