sobota, 13 lipca 2013

Historia Gādo



Rozdział XIII

Nie zapomnieliście jeszcze o mnie?
          No to proszę, słucham teraz jakie sposoby uśmiercenia przetestujecie na mojej osobie.:) Nawaliłam, rozdział późno i na szybkiego pisany, bo chciałam wyrobić się przed wyjazdem. Planowałam go wstawić dopiero za 2 tygodnie, jak wrócę, ale na głowie dzisiaj stawałam, by tylko go dokończyć. Wyszedł jako tako, ale zaznaczam, nie jestem profesjonalna pisarką i robię to tylko dla przyjemności.
          Może Was jakoś przekupię, jak zadedykuję rozdział Wam, kochani czytelnicy.:)
          Osobny dedyk dla Ity, która ciągle mobilizowała mnie do pisania, choć jestem w tym beznadziejna. Czekam z utęsknieniem na skany, Skarbie, teraz już się nie wykręcisz…:)

          Przy Głównej Bramie powstał niezły harmider, spowodowany przez… Naruto. Nie zdążyli przekroczyć progu rodzinnej wioski, a on już sprawiał problemy. Temari nie usłyszała dokładnie, o co dokładnie poszło, obiło się jej o uszy ,,nie masz pozwolenia’’ i ,,idioci’’. Po przybyciu na punkt zebrania pozostałych, sprawa, bardzo błaha, wyjaśniła się w oka mgnieniu. Otóż, nadpobudliwy Uzumaki nie raczył pokwapić blondynistej głowy i wyjaśnić strażnikom, dlaczego zamierza opuścić wioskę. Ominąwszy tę ważną część rozmowy, przeszedł od razu do pasjonującej kłótni, którą zakończył słowami: ,,Przyszłemu Hokage trzeba wierzyć na słowo, dattebayo’’! Do porządku rozwrzeszczanego chłopaka przywróciło przybycie samej Godaime i porządny prawy sierpowy. Tak więc po tym drobnym incydencie i otrzymaniu szczegółowej mapy z rzekomymi miejscami pobytu Hatake, wyruszyli w nieznane na ratunek przyjacielowi.

          Stawił się na umówione miejsce treningu punktualnie po zachodzie słońca. Rozłożył się w cieniu wielkiego dębu, korzystając z tej jedynej swoim rodzaju chwili błogiego spokoju. Odetchnął głęboko, wachlując się ręką – ile ten cholerny upał jeszcze potrwa? Istny piekarnik, jakby ktoś chciał, usmażyłby na patelni jajka. Miał nadzieję, że jego ,,uczennica’’ spóźni się parę minut i da mu odsapnąć. Ogarnęło go tak błogie uczucie lenistwa, kompletnego nic – nierobienia, że najchętniej nie podejmowałby najmniejszego wysiłku. Już same trzymanie w górze ręki niesamowicie go osłabiło, więc niezwłocznie ją opuścił i rozłożył się, by żadna kończyna nie dotykała drugiej. Zamknął oczy, rozkoszując się leciutką bryzą i niczym nie zmąconą, jak do tej pory, ciszą. Brakowało mu tylko do szczęścia najlepszego przyjaciela, Akamaru. Delikatny szelest liści i znajoma woń zwiastowały rychły koniec słodkiego obijania się. Gałąź nad nim zakołysała się lekko i ktoś zeskoczył z niej, miękko lądując tuż przy jego głowie. Zacisnął mocniej powieki i zamarł z kamiennym obliczem, bardzo realistycznie udając umarlaka; w jego głowie zrodził się iście szatański pomysł. Po swojej prawej wyczuł nagły ruch. Przybysz uklęknął i szarpnął za jego ramię, zero delikatności. Usłyszał zirytowane prychnięcie.
- Zasnął, co za palant. I licz tutaj na faceta – uśmiechnął się w duchu na to, co zaraz się stanie. Wstrzymał oddech, gdy przysunęła się niepewnie do jego twarzy. Nadstawiła ucho do jego nosa. Kosmyki puszystych włosów delikatnie łaskotały jego skórę, wywołując przyjemne, elektryzujące dreszcze, przechodzące przez całe ciało bruneta. – Kuso – gwałtownie oderwała się od niego, drżącymi palcami odpięła sprzączki zielonej kamizelki i rozerwała cienką koszulkę. ,,Oho! Jeszcze odrobinę, a mój genialny plan wypali w pełni’’. Nie tracąc cennego czasu, przycisnęła drobne dłonie do umięśnionej klatki chłopaka i zaczęła systematycznie ją uciskać. Ponownie się nachyliła, tym razem nad ustami Inuzuki, gotowa przystąpić do sztucznego oddychania. Już miała dotknąć warg, gdy niespodziewanie jego powieki uniosły się ku górze, a czarne oczy otworzyły się szeroko, świdrując jej własne. ,,Zjechał’’ powoli wzrokiem po jej twarzy, począwszy od śnieżnych oczu, zgrabny nosek, zatrzymując się dłużej na kuszącej czerwieni jej ust. Uśmiechnął się zawadiacko.
- Pani doktor sobie nie przeszkadza, proszę kontynuować, pacjent się niecierpliwi.
- Ty – zacisnęła pięść i zadygotała z gniewu – idioto!  Myślałam, że nie żyjesz! Kompletny imbecylu, gotowa byłam cię ratować…
- I przyznaję, świetnie ci szło – fuknęła obrażona. – Wyśmienicie wcieliłaś się w rolę uroczej lekareczki. Ale potrzeba ci trochę praktyki, jak mogłaś nie wyczuć przyśpieszonego bicia mojego serca?  Jeśli tylko chcesz, jestem dostępny od zaraz, nie chciałabyś dokończyć badania – jego wzrok padł na obnażony tors – Ostry Kociaku? – Podniosła się z trawy i bez słowa ruszyła przed siebie. – Hej, Mała, dokąd to?! Nie uciekaj – poderwał się i błyskawicznie ją dogonił. – Co się stało? – Nie zareagowała. Chwycił ją za ramię, zdecydowanie obrócił frontem do siebie i zastygł w osłupieniu. Ona płakała. Pierwszy raz widział, by dała ponieść się emocjom. Te piękne oczy roniły łzy, które znaczyły słoną ścieżkę na bladych policzkach i nikły w szarej bluzie. Poczuł skurcz, gdzieś w okolicy mostka, dotarło do niego, że to jego wina. Tym razem przesadził. Postanowił odpokutować głupi żart i przyobiecał sobie nigdy nie dopuścić, by jej łzy ujrzały światło dzienne.
Zwiesił głowę.
- Przepraszam, debil ze mnie – w odpowiedzi oberwał w ramię.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę – warknęła. – Jak mogłeś zrobić coś tak dziecinnego?! Takie żarty są chore, wiesz?
- Nie spodziewałem się, że zareagujesz tak gwałtownie. Wręcz rzuciłaś się na mnie. Jak miałem zachować się, sparaliżowany atakiem takiej laski? – Prychnęła pogardliwie. – Zrozum, czułem się  – intensywnie wertował szare komórki w poszukiwaniu odpowiedniego synonimu do ,,podniecony’’. Jak na złość nasuwały mu się tylko głupie skojarzenia, które, delikatnie mówiąc, by się jej nie spodobały – wniebowzięty. Dlatego tak wyskoczyłem, nie miałem nic złego na myśli. Spodziewałem się, że sprawdzisz puls, bicie serca i tak dalej.
- Nie oddychałeś – rzuciła oskarżycielsko. – Działałam instynktownie.
- Chcąc mnie pocałować? – Wyszczerzył zęby. – Kocham twój instynkt, Hana. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ach, odczep się – fuknęła. – Sama sobie się dziwię, czemu zadaję się z takim dupkiem?
- Bo mnie lubisz? – Podsunął.
Zrobiła krok w jego stronę, jej oczy ciskały gromy.
- Skąd ci to przyszło do tego kudłatego łba?!
- Ratowałaś mnie z taką pasją, oddaniem – zanurzył rękę w jej lśniących włosach. Jeden z puszystych kosmyków owinął sobie wokół palca. – To znaczy, że – jego brwi powędrowały ku górze – bałaś się o mnie?
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
- Więc skąd te łzy?
- Rozpaczy i litości nad Ziemią, która jest skazana nosić takiego parapeta – odwróciła się na pięcie i pomaszerowała zielonym zboczem prosto do wioski.
- Wpadłem na genialny pomysł konieczności nadania ci pseudonimu – ‘’deptał’’ jej po piętach.
- Jaki to ma sens? Nie podniecają mnie takie gierki.
- W takim razie co? – Posłał jej zawadiacki uśmiech, na co spłonęła rumieńcem.
- Matko, łażę po lesie z pierwszorzędnym degeneratem!
- A ja z podniecającą kocicą – odparował.
- Na Hokage, dla własnego dobra nie próbuj wyprowadzić mnie z równowagi! Odczep się!
- Nie mogę. – Ani myśli opuszczać jej nawet na krok. Lubił spędzać z nią czas, sprzeczać się, droczyć, patrzeć na jej piękny uśmiech, niezwykłą urodę elfa, jak porusza się z gracją, której pozazdrościłaby jej najlepsza baletnica. Trudny charakterek i cięty język są ogromnym walorem, tak bardzo wyróżniającym ją od innych dziewczyn. W tym właśnie tkwi jej tajemnica, jest zupełnie inna i to czyni ją tak wyjątkową. – Obiecałem trening i dotrzymam słowa, tyle że przeprowadzę go na własnych zasadach – spojrzał na nią znacząco.
- Co? O co chodzi, nie waż się mieć kosmatych myśli w mojej obecności! Ja ci po…
- Dasz zaprosić się na loda? – No nie mogła, po prostu powaga w takiej sytuacji wychodziła po za jej umiejętności. Jak Inuzuka coś palnie, to sama nie wiedziała, czy się śmiać, czy walić głową o mur i prosić o cierpliwość. Nie potrafiła złościć się na niego zbyt długo, jego żarty, czasami denne, sprawiały, że choć na ułamek sekundy zapominała o smutnej przyszłości i żyła chwilą. Takiego przyjaciela potrzebowała, by pogodzić się z decyzją ojca.
- Co ma kunai do wiatraka?
- Ogromny, uwierz mi – przybrał wszechwiedzącą minę.
- Jednak naprawdę jesteś beznadziejnym nauczycielem.
- No wiesz – obruszył się. –  Jam największy mistrz – wypiął dumnie pierś – nauka pod moją opieką to zaszczyt! No nie daj się prosić. Wieczór kompletnego relaksu nikomu jeszcze nie zaszkodził. Egzamin już jutro, odpocznij i wyluzuj. Nic nie zdziałasz, jeśli będziesz przemęczona i na w pół żywa.
- W sumie to masz rację – dopiero teraz poczuła drżenie mięśni i nieznośny ból w klatce piersiowej i prawej nodze – skutek uboczny ostatniego sparingu, do tej pory łagodzony mocnym uciskiem bandażu, nie dawał się tak we znaki, gdy o nim nie myślała, aż do teraz. Zacisnęła zęby i zdobyła się na uśmiech. – Padam na nos, chodźmy wrzucić coś na ruszt.

          Wszyscy odetchnęli z ulgą.
Górzysty, niebezpieczny teren wykańczał fizycznie i psychicznie każdy nerw, ale miał tej jeden, największy plus, że Gai zamknął wreszcie jadaczkę. Nawet on nie był w stanie skupić się na wygłaszaniu hymnu o niezwyciężonej sile młodości i jednocześnie uważać na napotkane przeszkody. A od tych, aż się roiło! Kamienne lawiny, ruchome piaski, obluzowane kamienie i czyhające pod nimi mięsożerne rośliny nie wywoływały już takiego szoku, jak za pierwszym razem, wkroczenia na te odludne tereny. Krajobraz nie odstępował w normalności od innych kanionów, czy pustyń, lecz roztaczająca nad nim aura była gorsza od tej po najkrwawszej rzezi.  Zalegająca, niczym mgła, nienaturalna cisza zasiewała w sercach podróżnych ziarnko niepewności, które przeobrażało się z czasem w lęk. Ta groza towarzyszyła drużynie od początku wtargnięcia w tą przeklętą krainę i jak cień podąża za nimi, lodowatym oddechem muskając ich karki. Nieświadomi  niczego shinobi, prowadzeni niewidzialną nicą przyjaźni i chęcią ratunku przyjaciela z każdym krokiem zbliżali się do epicentrum bezlitosnej Śmierci.
Nie po raz pierwszy w życiu szare komórki Nary pracowały na najwyższych obrotach. Jego umysł całkowicie poświęcił się, a raczej usilnie próbował, na analizowaniu zaplanowanej strategii. Walczył sam ze sobą przed nie myśleniem o osobie podążającej tuż przed nim. Ale cóż może zdziałać silna wola, jeśli przed oczyma ma się obraz prawdziwego bóstwa? W dodatku cholernie seksownego. Jeszcze trochę, a kompletnie straci rozum. Od dłuższego czasu nie potrafi skupić się na niczym innym, jego cały świat stanowi irytująca blondynka. Rozpamiętuje o niej przez całą dobę, nie daje mu spokoju nawet w snach,  Jęknął przeciągle w duchu. Do diabła, te boskie nogi są warte największego ryzyka.
‘’Stop! Dość tego dobrego. Skup się na strategii, to twój obowiązek – nakazał sobie. – Analizuj. Słabe i mocne strony…
-  Zdecydowanym minusem jest to, że ma na sobie ubranie.
- Ale kto? – ni stąd, ni zowąd przy boku Nary pojawił się szeroki uśmiech, a wraz z nim jego właściciel. Kuso! Powiedział to na głos? No pewnie, że tak, w końcu zasłyszał to Naruto. Rozglądnął się dyskretnie dookoła, by sprawdzić, czy ktoś jeszcze nie był świadkiem jego roztargnienia. Na szczęście ocalił swoją prywatność; pozostała część drużyny nie zwróciła na niego większej uwagi. Świetnie, z łatwością spławi gumowe ucho i po sprawie. – Gapisz się ciągle w jeden punkt – zaczął blondyn – Czyżby Naruto wyszlifował się przez tak krótki czas, by zdążyć domyślić się, ot tak, rzeczy, o których nie ma najmniejszego pojęcia? Czekał spokojnie na bystre odkrycie przyjaciela. – Niezaprzeczalnie bardzo wyrazisty – Co raz bardziej podobało mu się to rozumowanie. Jej biodra, widoczna talia, smukła sylwetka… - I doszedłem do wniosku – ciągnął dalej.
- Jakiego? – Sam był ciekaw odpowiedzi, usłyszenia tego, do czego sam przed sobą bał się przyznać.
- Podoba ci się Gai-sensei – oznajmił z triumfem. Strateg zatrzymał się w pół kroku, całkowicie ogłupiały. Spojrzał przerażony na zadowolonego ze swojego odkrycia Uzumakiego. Już miał gwałtownie zaprzeczyć, lecz w samą porę opanował się i zaczerpnął powietrza. Obcowanie z nadpobudliwym ninja, wymaga specjalnych środków. Kłótnia nic tu nie zdziała, a i mu nie chciało się zbytnio wysilać, to takie męczące. Wolał poświęcić ten drogocenny czas na niewinnym obserwowaniu nic nie wiedzącej No Sabaku, ale pierw trzeba pozbyć się kłopotliwego problemu. – Zawsze myślałem, że sensei Brewki leci na mistrza Kakashi’ego – kolejna rewelacja o mało co nie zwaliła go z nóg. Jeśli usłyszy nowinę o nieplanowanej ciąży, rychło padnie trupem. Uzumaki, w celu dodania sobie trochę powagi sytuacji, przesuwał wolno palcami po brodzie w iście filozoficznym geście. –  Dołączyłeś teraz ty i powstał piękny trójkąt, ten teges, namiętności. Ale zawsze sądziłem, że jesteś hetero – celował oskarżycielsko palcem w bruneta. – Ukrywałeś się przed nami?!
- Nie zmieniłem jeszcze orientacji, idioto. Urodziłem się jako hetero i tak też umrę. Nie lecę na niego – wskazał na Maito idącego raźno na czele składu. – Chyba ciebie pogięło po całości.
- Pierwsza faza to zaprzeczanie – pokiwał ze zrozumieniem głowę. – Rozumiem cię, stary, z czasem zaakceptujesz te odchylenie i pogodzisz się z marnym losem.
- Wbij sobie pewien bardzo istotny fakt do tej pustej łepetyny: nie jestem gejem.
- Spoko, jasne – udał, że nie dostrzega bazyliszkowego wzroku. -  Nie lękaj się cna niewiasto, zachowam twój sekret i nie wyjawię go nikomu. U mnie jak w grobie, przecież wiesz – i uciekł, zanim Shikamaru zdążył mu porządnie przyłożyć.
Rany, jaki z niego kłopotliwy gość. Nie dziwił się już ani trochę Sakurze, sam chętnie przywaliłby temu młotkowi. Miał nadzieję, że Naruto dotrzyma danego słowa i nie wypapla nikomu swoich urojeń. To byłoby zbyt kłopotliwe. Wracając do fascynującego zajęcia, które przerwano mu w tak okrutny sposób. Po raz kolejny tego dnia jego wzrok zlustrował dokładnie siostrę Kazekage. Lśniące i puszyste blond włosy – jego ulubiony kolor, jedwabiście miękka skóra, doskonale pamiętał jej dotyk, te elektryzujące dreszcze wzdłuż kręgosłupa, prawie tak, jakby potężny ładunek elektryczny podrażnił wszystkie jego nerwy, aż po same  końce i spowodował ich roztrojenie. Tego niesamowitego uczucia nie da się opisać pustymi słowami. Nawet wzniesienie się ponad szczyty chmur, a następnie poddanie się działaniu zatrważającej siły grawitacji i upadek w dół jest zupełnie niczym i nie może równać się temu ekscytującemu odczuciu. Jeśli teraz nie potrafi znaleźć odpowiedniego epitetu, to widok od frontu najzwyczajniej na Świecie posyła jego umysł i zmysły na inną planetę. ,, Piekielne Oko’’ Otrząsnął się i skierował myśli na bardziej bezpieczny, mniej kłopotliwy jego rozumowi i sercu, tor. Zacznij działać, skup się na problemie i rozwiąż zagadkę. To twój obowiązek, zacznij właściwe poszukiwania, nie można opierać się na niekompetentnych informacjach od obcych. Pytanie, kto dysponuje dostateczną wiedzą na temat rzeczonej bestii. Mógłby dać rękę uciąć, że wszelkie dane są tajemnicą wysokiej rangi i wyjawienie ich jest surowo zabronione. Zawsze warto spróbować, ale od czego zacząć? ,,Wśród starych pokoleń’’, no i od razu życie stało się łatwiejsze.
Spojrzał na Gai’a – zdecydowanie odpada i nie podlega to żadnym dyskusjom. Po tak bliskim przebywaniu i szeptaniu między sobą, już nigdy nie odegnałby się od Naruto i jego chorej wyobraźni. Więc pozostaje…
- Yamato - senpai, mógłbym o coś spytać? – Mężczyzna obdarzył Narę zdumionym spojrzeniem.
- Przyzwyczaiłem się, że to my korzystamy z twoich rad – uśmiechnął się lekko. – Wal śmiało, spróbuję udzielić ci wyczerpującej odpowiedzi.
- Co Pan wie o ,,Piekielnym oku’’? – Dotąd radosne oblicze shinobi momentalnie stężało, a na czole pojawiła się głęboka bruzda.
- Skąd wiesz? -  Spytał poddenerwowany. – To chronione, ściśle tajne dane, nie dostępne dla nieupoważnionych – no i proszę, uratował kończynę.
- Wiem o wiele więcej – ściszył nieco głos. – Znam twoją prawdziwą tożsamość, panie Tenzo. – Były członek ANBU zachłysnął się powietrzem.
- Na litość boską, nie tutaj – syknął, rozglądając się dookoła. – Chcesz, bym zszedł na zawał?
- W takim razie pomoże mi Pan?
- Chyba nie mam większego wyboru – odparł. – Jeśli to ty pytasz się o takie sprawy, to ma to jakieś ważne znaczenie.
- Jak podaje prastara legenda, niegdyś Góry zamieszkiwał niezwykły ród Gādo* - zaczął swą opowieść. -  Cała ich historia przez większość zwykłych obywateli jest uważana za dobrą bajkę, owiana mroczną tajemnicą i pełna zagadek stanowi niewyczerpane źródło ludzkiej wyobraźni.
- A shinobi?
- Pamiętaj, że cokolwiek by mówili, ninja to też ludzie. Jesteśmy tacy sami, podatni w mniejszym, czy większym stopniu na emocje. Nami również targa niepewność, zwątpienie i strach. Szczególnie w obecnych czasach, gdy nasze narody są podzielone, a Zło korzysta z panujących między nami stosunków i co raz bardziej zacieśnia swą pętlę. Nasza przyszłość zależy od siły zjednoczenia. No, ale trochę mnie poniosło, wracając do twojego pytania. Wieść głosi, że ludzie z tamtego plemienia byli strażnikami i sprawowali pieczę nad czymś, co posiadało wielką moc. Bezwzględnie tego strzegli, okrutnie traktując śmiałych głupców, którzy omamieni chciwością i rządzą władzy, chcieli przywłaszczyć ów skarb. Kolej losu potoczyła się po raz kolejny dobrze utartą ścieżką, wystawiając na próbę serce człowieka. Gādo nie spodziewali się, że jeden z nich okaże się podłym kolaborantem. Najstarszemu członkowi plemienia, jakimś cudem udało się uciec ze skradzionym klejnotem, co nie było rzeczą łatwą, ponieważ Strażnika wiąże przysięga i tak naprawdę tylko nieliczni z nich wiedzieli, gdzie znajduje się cenny dar. Lecz zdrajca nie działał w pojedynkę, do pomocy miał cały oddział Korzenia, zwarty i gotowy do działania, a w bezpiecznym miejscu, po za granicami Tentō** oczekiwał na swoich służalców Shimura. Tak, Shikamaru, Danzou nosił na swych barkach wiele win, dołączyła do nich także odpowiedzialność za śmierć niewinnych. Został za to przeklęty, a jego marne przeznaczenie wypełniło się, gdy stanął przed potężnym Sharingan ostatniego z dumnego rodu Uchiha.
- Sasuke – szepnął brunet.
- We własnej osobie – potwierdził Yamato. – Sasuke może nie być świadom swojej roli, misji, która, jestem tego pewien, zaważy na kształtowaniu przyszłości.
- A klejnot? Wiadomo co z nim się stało?
- Ach, oczywiście przegapiłem istotny szczegół. Podobno jeden ze Strażników przeżył krwawą rzeź, odnalazł Danzou, nim ten zdążył wkroczyć do Kraju Ognia i pozwolił odczuć skórze mordercy straszny gniew Wartownika. Shimura przeżył tylko dzięki tchórzliwej ucieczce, ale bez tego, czego pragnął. Bezcenny kamień został odebrany i pieczołowicie ukryty. Nie wiadomo jak potoczył się los ocalałego Yakei***, czy jeszcze stąpa po tych ziemiach, zaszczycając swoją obecnością ponury Świat. Wybacz, Shikamaru, nie potrafię więcej pomóc, to wszystko co wiem.
- Jak Danzou zdołał pokonać cały klan?
- To dobre pytanie. Gādo władali ogromną mocą. Znali techniki, których nie dane będzie poznać innym, ba, nikt nie zdołałby ich opanować. Przebiegły dziad w tym starciu posłużył się fortelem i to diabelnie dobrym. Nie łatwo jest oszukać i zwieść Strażnika, szczerze? Nie mam pojęcia jak tego dokonać. To, w rzeczy samej są tylko domysły, nie wiemy, co zdarzyło się naprawdę kilka lat temu. Gdyby niesubordynacja  Danzou, który pewnego razu wygadał się o swoich możliwościach i ‘’osiągnięciach’’ Yondaime, po dziś dzień nie wiedzielibyśmy o masakrze.
- Skąd wzięła się nazwa ,,Piekielne Oko’’?
- Nieliczni świadkowie, którzy  spotkali na swej drodze Strażnika, nie dostrzegali nic, po za światłem i parą nieziemskich oczu. Pięknych i zarazem strasznych – mruknął. – Całkowicie bez dna, wyrażających więcej, niż całe istnienie, kiedy zagłębi się w ich głębię i odsłoni przed nimi pragnienia serca i duszy, widzi się przerażające rzeczy. Jakie?  Nie wiadomo, nikt nie chciał tego ujawnić. Wśród ludzi panuje powszedni przesąd, iż objawienie w jakikolwiek sposób oczu Yakei, przeklina i zsyła na owego nieszczęśnika śmierć – Shikamaru poczuł zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. ,,Temari’’
- A Pan co o tym sądzi? – Twarz Yamato rozświetlił szeroki uśmiech.
- To, że ludzka wyobraźnia nie ma sobie równych.
- Chciałbym spotkać tego całego Yakei – odezwał się niespodziewanie głos za ich plecami., Nara wraz z Yamato odwrócili się jednocześnie, napotykając przed sobą parę jasnoniebieskich tęczówek – mimo przeczucia, że już go poznałem dawno temu.
- O czym ty gadasz? – Żachnął się brunet.
- Tak, tak – zniecierpliwił się Naruto. – Myślcie o mnie, co chcecie, ale to coś nie pochodzi ode mnie, tylko od NIEGO – przyłożył rękę do brzucha, na miejsce pieczęci. Shikamaru posłał porozumiewawcze spojrzenie Yamato, ten, by odwrócić uwagę Uzumakiego, wskazał na majaczący w oddali zarys wielkiego boru.
- To Las Yūyake****. Zrobimy pod jego granicą postój, głupotą byłoby zapuszczanie się w jego czeluści pod osłoną nocy.
- Kapitanie – w głosie blondyna słyszalne było lekkie drżenie – to bezpieczne? Na co się tam natkniemy?
- Wiesz, Naruto, nie miałem okazji nikogo wypytać się o szczegóły, bo wszyscy, którzy tam weszli już nie wrócili. Jeśli ich spotkamy, sam będziesz mógł to zrobić.
- Ale oni są martwi, ne? – Przełknął z trudem gule w gardle. – Czyli masz na myśli duchy? – Pisnął cieniutko.


          Odprowadził ją pod same drzwi rezydencji wśród głośnego śmiechu i ogólnej wesołości.
- Przestaniesz rżeć? – Walnęła go w ramię. – Długo będziesz się tym nakręcał?
- Wybacz, to dla mnie nowość. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto nigdy nie jadł słodyczy, to dziwne, tym bardziej dla dziewczyny.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Absolutnie nic, tylko to, że świetnie się bawiłem, a ty? – Po raz kolejny tego wieczoru uśmiechnęła się radośnie.
- Ja też, było świetnie. Dzięki za trening, sensei – skłoniła się lekko, po czym oboje wybuchli śmiechem.
- Nie jesteś już zła, Pani Doktor Hanabi? – Pokręciła przecząco głową. – To może dokończysz badanie?
- Nie przeginaj, Kiba – ostrzegła.
- Zawsze mam do wykorzystania karnet na masaż, co nie?
- Kupiłeś go? – Spytała z niedowierzaniem.
- Acha, choć miałem nadzieję, że to ty będziesz moją prywatną masażystką.
- Pomarzyć sobie możesz, ale zabierzesz mnie jutro do lecznicy, prawda?
- Jestem do twoich usług, Pani. Akamaru się ucieszy, bardzo ciebie polubił.
- Ja go też, kocham psy.
- Kiedyś ci jakiegoś sprawię.
- Mówisz poważnie? – Przytaknął głową. – Och, Kiba – rzuciła się, by go wyściskać. Zanim zdążył ją objąć, odsunęła się i spojrzała na niego smutno. – Ojciec nie znosi zwierząt, nie pozwoli mi na posiadanie psa.
- Coś wymyślę, ale nie pomożesz mi, jeśli zdenerwujesz go swym późnym przybyciem i stanem swojego stroju – wskazał na ubranie Hyuugi calusieńkie przesiąknięte wodą.
- To twoja wina – burknęła. - A po za tym ojciec jest na misji.
- Zdaje mi się, czy poszukujesz pretekstu, żeby nie rozstawać się ze mną? – Fuknęła obrażona. Odnotował w duchu brak słownego zaprzeczenia. – W każdym bądź razie, leć już, jutro ważny dzień, spotkamy się po egzaminie.
- Dobranoc, Kiba.
- Słodkich snów, Hana – odprowadził ją wzrokiem, aż weszła do środka, a sam udał się do Ichiraku z zamiarem zjedzenia Ramen. W tym momencie nic nie mogło zepsuć mu tak doskonałego humoru, gdyby nie fakt, że ich wspólnej rozmowie przysłuchiwała się głowa klanu Hyuuga.

          Zamknęła drzwi, nie siląc się przy tym szczególnie, by zachować ciszę. W domu nie było nikogo, oprócz Hinaty, która zapewne dawno już spała, a jej nie wyrwie ze snu nawet atak Bijuu.
Przemknęła się z holu do kuchni, zapaliła światło i… Stanęła, dosłownie, jak słup soli.
- Tata? Wróciłeś już z misji? – Uśmiechnęła się do chmurnego mężczyzny opartego o przeciwległą ścianę.
- Dlaczego przychodzisz do domu tak późno?
- Trenowałam – odparła.
- Nie wydaje mi się – syknął.
- O co chodzi, ojcze?
- Spędziłaś wieczór z tym psim chłopakiem na zbędnej zabawie, zamiast poświęcić cenny czas na fizyczne udoskonalanie swojego ciała i ducha. Wykorzystałaś moją nieobecność na samowolę  - otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale do głowy nie przychodziło jej nic, co mogłaby wykorzystać na swoją obronę, tak, by nie zdenerwować jeszcze gorzej rodzica. – Pozwoliłem ci na zbyt wiele. Chciałem, byś zaznała trochę wolności, ale ty zamiast cieszyć się tym przywilejem, nadszarpnęłaś moje zaufanie względem swojej osoby.
- Przecież nie zrobiłam nic złego – uniósł rękę, przerywając córce.
- Twój beztroski czas dobiegł końca. Od tej chwili, pod ten dach, powracają stare alkalia, których bezwzględnie należy przestrzegać, a jakiekolwiek  nieposłuszeństwo równa się karze. Od jutra twój plan dnia wypełnią treningi i krótkie przerwy na odpoczynek, gdziekolwiek pójdziesz, ktoś będzie ci towarzyszył. Po za murami tego domu nie wolno ci przebywać dłużej niż godzinę, na jutrzejszy egzamin odprowadzę cię osobiście.
- Dlaczego tylko mnie dotyczą te zasady?! Mnie, a nie Hinaty?!
- Jesteś następcą Głowy Klanu, masz pewne obowiązki i podlegasz pod ustalone reguły.
- Oboje doskonale wiemy, że to nie ja, ani ty powinniśmy rządzić klanem Hyuuga! – Krzyknęła zła. Zdawała sobie sprawę z błędu jaki popełniła, widziała jak Ojciec powstrzymuje się przed prawdziwym wybuchem gniewu.
- Dość, spokój. Uważaj na słowa, córko – warknął. – Jesteś mi winna posłuszeństwo i nie zmienisz swojego przeznaczenia. A teraz do łóżka, oczekuję ciebie o piątej rano – odwróciła się na pięcie, nie zaszczycając ojca spojrzeniem i skierowała się na schody. – Jeszcze jedno, Hanabi – przystanęła, nie odwracając się.
- O co chodzi?
- Zabraniam ci wszelkiego kontaktu z Kibą Inuzuka…


          Temari, zaalarmowana niezidentyfikowanym odgłosem z zewnątrz, poderwała się z posłania i, z Sakurą na czele, wybiegła z namiotu.  Reszta drużyny już tam była, pochłonięci żarliwą kłótnią, nie zauważyli przybycia dziewczyn. Sabaku już miała zamiar przyłączyć się do swojego żywiołu, gdy jej spojrzenie przyciągnął nagły ruch wśród drzew. Wytężyła wzrok, by dojrzeć co to było, lecz zjawa umknęła tak szybko jak się zjawiła, dosłownie, rozpływając się w powietrzu. O jej obecności świadczyły jedynie lekko kołyszące się liście buku.
- Hej – odwróciła się do pozostałych, wskazując na las – przed chwilą ktoś tam był. – Bała się, jak głupio musiało to zabrzmieć, ale nic na to nie poradzi. Za Chiny nie chciała wchodzić do tej przeklętej puszczy, czuła, że źle się to skończy.
- Tak – odparł Yamato. – Od początku rozbicia obozu, ten ktoś śledził nas z oddali. Dopóki nas nie atakuje i nie stwarza problemów, zostawimy go w spokoju. Mamy co innego na głowie. Naruto zniknął – powiedział.
- Co? – Dopiero teraz zauważyła brak blondyna.
- Opuścił swoją kolej warty – poinformował Shikamaru. – Stawił się na nią, jeszcze go upominałem, by czasem nie zasnął. Porzucił postój jakieś dziesięć minut temu – klęknął i dotknął ledwo widocznego śladu. – Jeszcze świeży – podążył jego tropem, palcami badając ziemię. – Szedł szybko, nawet biegł, tu – wskazał na kępkę wygniecionej trawy – odbił się i wskoczył na gałąź – wstał i wyprostował się, spoglądając na przyjaciół -  prosto do Yūyake.
- Co za omen go tam zagnał? – Spytał wstrząśnięty Gai.
- Naruto nigdy w życiu nie wszedłby gdzieś, gdzie są duchy – wtrąciła się Sakura. – On panicznie się ich boi.
- To prawda – przyznał Yamato. – Lecz ten las nie czynią przerażającym duchy. Martwe dusze nie zrobią nic złego żywemu człowiekowi, podlegają surowemu zakazowi wyrządzania krzywdy swojemu gatunkowi i innym stworzeniom. Lecz to od nich zależy, czy wpuszczą nas na swoje terytorium.
- Skąd to wszystko wiesz? – Zdziwiła się różowowłosa.
- Czytałem stare podania, spisane przez zdewastowanego, niewidomego człowieka, jednego z ofiar wojny. Stanowił wyjątek, co do przeżycia wędrówki przez bór, całkowicie o nim zapomniałem. Opowiem wam o tym, gdy tylko znajdę chwilę. Teraz musimy sprężyć się i znaleźć Naruto, jakiś pomysł, Shikamaru?
          Jednak głos stratega zagłuszył daleki wybuch. W niebo wzbił się tuman kurzu, utrudniając jakiekolwiek widzenie. Wielka, czarna chmura poderwała się z nad konarów i poszybowała na północ – to ptaki wystraszone eksplozją, uciekały od niebezpieczeństwa. Wraz z kolejnym hukiem zadrżała ziemia, a Lasem wstrząsnął ryk wściekłości. Ryk Kyuubi’ego…

Gādo* - jap. Strażnicy (l. mnoga)
Tentō** -  jap. Góra Światła
Yakei*** - jap. Strażnik (l. pojedyncza)
Yūyake**** -  jap. Zachód słońca

Wiem, wiem. Mało ShikaTema, ale w następnych rozdziałach będzie ich więcej, bo już powoli zacznę rozwijać ich, mhm, uczucie.


 Liczę na Wasze komentarze:)

niedziela, 12 maja 2013

Genin vs Hokage!



Rozdział XII


Eee? Pewnie myślicie nad sposobami mojego mordu? Nie odwodzę Was od takich myśli, chyba mi się należy. Przepraszam bardzo, że notki nie było tak długo, ale jestem zarobiona, no i straciłam wenę, ciągle jej poszukuję, aby next’y były o wiele lepsze. Zapraszam do lektury rozdziału (który osobiście mi się nie podoba, z resztą jak wszystkie dotychczasowe moje wypociny, ale co tam…) i komentowania. O, przepraszam również za ewentualne błędy, pisałam szybko, żeby tylko wyrobić się na dzisiaj.

          Zmierzała osłonecznionymi ulicami do siedziby władcy wioski ospałym krokiem. Jej stan pozostawiał wiele do życzenia, podkrążone i podpuchnięte (najwidoczniej od płaczu) oczy, które przecierała niemrawym ruchem dłoni, i  usta wygięte w podkówkę. Bała się spojrzeć w lustro, czego rano nawiasem mówiąc nie uczyniła, bo śpieszyła się na spotkanie, nawet zapomniała zjeść śniadania, co jeszcze bardziej popsuło jej humor. Ostatnie nieprzespane noce dały się jej wreszcie we znaki, nie może już dłużej tuszować tego, że nawiedzają ją paranoiczne sny. Nie umie ich zrozumieć, gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego musi budzić się z krzykiem przerażenia, irytujące. Naprawdę, z całego serca nie chciała, aby te koszmary stały się rzeczywistością. Umarli są umarłymi i nie należą już do tego Świata, pozostały po nich tylko wspomnienia, i niech porządek rzeczy będzie zachowany. Prychnęła pod nosem. Głupie mary, że też muszą ją nękać z dala od Gaary, który jako jedyny potrafił pomóc pokonać jej lęk przed zamknięciem oczu, a tutaj, z dala od rodzinnego domu, nie może liczyć na niczyją pomoc, nie chce pakować w tarapaty przyjaciół. Albo, co gorsza, robić za obiekt kpin wkurzającemu Shikamaru, który palnąłby kazanie na temat obsesji, rozdwojeniu jaźni, albo po prostu kłopotów z głową. Wciągnęła głęboko rześkie, po wczorajszej ulewie, powietrze i spojrzała zaciekawiona na mijanych ludzi. Dzień, z pozoru taki sam, nie różniący się niczym od tych minionych , od rana zawalony robotą. Jednak nikomu to nie przeszkadzało, uśmiechy i miłe słowa gościły na ustach radosnych przechodniów, udzielając się tym samym markotnej Temari. Ciekawe, jak to jest być zwykłym człowiekiem, obywatelem, nie shinobi? Mieć rodzinę, normalną pracę, na przykład, eee? Nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. O, kwiaciarka. Zawód wyjątkowo bezstresowy, polegający na pielęgnowaniu roślinek, nie na zabijaniu. Zwiesiła głowę. Jednak to nie dla niej, nie wyobrażała siebie w durnym, skąpym fartuszku i przyklejonym non stop sztucznym uśmiechem. No i uwagi Nary, na pewno nie powstrzymałby się przed skomentowaniem stroju, poświęcając szczególną uwagę jego wymiarom. Do licha! Dlaczego poświęca czas na rozmyślanie o opiniach i gustach tego leniwca?! Beznadzieja. No pięknie, do czego to doszło, nawet gada jak on! Kto z kim przystaje takim się staje. Chociaż nocne spotkanie… Z rozmyślenia wyrwało ją uderzenie czołem w drzwi gabinetu. Gapa. Rozmasowując bolące miejsce, zapukała i za zgodą weszła do środka. Pierwszą, bardzo charakterystyczną rzeczą, jaką ujrzała, po przekroczeniu progu, to niesamowity bałagan. Pogratulowała w duchu kobiecie za całkiem niezłą kreatywność, nigdy nie potrafiła doprowadzić swojego pokoju do takiego stanu, a próbowała wiele razy, kiedy biła rekord, niespodziewanie wkraczała Matsuri i psuła karkołomną zabawę.
Za pokaźnego stosu, spoczywającego na biurku, wyjrzała Tsunade. Sprawiała wrażenie czymś bardzo podekscytowanej i chyba daremnie próbowała to ukryć. Dziewczyna miała wrażenie, że ledwo wytrzymuje, siedząc w fotelu.
- Ach, witaj ponownie, Temari. Cieszę się, że przyszłaś tak szybko.
- Godaime – skłoniła się lekko. – W jakiej sprawie chciała mnie Pani widzieć?
- Na starość robię się coraz bardziej przewidywalna, co nie? Ale nie o to chodzi, tylko o twój udział w misji na rzecz Liścia. No, jakby nie patrzeć, także Suny. Oczywiście, jako mój gość powinnaś wypoczywać i nie zawracać głowy niczym szczególnym. Nie prosiłabym, gdyby nie wymagała tego sytuacja. Drużyna potrzebuje silnego użytkownika jutsu wiatru. W grę wchodzi Akatsuki – dodała. – Masz, jak najbardziej, prawo do odmowy. Co ty na to?
- Nie potrafię odmówić, przyjmę propozycję i wyruszę. Na czym polega zadanie?
- Na uratowaniu kogoś, komu chętnie skopię tyłek – odchyliła się, opierając głowę na miękkim wezgłowiu. – Hatake.
- Że co?!
- Jeśli przypadkowe informacje, jakie dostaliśmy od anonimowego nadawcy, okażą się prawdziwe, Kakashi wpadnie w niezłe tarapaty. Waszym priorytetem będzie w żadnym wypadku nie dopuszczenie do tego, no i sprowadzenie go z powrotem do wioski.   
- Nie rozumiem, a jak ta wiadomość to oszustwo, pułapka?
- Dokładnie sprawdziliśmy wszystkie powiązane z nią wydarzenia, które dostarczyli nam shinobi z innych wiosek. I po dogłębnej analizie ma to całkiem spory sens. Pozostali zostali już powiadomieni i orientują się w całej sytuacji, więc, żeby rano nie opóźniać wyprawy, przedstawię ci wszystko, co wiemy – dziewczyna w skupieniu kiwnęła głową. – Tydzień temu pewna grupa, wracająca z misji, natknęła się na zakapturzoną postać na granicach Dźwięku. Poruszała się na tyle cicho i sprawnie, że wykryli ją dopiero 10 m przed sobą. Nazajutrz, o świcie, kunoichi z Chmury widziała, przez ułamek sekundy, jak wynika z opisów, tę samą osobę już na Dalekiej Północy. Nie wiadomo jak to robi, ale przemieszcza się diabelnie szybko, zaledwie w kilka godzin przebył trasę zajmującą miesiące. Trzeba w to wliczyć szlak morski, cholernie trudny i prawie nie do pokonania, nawet dla ninja.
- Skąd wiadomo, że to właśnie on? Po Świecie błąkają się różne zakapturzone typki.
- W tym przyznałabym ci rację, gdyby nie pewne szczegóły. Świadkowie dostrzegali zawsze, w blasku słońca, czy księżyca, opaskę Konohy i czerwień Sharingan. Ciekawostkę stanowi to, że ktoś za nim podąża, zupełnie jak cień, nieodłączny. Można przypuszczać, że mu towarzyszy, bo choć utrzymuje spory dystans i znika co jakiś czas, jakby badał teren, Hatake nie wydaje się być zaniepokojony faktem, że ktoś depcze mu po piętach.
- Dlaczego od naszej ostatniej, wspólnej wyprawy nie wrócił jeszcze do Liścia? Nie dał osobiście żadnych oznak życia, no i co robił na terenach wroga, a teraz na zapomnianych obszarach?
- Sama nie wiem, Temari – westchnęła bezradna. – Odpowiedzi na te pytania, miejmy nadzieję, że uzyskamy jak najszybciej. Nie potrafię zrozumieć, cholera, dlaczego zachował się jak amator, przecież zdaje sobie z tego sprawę, że mogę, a nawet powinnam uznać go za Nukenin’a. Działanie we własnym interesie, bez wyraźnej zgody Kage jest zabronione i surowo karane. Sen z powiek spędza mi krycie jego tyłka przed tymi zgorzkniałymi staruchami – upiła spory łyk napoju z zielonego kubka i trochę się rozluźniła, mocna kawa zawsze pomoże. – Oby egzamin na chunnina przebiegł względnie bezpiecznie, nie potrzeba mi więcej problemów. Po jakiego groma przyjęłam propozycję Jirayi i uległam temu szczeniakowi?!
- Naruto? – Domyśliła się No Sabaku.
- Taak – przyznała. – To przez niego gniję na tym stołku i użeram się z dziadkami. Zaraz muszę iść na obchód szpitala. Dziękuję, że zgodziłaś się na udział w misji. Na razie to wszystko, możesz odejść.
- Hai. Tsunade – sama, mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Nie jestem najsilniejszym użytkownikiem jutsu wiatru, co z Naruto? Jakoś nie wierzę w to, że przepuściłby tak wyśmienity wypad na Akatsuki. Nie wyrusza z nami? – Kobieta na te słowa chytrze się uśmiechnęła.
- Uzumaki musi mnie dobitnie przekonać, że nadaje się do tej eskapady.

- Chodź tu, nicponiu. Przystopuj trochę, bo za bardzo się rozkręciłeś – pochwycił wesoło raczkujące dziecko i uniósł je do góry, przyglądając się jego roześmianej, pulchniutkiej buzi. Podrzucił chłopczyka, łapiąc go bezpiecznie w ramiona, co wywołało radosny pisk brzdąca. – Tylko ty potrafisz wymęczyć wujka, jak ja przeżyję z tobą noc, co chłopie? Co ty na to? Wykończysz mnie. Ale, ale, pokaż mi, co tam masz w rączce? – Usadowił malucha na biodrze i rozwarł delikatnie, mocno zaciśnięte piąstki, w których tkwiły kępki stłamszonej trawy. – Ty mały siłaczu. Chcesz pozbawić park całej zieleni? Stare babcie dostałyby palpitacji serca. A jedna upierdliwa Temari na głowie w zupełności starczy, wierz mi. Doczekasz się i ty takiego momentu, to wtedy sobie pogadamy.
- Hej! Kogo nazywasz ,,upierdliwą’’, co?! – Odwrócił się, napotykając niezadowolony grymas na twarzy blondynki. Ubrana była w białą, sięgającą do połowy ud tunikę, przepasaną w talii czerwonym, szerokim pasem, na stopach miała lekkie sandałki, a włosy, jak ostatnio często jej się zdarzało, pozostawiła swobodnie rozpuszczone. – Nie widzieliśmy się przez parę tygodni, a już zdążyłeś zostać mamusią? – Z trudem zignorował dosadną, choć jakże kuszącą do przekomarzania się, zaczepkę. Zawiesił wzrok na, zbliżającej się do nich,  no Sabaku. – Słodziak – uśmiechnęła się przyjaźnie do malca, który w odpowiedzi uczynił to samo i złapał za zwisający kosmyk jej włosów. – Jak mu na imi… Ała!! – Chłopczyk, jak niewinnie przyglądał się złotym pasmom, tak za nie z całej siły pociągnął. Siła szarpnięcia zaskoczyła dziewczynę i sprawiła, że jej czoło spotkało się z ramieniem bruneta. Wyprostowała się, masując obitą skroń.
 – Asu, tak nie wolno – skarcił delikatnie winowajcę. – Nie chcemy, żeby coś ją bolało, prawda? Wyżywać się możesz wyłącznie na Inuzuce, na innych – nie. – Chłopczyk zrozumiał, że źle postąpił. Ostrożnie, w przepraszającym geście, pogładził czoło ambasadorki, a potem zerknął na opiekuna w poszukiwaniu aprobaty swojego miłosierdzia, ten tylko poczochrał mu kędzierzawe włoski. – Wszystko gra? – Zwrócił się do siostry Kazekage.
- Tak, muszę przyznać, że urwis ma wyczucie. A więc to Asu, tak?
- Asurenai – sprostował. – Kurenai nie mogła zdecydować się na imię, a że wujek miał pewien pomysł, na który mamusia z chęcią przystała, tak o to, z połączenia imion dwójki wspaniałych ludzi, nazwany został rozrabiaka Asumy.
- Strasznie podobny do rodziców – zauważyła. – A imię jeszcze bardziej to uwydatnia – szkrab ziewnął szeroko i wyciągnął niespodziewanie rączki ku zdziwionej Temari. Mruknął gniewnie, kiedy jego wyraźna prośba nie została spełniona.
- Weź go – zachęcił. Spojrzała na niego niepewnie, domyślił się o co chodzi, i aby ją zachęcić, albo prędzej postawić przed faktem dokonanym, wyciągnął ku niej ręce z dzieckiem. – Śmiało, nie bój się – z wahaniem odebrała szkraba i oplotła mocno ramionami, a on ufnie wtulił się w jej pierś, paluszkami wszczepiając się w tunikę. – Chodźmy do domu, jest zmęczony, ja też.
- Starość nie radość, co nie? – Spytała zgryźliwie.
- Pozwolę przypomnieć, Złośliwcu, że jesteśmy w tym samym wieku, vice versa
- Upierdliwiec. Nie wiesz, że dla dziewczyny nie wypomina się jej wieku? – Rzuciła przez ramię i ruszyła przed siebie, a on tuż za nią. Przyglądając się towarzyszce, Shikamaru, doszedł do wniosku, że bardziej uroczego widoku jeszcze nigdy nie wiedział. Cała ich trójka wyglądała jak szczęśliwa rodzina, warto dodać, normalna. Nie zaprzeczy, chciałby czegoś takiego doczekać, tyle że nastąpiłaby pewna mała, acz dla niego bardzo znacząca zmiana: Sabaku obejmowałaby JEGO dziecko, a on ją i jej zaokrąglony brzuszek. Marzył o dwójce potomstwa, chłopczyku i dziewczynce, więcej nie – byłoby to zbyt kłopotliwe, choć sam etap poczęcia nęci i to bardzo. Kątem oka śledził każdy ruch blondynki, sprawiała wrażenie  zadowolonej. Co chwila przemawiała kojąco do chłopczyka i głaskała go po główce. Coś go ukuło w piersi. No nie, to przecież głupie!!! Zazdrości?! Od razu zaprzeczył tak głupiej myśli, choć po trudnej walce sam ze sobą, przyznał się, że tak, i to bardzo. Oddałby wszystko, by móc znaleźć się na miejscu Asu. Parę razy zaproponował zamianę, pod pretekstem znacznego wzrostu wagi Sarutobi’ego. Miał nadzieję, że chętnie przystanie na jego pomysł, ale odmówiła. Nie przeszkadzały dla niej nawet uwagi przekupek, zachwalających ,,jaką to tworzą piękną i pasującą do siebie parę’’ . Gdyby wyleciał z takim tekstem, nawet dla żartu, oberwałby stalowym wachlarzem, w prezencie zdobył guza wielkości arbuza i kłopotliwą kłótnię, jaki to z niego zboczeniec, wykorzystujący nadarzającą się sytuację i niewinne, bezbronne osoby.


          Po przekroczeniu progu domu Kurenai, Asu ze spokojnego i zmęczonego dziecięcia, przeistoczył się w prawdziwą bestię. W zupełności odechciało mu się spać, a w zamian, nadeszła wielka ochota na zabawę i rozrabianie. Ale najpierw jeść! Żołądek, w bardzo głośny sposób domagał się swoich praw, tak oto wylądowali w kuchni. Przy kanapkach i gorącej czekoladzie, oboje próbowali nakarmić, wręcz rozsadzającego niebieskie, plastikowe krzesełko, Asu. Sprawa niby banalnie prosta, której shinobi i to w dodatku jounini powinni poradzić sobie bez żadnych ekscesów, ale zadanie wykraczało poza ich kompetencje, gdyż zajmowali się pobudzonym, rocznym synem Asumy, który ani śnił o wzajemnej współpracy. Temari, mimo szczerych chęci pomocy, po paru minutach wymiękła, gdy kolejna porcja warzywnej papki wylądowała na nosie i policzku chłopaka, nie wytrzymała i wręcz pokładała się ze śmiechu. Usilnie starała się,  powstrzymać atak wesołości, tym bardziej, że brunet zagroził zamianę ról. Obiad, a raczej kolacja, zakończyła się po 40 minutach spektakularnym zwycięstwem ninja. Ambasadorki nie ominęła łyżka kolorowego posiłku, która wylądowała tuż przy kąciku jej ust. Dopiero teraz pożałowała nabijania się z Nary i jego ,,wąsów’’, stworzonych przez dwie, cieniutkie strużki jedzenia, aromat dziecięcego pożywienia nie należał do jej ulubionych i sprawiał nieprzyjemne zawirowania w żołądku. Następnym przystankiem okazała się łazienka, do której ledwo dotarli z wierzgającym, na wszystkie strony, chłopcem. Samo rozebranie go i wsadzenie do wody okazało się nie lada wyczynem, a przed nimi jeszcze cała kąpiel… Nie było tak źle, pomijając fakt, że po paru minutach ociekali wodą i pianą z dziecięcego szamponu. Śliska podłoga dodatkowo komplikowała sytuację, utrudniając swobodne poruszanie się i szybką reakcję, gdy młody Sarutobi chciał uraczyć swoje podniebienie mydłem, balsamem, czy innym specyfikiem. Ogólnie panujący bałagan przyczynił się do tego, co od początku było nieuniknione, czyli wypadku. Na szczęście nie groźnego, ale zawsze… Otóż, Shikamaru, taszczący potrzebne rzeczy do dalszego działania (ręczniki, pidżamkę, ulubiony kocyk w shurikeny itp.), potknął się o pustą butelkę i rozlany przy niej płyn. Zachwiał się do tyłu i wyrżnął potylicą o krawędź umywalki, po drodze gubiąc wszelakie tobołki i podcinając Temari. Miała farta, że zaliczyła dość miękką glebę, gdyż zdążyła zahaczyć o wannę i zwolnić tempo upadku. Los, jak na przekór chciał, że wylądowała w krępującej pozycji na biodrach chłopaka. Kiedy natknęła się znów na dwa, rozżarzone węgle, wpatrujące się w ten dziwny sposób prosto w jej własne oczy, zarumieniła się i szybko zsunęła z jego ciała. Tłumacząc się osobą Asu, czekającego na nich, zerwała się na równe nogi, nie racząc stratega spojrzeniem, ani słowem.
W ruch poszła suszarka, ręczniki i wszystko inne, czym mogli doprowadzić się do porządku. Wyszli z łazienki, gdy ich stan osiągnął poziom ,,znośny dla oka’’ i udali się do sypialni Kurenai. Ułożyli Asu w jego łóżeczku, zmęczony maluch od razu wtulił się w poduszeczkę i zamknął oczy. Brunet szczelnie okrył go kocykiem i ucałował w czółko, palcami przeczesując kręcone włoski. Sabaku śledziła każdy ruch Nary dziwnym, nieobecnym wzrokiem. Przypatrywała się tej czułości i troskliwości, jakiej na co dzień nigdy nie okazywał, tylko chodził znudzony kłopotliwym życiem i miał wszystko gdzieś. A może tak naprawdę taki nie jest? No bo, chociaż wziąć te różne, dotychczasowe sytuacje. Zawsze stawiał na pierwszym miejscu dobro kompanów, zdolny był do zawalenia misji i tym samym załatwienia u Tsunade niezłego kazania, ale nigdy do ryzykowania życia drużyny. Dbał również o nią, jakby tak cofnąć się wstecz, to głównie o nią, ratował ją z opresji, ryzykując własną skórą, a przecież nawet nie należała do tej samej wioski. Była obca, z niezbyt przyjemną przeszłością, ale go to widocznie nie obchodziło. Przez jej twarz przemknął uśmiech. W gruncie rzeczy dobry z niego kolega. Oderwała się od własnych myśli i z zażenowaniem stwierdziła, że Nara patrzy prosto na nią. Odwróciła głowę w bok, przerywając uciążliwy kontakt wzrokowy i skierowała się do wyjścia, usprawiedliwiając się potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza.
    Znalazł ją na tarasie. Siedziała w głębokim, obitym zielonym suknem, fotelu. Nogi podkurczyła, oplatając je rękoma, a brodę położyła na kolanach, obserwując grupkę młodzików grających w jakąś zespołową grę. Jeden z nich, wyraźnie najpopularniejszy wśród rówieśników i najsilniejszy, nie chciał przyjąć do zabawy młodszego kolegi. Dość nieśmiałego, bo stał z boku, wysłuchując, pod swoim adresem niezbyt miłych określeń. Zachowanie ,,lidera’’ widocznie budziło podziw kompanów. Każde jego słowo spotykało się z głośną aprobatą z ich strony i donośnym śmiechem. Chyba o coś się założyli, ,,paczka’’ przybiła sobie zbiorowego żółwika i pędem ruszyła przed siebie, klucząc pomiędzy domami, widocznie w celu pozbycia się niechcianego balastu. W ciągu kilku chwil pozostał po nich wyłącznie kurz, a Młody usilnie starał się ich dogonić, znikając tym samym z widoku.
Shikamaru oparł się plecami o ścianę i czekał, pozostawiając na barkach dziewczyny rozpoczęcie konwersacji. Znając jej uparty charakterek, trochę to zajmie.
- Nie wyglądasz najlepiej – jako pierwszy zdecydował się przerwać upierdliwą ciszę.
- Dzięki – fuknęła. – Aż tak bardzo to widać?
- Nie jest tak tragicznie – rzuciła mu mordercze spojrzenie. – Wyglądasz na zmęczoną.
- Nic dziwnego. Nie mogę spać – burknęła.
- Koszmary?
- Brawo – sarknęła. – Twoja inteligencja mnie poraża. To chyba logiczne, że nie śnią mi się różowe jednorożce.
- Od jak dawna?
- Bawisz się w doktora?
- Odpowiedz – nakazał.
- Tydzień, może więcej? – Wzruszyła ramionami. – Nieważne.
- Wariatka – stwierdził. – Nie zabiorę na misję żywego trupa.
- Skąd wiesz o moim udziale?
- W końcu ta ja dowodzę, no nie? Znam skład drużyny. – Przysunął sobie drewniane krzesło, siadając naprzeciwko blondynki z poważną miną. – Co dokładnie ci się śni? – Przymknęła powieki, zastanawiając się, czy dobrze zrobi, zwierzając się chłopakowi. Co jeśli obróci jej wywody w żart i uśmieje się po pachy? Stwierdzi, że panikuje i przez jej upierdliwość, życie staje się jeszcze bardziej kłopotliwe? Całkiem możliwe, ale On tak nie postąpi. Zna go na tyle dobrze, aby stwierdzić, że papla z niego marna i dochowa sekretu, poza tym musi się wygadać, żeby nie zwariować.
- Trudno określić – westchnęła – obrazy, a właściwie urywki przesuwają się za szybko, by zobaczyć jakiekolwiek szczegóły. Za każdym razem widzę twarz, która wyłania się z mroku, a raczej łączy się z nim i tworzy taką jedność. Najgorszy z tego wszystkiego jest ten dziwny lęk, nie porównywalny z niczym innym.
- Jak się kończy?
- Nie wiem – pokręciła głową. – Nigdy do tego nie doszło, zawsze wybudzałam się,  gdy ktoś otwierał drzwi, a w tle pojawiało się wielkie, szare oko. Sprawiało wrażenie, że dostrzega najskrytsze tajemnice, wyraziste i emanujące wieloletnią mądrością, z drugiej strony puste, zero uczuć, chociaż nie – zamyśliła się, szukając odpowiedniego określenia. – Wyrażało, nie strach, a nienawiść, było takie dziwne, bez dna.
- Widziałaś tylko jedno oko? – Przytaknęła. – Pamiętasz coś jeszcze?
- Tylko twarz. Chłopaka – uniósł zaciekawiony brwi.
- Poszukiwany ideał?
- Głupek. Nie należę do grupy niezbyt inteligentnych dziewuch, które nie znają innego tematu niż ,,faceci’’. I nie, jeśli to ciebie tak cholernie ciekawi, nie gustuję w blondynach.
- No patrz. A na jakich lecisz? –Wypowiedział całkiem niezamierzone słowa,  za co oberwał z pięści w ramię.
- Nie pozwalaj sobie – warknęła.
- Ok, ok – uniósł ręce w geście kapitulacji. – Spokojnie, ale…  - przerwał i zmarszczył brwi. -Wyłaź stamtąd – odwrócił się i zbliżył do barierki, spod której wyjrzała rozradowana buzia blondyna. Zmierzony wzrokiem godnym bazyliszka, schował głowę w ramiona i wyszczerzył zęby w niewinnym geście.
- Jako posłaniec jestem chroniony przez immunitet, nie możecie mnie zabić.
- Zdziwisz się. Po co przylazłeś?
- Babcia chce cię widzieć i to natychmiast. Śpiesz się, bo czeka na nią ważna sprawa.
- Upierdliwe – cmoknął niezadowolony. – Przecież wie, że opiekuję się Asu, nie mogę zostawić go samego.
- Ja zostanę – odezwała się Sabaku.
- Ty?  - Spytał przerażony Uzumaki. – Nie miłe jest ci życie chrześniaka, Shikamaru?
- Zamknij się, pacanie – krzyknęła dziewczyna. – Niech ja dorwę twój pusty łeb, popamiętasz mnie!! – I niewątpliwie młody ninja odniósłby poważne rany, gdyby nie brunet, który zablokował i przytrzymał ambasadorkę.
- Jakie to kłopotliwe – marudził. – Zmywaj się stąd, Naruto, zaraz przyjdę. Baby – mruknął, odwracając przodem do siebie twarz blondynki, która klęła siarczyście za oddalającym się ,,liskiem’’. – Kobiety nie powinny wyrażać się w taki sposób. To wbrew ich naturze.
- Nie pouczaj mnie, Geniuszu. A wbrew męskiej naturze jest mazgajenie się?!! Ostoja spokoju się znalazła, co? O patrzcie – zaczęła przedrzeźniać typowe zachowanie stratega – nic mi się nie chce, zostawicie mnie w spokoju, wolę oglądać chmurki i dołować się w samotności, jaka ty upierdliwa…
- Och, cicho bądź – przerwał nieustanne trajkotanie, gwałtownie wpijając się w jej usta. Delikatnymi kąsaniami zachęcił ją do przyłączenia się i oddania pocałunku. Jednak ta pozostała bierna i odepchnęła go delikatnie, rozłączając wargi.
- Idź, Tsunade czeka – powiedziała i zniknęła za drzwiami, zostawiając zdezorientowanego Narę.
      Blask wschodzącego księżyca przebił się przez korony drzew i oświetlił nikłym światłem polanę, oraz dwójkę stojących naprzeciwko siebie ludzi. W okolicy zapadła cisza. Świerszcze, żaby i różnego rodzaju nocne ptactwo, do tej pory głośne i aktywne, umilkły i schowały się wśród roślinności. Wszystko zastygło, w prawie namacalnym napięciu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Twarz kobiety rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy zawiązywała na swym czole opaskę sannin’a.
- Jesteś gotowy, Naruto?! – Zapytała z wrednym uśmiechem, zaciągając na nadgarstki ochronne rękawiczki.
- Jasne, Babuniu. Zaczynajmy, nie mogę doczekać się spotkania z idiotami z Akatsuki. Ta walka to moja przepustka!!
- Nie bądź taki pewien siebie, że ją otrzymasz. – Dźwięk dobywanego z kabury, kunai, przeciął powietrze, niczym strzała, mącąc doskonałą harmonię i spokój. Młody jastrząb, spłoszony hałasem, poderwał się do lotu. Decydująca walka o przyszłość potomka Yondaime właśnie się rozpoczęła.
          Po piętnastu minutach ględzenia Hokage wrócił z powrotem, ku swojemu zdziwieniu, do pogrążonego w zupełnej ciszy, domu. Zaczynając od tarasu obszedł wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu kunoichi Suny. Na końcu skierował się do sypialni, gdzie zastał ją pogrążoną w głębokim śnie. Opierała się łokciami o łóżeczko Asu, widocznie czuwała nad nim, dopóki sama nie zasnęła z wycieńczenia. Maluch spełnił swoją rolę celująco i pomógł jej uporać się z koszmarami, które zasiały ziarnko niepewności w Narze. Nigdy nie był zabobonny i drwił sobie z ludzi, przejmujących się każdym głupim symbolem. Ale kiedy wspomniała o przenikliwym oku, olśnienie spadło na niego niczym grom z nieba. Niespełna miesiąc temu czytał relacje ludzi, którzy na swej drodze spotkali posiadacza ,,piekielnych oczu’’. Nazwa bardzo popularna wśród starego pokolenia, budzi strach szczególnie w małych wioskach pozbawionych ninja. Na początku założył, że chodzi o Sharingan, dar klanu Uchiha, albo cudowne oko - Rinnegan. Oba dojutsu są przerażające, lecz po przeczytaniu kolejnych kart, wykluczył możliwość wystąpienia któregoś z nich. Po pierwsze nie zgadzały się umiejętności, ani barwa, a po drugie nie posiada ich każdy. Może świadkowie ubarwili opowieść, chcąc zyskać sławę i rozgłos, wymyślając nieistniejąca istotę? Pytań jest multum i skończyło się na tym, że opuścił bibliotekę bez żadnych konkretnych informacji na temat rzekomego kekkei genkai. Jednak nie zamierza dodatkowo przytłaczać Temari nierealnymi opowieściami, wyssanymi, jak mu się wydawało, prosto z palca.
Ostrożnie podniósł dziewczynę i zaniósł ją do łóżka. Przykrył ją lekkim kocem i ucałował w czoło. Zajrzał jeszcze do chrześniaka i usiadł w fotelu pod oknem, przypatrując się pogrążonej w krainie Morfeusza, Temari. Nigdy jej nie zrozumie. Raz jest chętna i nie sprzeciwia się, drugim razem go odtrąca. No i jej zachowanie, w niektórych momentach takie upierdliwe, że się ma ochotę wziąć ją za ramiona i mocno potrząsnąć. Ale co tu się dziwić, w końcu jest facetem, czy mu to się podoba, czy nie, kobieca psychika na zawsze pozostanie owiana tajemnicą nie do rozwiązania przez męski intelekt.
Podniósł się z fotela z zamiarem zaparzenia sobie mocnej kawy i postanowieniem przeprowadzenia z Sabaku poważnej rozmowy.
Zza horyzontu wschodziła potężna, żarząca się czerwonością kula. Skroplona mgła opadła i pokryła roślinność w postaci życiodajnej rosy. Spod opiekuńczych skrzydeł matki wychylały się otwarte dzioby piskląt, domagające się należytej uwagi i natychmiastowego śniadania. Dorosła zajęczyca wyprowadzała młode, pokryte jeszcze gdzieniegdzie aksamitnym puszkiem, na świeżą koniczynkę. Podczas posiłku stała na straży, nerwowo strzygąc uszami w celu wyłapania podejrzanego dźwięku i możliwości rzucenia się do natychmiastowej ucieczki. Ku jej uciesze pobliski sąsiad – jastrząb odleciał na łowy w stronę rzeki, a więksi myśliwi, jak wilki, rysie i lisy dla świętego spokoju oddaliły się od terenu walki, rozgrywającej się na polu treningowym numer siedem, którego widok przesłonił opadający pył.
Musiał przyznać, że walka z Hokage to nie byle co. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, co oznacza zdobycie tytułu władcy wioski. Ile siły i mądrości tkwi w tak poważanej osobie, która przez lata zdobywała doświadczenie w boju.
Świeża strużka krwi, mająca swe źródło gdzieś na obitym czole, spłynęła na oko, rozmazując obraz i utrudniając przejrzyste widzenie. Niedbałym ruchem otarł lepką ciesz poszarpanym rękawem, krzywiąc się przy tym nieznacznie; cholerstwo okropnie piekło. Ponownie skierował wzrok na postać stojącą przed nim. Dumna i wyniosła wyprostowała się znad gruzów ziemi. Wiatr porwał do szalonego tańca blond włosy, tworząc na około kobiecej twarzy złocistą aureolę, poły zielonego płaszcza z napisem ,,Hazard’’ łopotały dziko, nadając wnuczce Pierwszego, powagi i bliżej nieokreślonej grozy.  Był osłabiony nadmiernym używaniem klonów i Rasengana , chakra Kuramy zaczęła mieszać się z jego własną, powoli wypełniając cały organizm. Siłą woli powstrzymywał się przed przejęciem kontroli przez Lisa, pojedynek z Tsunade nadszarpnął jego zdrowie, ale nie silną, nadal niezłomną wolę. Obserwował, jakby w zwolnionym tempie, jak sannin’ka rusza ku niemu z dłonią, osnutą złocistą poświatą, każdy kolejny krok przybliżał go do spotkania się z ostatecznym ciosem jeśli go trafi – już po nim. Nigdy nie spotkał się z tak przerażającą siłą, ale istniał ktoś, znacznie przewyższający szybkością i zręcznością Babunię. Ktoś, kogo podziwiał całym sercem i umysłem, ktoś, kogo śladami zamierza brnąc ścieżką Przyszłości.
Sięgnął do kabury, wyjmując jedyną w swoim rodzaju broń – Kunai Boga Piorunów. ‘’Niech wielogodzinne treningi nie pójdą na marne’’ – przemknęło mu przez głowę. Gdy pięść Godaime dzielił jedynie cal od twarzy Uzumakiego, ten nagle rozpłynął się w powietrzu, niczym senne wspomnienie, pojawiając się tuż za plecami przeciwnika. Z przebiegłym uśmieszkiem przyłożył ostrze broni do gardła Piątej … A więc, utorował sobie drogę do Przeznaczenia, które ukształtuje sam, własnymi wyborami.

          - Nara Shikamaru, Maito Gai, Haruno Sakura, Sabaku Temari, Kapitanie Yamato i… Uzumaki Naruto – dodała z ociąganiem, patrząc z ukosa na roześmianego blondyna. Musiała zachowywać pozory zdenerwowanej, aby szczeniak się nie rozbestwił, ale pod tą maską chłodu i powagi, wprost pękała z dumy – macie pozwolenie na pełnoprawne działanie. Sprowadźcie z powrotem Hatake i nie szczędźcie napotkanych wrogów. Powodzenia.
         

PS Nie zraża mnie surowa krytyka, wręcz przeciwnie, podbudowuje i wiem, że Czytelnicy zwracają uwagę na WSZYSTKO. Jeśli chcecie podawajcie własne pomysły, jestem otwarta na propozycje, chcę urozmaicić swoje opowiadanie.
PS 2. Ktoś może pisać o moim niedociągnięciu w sprawie umiejętności Naruto względem techniki jego ojca (kiedy się on jej nauczył itp.), informuję, że wszystko w swoim czasie będzie wyjaśnione.