Rozdział XII
Eee?
Pewnie myślicie nad sposobami mojego mordu? Nie odwodzę Was od takich myśli,
chyba mi się należy. Przepraszam bardzo, że notki nie było tak długo, ale
jestem zarobiona, no i straciłam wenę, ciągle jej poszukuję, aby next’y były o
wiele lepsze. Zapraszam do lektury rozdziału (który osobiście mi się nie
podoba, z resztą jak wszystkie dotychczasowe moje wypociny, ale co tam…) i
komentowania. O, przepraszam również za ewentualne błędy, pisałam szybko, żeby tylko wyrobić się na dzisiaj.
Zmierzała osłonecznionymi ulicami do
siedziby władcy wioski ospałym krokiem. Jej stan pozostawiał wiele do życzenia,
podkrążone i podpuchnięte (najwidoczniej od płaczu) oczy, które przecierała niemrawym
ruchem dłoni, i usta wygięte w podkówkę.
Bała się spojrzeć w lustro, czego rano nawiasem mówiąc nie uczyniła, bo
śpieszyła się na spotkanie, nawet zapomniała zjeść śniadania, co jeszcze bardziej
popsuło jej humor. Ostatnie nieprzespane noce dały się jej wreszcie we znaki,
nie może już dłużej tuszować tego, że nawiedzają ją paranoiczne sny. Nie umie
ich zrozumieć, gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego musi budzić się z krzykiem
przerażenia, irytujące. Naprawdę, z całego serca nie chciała, aby te koszmary
stały się rzeczywistością. Umarli są umarłymi i nie należą już do tego Świata,
pozostały po nich tylko wspomnienia, i niech porządek rzeczy będzie zachowany.
Prychnęła pod nosem. Głupie mary, że też muszą ją nękać z dala od Gaary, który
jako jedyny potrafił pomóc pokonać jej lęk przed zamknięciem oczu, a tutaj, z
dala od rodzinnego domu, nie może liczyć na niczyją pomoc, nie chce pakować w
tarapaty przyjaciół. Albo, co gorsza, robić za obiekt kpin wkurzającemu Shikamaru,
który palnąłby kazanie na temat obsesji, rozdwojeniu jaźni, albo po prostu
kłopotów z głową. Wciągnęła głęboko rześkie, po wczorajszej ulewie, powietrze i
spojrzała zaciekawiona na mijanych ludzi. Dzień, z pozoru taki sam, nie
różniący się niczym od tych minionych , od rana zawalony robotą. Jednak nikomu
to nie przeszkadzało, uśmiechy i miłe słowa gościły na ustach radosnych
przechodniów, udzielając się tym samym markotnej Temari. Ciekawe, jak to jest
być zwykłym człowiekiem, obywatelem, nie shinobi? Mieć rodzinę, normalną pracę,
na przykład, eee? Nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. O, kwiaciarka.
Zawód wyjątkowo bezstresowy, polegający na pielęgnowaniu roślinek, nie na
zabijaniu. Zwiesiła głowę. Jednak to nie dla niej, nie wyobrażała siebie w durnym,
skąpym fartuszku i przyklejonym non stop sztucznym uśmiechem. No i uwagi Nary,
na pewno nie powstrzymałby się przed skomentowaniem stroju, poświęcając
szczególną uwagę jego wymiarom. Do licha! Dlaczego poświęca czas na rozmyślanie
o opiniach i gustach tego leniwca?! Beznadzieja. No pięknie, do czego to
doszło, nawet gada jak on! Kto z kim przystaje takim się staje. Chociaż nocne
spotkanie… Z rozmyślenia wyrwało ją uderzenie czołem w drzwi gabinetu. Gapa. Rozmasowując bolące miejsce,
zapukała i za zgodą weszła do środka. Pierwszą, bardzo charakterystyczną rzeczą,
jaką ujrzała, po przekroczeniu progu, to niesamowity bałagan. Pogratulowała w
duchu kobiecie za całkiem niezłą kreatywność, nigdy nie potrafiła doprowadzić
swojego pokoju do takiego stanu, a próbowała wiele razy, kiedy biła rekord, niespodziewanie
wkraczała Matsuri i psuła karkołomną zabawę.
Za
pokaźnego stosu, spoczywającego na biurku, wyjrzała Tsunade. Sprawiała wrażenie
czymś bardzo podekscytowanej i chyba daremnie próbowała to ukryć. Dziewczyna
miała wrażenie, że ledwo wytrzymuje, siedząc w fotelu.
-
Ach, witaj ponownie, Temari. Cieszę się, że przyszłaś tak szybko.
-
Godaime – skłoniła się lekko. – W jakiej sprawie chciała mnie Pani widzieć?
-
Na starość robię się coraz bardziej przewidywalna, co nie? Ale nie o to chodzi,
tylko o twój udział w misji na rzecz Liścia. No, jakby nie patrzeć, także Suny.
Oczywiście, jako mój gość powinnaś wypoczywać i nie zawracać głowy niczym
szczególnym. Nie prosiłabym, gdyby nie wymagała tego sytuacja. Drużyna
potrzebuje silnego użytkownika jutsu wiatru. W grę wchodzi Akatsuki – dodała. –
Masz, jak najbardziej, prawo do odmowy. Co ty na to?
-
Nie potrafię odmówić, przyjmę propozycję i wyruszę. Na czym polega zadanie?
-
Na uratowaniu kogoś, komu chętnie skopię tyłek – odchyliła się, opierając głowę
na miękkim wezgłowiu. – Hatake.
-
Że co?!
-
Jeśli przypadkowe informacje, jakie dostaliśmy od anonimowego nadawcy, okażą
się prawdziwe, Kakashi wpadnie w niezłe tarapaty. Waszym priorytetem będzie w
żadnym wypadku nie dopuszczenie do tego, no i sprowadzenie go z powrotem do
wioski.
-
Nie rozumiem, a jak ta wiadomość to oszustwo, pułapka?
-
Dokładnie sprawdziliśmy wszystkie powiązane z nią wydarzenia, które dostarczyli
nam shinobi z innych wiosek. I po dogłębnej analizie ma to całkiem spory sens.
Pozostali zostali już powiadomieni i orientują się w całej sytuacji, więc, żeby
rano nie opóźniać wyprawy, przedstawię ci wszystko, co wiemy – dziewczyna w
skupieniu kiwnęła głową. – Tydzień temu pewna grupa, wracająca z misji,
natknęła się na zakapturzoną postać na granicach Dźwięku. Poruszała się na tyle
cicho i sprawnie, że wykryli ją dopiero 10 m przed sobą. Nazajutrz, o świcie,
kunoichi z Chmury widziała, przez ułamek sekundy, jak wynika z opisów, tę samą
osobę już na Dalekiej Północy. Nie wiadomo jak to robi, ale przemieszcza się
diabelnie szybko, zaledwie w kilka godzin przebył trasę zajmującą miesiące. Trzeba
w to wliczyć szlak morski, cholernie trudny i prawie nie do pokonania, nawet
dla ninja.
-
Skąd wiadomo, że to właśnie on? Po Świecie błąkają się różne zakapturzone
typki.
-
W tym przyznałabym ci rację, gdyby nie pewne szczegóły. Świadkowie dostrzegali
zawsze, w blasku słońca, czy księżyca, opaskę Konohy i czerwień Sharingan. Ciekawostkę
stanowi to, że ktoś za nim podąża, zupełnie jak cień, nieodłączny. Można
przypuszczać, że mu towarzyszy, bo choć utrzymuje spory dystans i znika co
jakiś czas, jakby badał teren, Hatake nie wydaje się być zaniepokojony faktem,
że ktoś depcze mu po piętach.
-
Dlaczego od naszej ostatniej, wspólnej wyprawy nie wrócił jeszcze do Liścia?
Nie dał osobiście żadnych oznak życia, no i co robił na terenach wroga, a teraz
na zapomnianych obszarach?
-
Sama nie wiem, Temari – westchnęła bezradna. – Odpowiedzi na te pytania, miejmy
nadzieję, że uzyskamy jak najszybciej. Nie potrafię zrozumieć, cholera,
dlaczego zachował się jak amator, przecież zdaje sobie z tego sprawę, że mogę,
a nawet powinnam uznać go za Nukenin’a. Działanie we własnym interesie, bez
wyraźnej zgody Kage jest zabronione i surowo karane. Sen z powiek spędza mi
krycie jego tyłka przed tymi zgorzkniałymi staruchami – upiła spory łyk napoju
z zielonego kubka i trochę się rozluźniła, mocna kawa zawsze pomoże. – Oby
egzamin na chunnina przebiegł względnie bezpiecznie, nie potrzeba mi więcej
problemów. Po jakiego groma przyjęłam propozycję Jirayi i uległam temu
szczeniakowi?!
-
Naruto? – Domyśliła się No Sabaku.
-
Taak – przyznała. – To przez niego gniję na tym stołku i użeram się z
dziadkami. Zaraz muszę iść na obchód szpitala. Dziękuję, że zgodziłaś się na
udział w misji. Na razie to wszystko, możesz odejść.
-
Hai. Tsunade – sama, mogę o coś spytać?
-
Jasne.
-
Nie jestem najsilniejszym użytkownikiem jutsu wiatru, co z Naruto? Jakoś nie
wierzę w to, że przepuściłby tak wyśmienity wypad na Akatsuki. Nie wyrusza z
nami? – Kobieta na te słowa chytrze się uśmiechnęła.
-
Uzumaki musi mnie dobitnie przekonać, że nadaje się do tej eskapady.
-
Chodź tu, nicponiu. Przystopuj trochę, bo za bardzo się rozkręciłeś – pochwycił
wesoło raczkujące dziecko i uniósł je do góry, przyglądając się jego
roześmianej, pulchniutkiej buzi. Podrzucił chłopczyka, łapiąc go bezpiecznie w
ramiona, co wywołało radosny pisk brzdąca. – Tylko ty potrafisz wymęczyć wujka,
jak ja przeżyję z tobą noc, co chłopie? Co ty na to? Wykończysz mnie. Ale, ale,
pokaż mi, co tam masz w rączce? – Usadowił malucha na biodrze i rozwarł
delikatnie, mocno zaciśnięte piąstki, w których tkwiły kępki stłamszonej trawy.
– Ty mały siłaczu. Chcesz pozbawić park całej zieleni? Stare babcie dostałyby
palpitacji serca. A jedna upierdliwa Temari na głowie w zupełności starczy,
wierz mi. Doczekasz się i ty takiego momentu, to wtedy sobie pogadamy.
-
Hej! Kogo nazywasz ,,upierdliwą’’, co?! – Odwrócił się, napotykając
niezadowolony grymas na twarzy blondynki. Ubrana była w białą, sięgającą do
połowy ud tunikę, przepasaną w talii czerwonym, szerokim pasem, na stopach
miała lekkie sandałki, a włosy, jak ostatnio często jej się zdarzało,
pozostawiła swobodnie rozpuszczone. – Nie widzieliśmy się przez parę tygodni, a
już zdążyłeś zostać mamusią? – Z trudem zignorował dosadną, choć jakże kuszącą
do przekomarzania się, zaczepkę. Zawiesił wzrok na, zbliżającej się do
nich, no Sabaku. – Słodziak –
uśmiechnęła się przyjaźnie do malca, który w odpowiedzi uczynił to samo i
złapał za zwisający kosmyk jej włosów. – Jak mu na imi… Ała!! – Chłopczyk, jak
niewinnie przyglądał się złotym pasmom, tak za nie z całej siły pociągnął. Siła
szarpnięcia zaskoczyła dziewczynę i sprawiła, że jej czoło spotkało się z
ramieniem bruneta. Wyprostowała się, masując obitą skroń.
– Asu, tak nie wolno – skarcił delikatnie
winowajcę. – Nie chcemy, żeby coś ją bolało, prawda? Wyżywać się możesz
wyłącznie na Inuzuce, na innych – nie. – Chłopczyk zrozumiał, że źle postąpił.
Ostrożnie, w przepraszającym geście, pogładził czoło ambasadorki, a potem
zerknął na opiekuna w poszukiwaniu aprobaty swojego miłosierdzia, ten tylko
poczochrał mu kędzierzawe włoski. – Wszystko gra? – Zwrócił się do siostry
Kazekage.
-
Tak, muszę przyznać, że urwis ma wyczucie. A więc to Asu, tak?
-
Asurenai – sprostował. – Kurenai nie mogła zdecydować się na imię, a że wujek
miał pewien pomysł, na który mamusia z chęcią przystała, tak o to, z połączenia
imion dwójki wspaniałych ludzi, nazwany został rozrabiaka Asumy.
-
Strasznie podobny do rodziców – zauważyła. – A imię jeszcze bardziej to
uwydatnia – szkrab ziewnął szeroko i wyciągnął niespodziewanie rączki ku
zdziwionej Temari. Mruknął gniewnie, kiedy jego wyraźna prośba nie została
spełniona.
-
Weź go – zachęcił. Spojrzała na niego niepewnie, domyślił się o co chodzi, i
aby ją zachęcić, albo prędzej postawić przed faktem dokonanym, wyciągnął ku
niej ręce z dzieckiem. – Śmiało, nie bój się – z wahaniem odebrała szkraba i
oplotła mocno ramionami, a on ufnie wtulił się w jej pierś, paluszkami
wszczepiając się w tunikę. – Chodźmy do domu, jest zmęczony, ja też.
-
Starość nie radość, co nie? – Spytała zgryźliwie.
-
Pozwolę przypomnieć, Złośliwcu, że jesteśmy w tym samym wieku, vice versa
-
Upierdliwiec. Nie wiesz, że dla dziewczyny nie wypomina się jej wieku? – Rzuciła
przez ramię i ruszyła przed siebie, a on tuż za nią. Przyglądając się
towarzyszce, Shikamaru, doszedł do wniosku, że bardziej uroczego widoku jeszcze
nigdy nie wiedział. Cała ich trójka wyglądała jak szczęśliwa rodzina, warto
dodać, normalna. Nie zaprzeczy, chciałby czegoś takiego doczekać, tyle że
nastąpiłaby pewna mała, acz dla niego bardzo znacząca zmiana: Sabaku
obejmowałaby JEGO dziecko, a on ją i jej zaokrąglony brzuszek. Marzył o dwójce
potomstwa, chłopczyku i dziewczynce, więcej nie – byłoby to zbyt kłopotliwe,
choć sam etap poczęcia nęci i to bardzo. Kątem oka śledził każdy ruch
blondynki, sprawiała wrażenie zadowolonej.
Co chwila przemawiała kojąco do chłopczyka i głaskała go po główce. Coś go ukuło
w piersi. No nie, to przecież głupie!!! Zazdrości?! Od razu zaprzeczył tak
głupiej myśli, choć po trudnej walce sam ze sobą, przyznał się, że tak, i to
bardzo. Oddałby wszystko, by móc znaleźć się na miejscu Asu. Parę razy
zaproponował zamianę, pod pretekstem znacznego wzrostu wagi Sarutobi’ego. Miał
nadzieję, że chętnie przystanie na jego pomysł, ale odmówiła. Nie przeszkadzały
dla niej nawet uwagi przekupek, zachwalających ,,jaką to tworzą piękną i
pasującą do siebie parę’’ . Gdyby wyleciał z takim tekstem, nawet dla żartu, oberwałby
stalowym wachlarzem, w prezencie zdobył guza wielkości arbuza i kłopotliwą
kłótnię, jaki to z niego zboczeniec, wykorzystujący nadarzającą się sytuację i
niewinne, bezbronne osoby.
Po przekroczeniu progu domu Kurenai,
Asu ze spokojnego i zmęczonego dziecięcia, przeistoczył się w prawdziwą bestię.
W zupełności odechciało mu się spać, a w zamian, nadeszła wielka ochota na
zabawę i rozrabianie. Ale najpierw jeść! Żołądek, w bardzo głośny sposób
domagał się swoich praw, tak oto wylądowali w kuchni. Przy kanapkach i gorącej
czekoladzie, oboje próbowali nakarmić, wręcz rozsadzającego niebieskie,
plastikowe krzesełko, Asu. Sprawa niby banalnie prosta, której shinobi i to w
dodatku jounini powinni poradzić sobie bez żadnych ekscesów, ale zadanie
wykraczało poza ich kompetencje, gdyż zajmowali się pobudzonym, rocznym synem
Asumy, który ani śnił o wzajemnej współpracy. Temari, mimo szczerych chęci
pomocy, po paru minutach wymiękła, gdy kolejna porcja warzywnej papki
wylądowała na nosie i policzku chłopaka, nie wytrzymała i wręcz pokładała się
ze śmiechu. Usilnie starała się, powstrzymać atak wesołości, tym bardziej, że
brunet zagroził zamianę ról. Obiad, a raczej kolacja, zakończyła się po 40
minutach spektakularnym zwycięstwem ninja. Ambasadorki nie ominęła łyżka
kolorowego posiłku, która wylądowała tuż przy kąciku jej ust. Dopiero teraz pożałowała
nabijania się z Nary i jego ,,wąsów’’, stworzonych przez dwie, cieniutkie
strużki jedzenia, aromat dziecięcego pożywienia nie należał do jej ulubionych i
sprawiał nieprzyjemne zawirowania w żołądku. Następnym przystankiem okazała się
łazienka, do której ledwo dotarli z wierzgającym, na wszystkie strony, chłopcem.
Samo rozebranie go i wsadzenie do wody okazało się nie lada wyczynem, a przed
nimi jeszcze cała kąpiel… Nie było tak źle, pomijając fakt, że po paru minutach
ociekali wodą i pianą z dziecięcego szamponu. Śliska podłoga dodatkowo
komplikowała sytuację, utrudniając swobodne poruszanie się i szybką reakcję,
gdy młody Sarutobi chciał uraczyć swoje podniebienie mydłem, balsamem, czy
innym specyfikiem. Ogólnie panujący bałagan przyczynił się do tego, co od
początku było nieuniknione, czyli wypadku. Na szczęście nie groźnego, ale
zawsze… Otóż, Shikamaru, taszczący potrzebne rzeczy do dalszego działania
(ręczniki, pidżamkę, ulubiony kocyk w shurikeny itp.), potknął się o pustą
butelkę i rozlany przy niej płyn. Zachwiał się do tyłu i wyrżnął potylicą o
krawędź umywalki, po drodze gubiąc wszelakie tobołki i podcinając Temari. Miała
farta, że zaliczyła dość miękką glebę, gdyż zdążyła zahaczyć o wannę i zwolnić
tempo upadku. Los, jak na przekór chciał, że wylądowała w krępującej pozycji na
biodrach chłopaka. Kiedy natknęła się znów na dwa, rozżarzone węgle, wpatrujące
się w ten dziwny sposób prosto w jej własne oczy, zarumieniła się i szybko
zsunęła z jego ciała. Tłumacząc się osobą Asu, czekającego na nich, zerwała się
na równe nogi, nie racząc stratega spojrzeniem, ani słowem.
W
ruch poszła suszarka, ręczniki i wszystko inne, czym mogli doprowadzić się do
porządku. Wyszli z łazienki, gdy ich stan osiągnął poziom ,,znośny dla oka’’ i
udali się do sypialni Kurenai. Ułożyli Asu w jego łóżeczku, zmęczony maluch od
razu wtulił się w poduszeczkę i zamknął oczy. Brunet szczelnie okrył go
kocykiem i ucałował w czółko, palcami przeczesując kręcone włoski. Sabaku
śledziła każdy ruch Nary dziwnym, nieobecnym wzrokiem. Przypatrywała się tej
czułości i troskliwości, jakiej na co dzień nigdy nie okazywał, tylko chodził
znudzony kłopotliwym życiem i miał wszystko gdzieś. A może tak naprawdę taki
nie jest? No bo, chociaż wziąć te różne, dotychczasowe sytuacje. Zawsze stawiał
na pierwszym miejscu dobro kompanów, zdolny był do zawalenia misji i tym samym
załatwienia u Tsunade niezłego kazania, ale nigdy do ryzykowania życia drużyny.
Dbał również o nią, jakby tak cofnąć się wstecz, to głównie o nią, ratował ją z
opresji, ryzykując własną skórą, a przecież nawet nie należała do tej samej wioski.
Była obca, z niezbyt przyjemną przeszłością, ale go to widocznie nie obchodziło.
Przez jej twarz przemknął uśmiech. W gruncie rzeczy dobry z niego kolega. Oderwała
się od własnych myśli i z zażenowaniem stwierdziła, że Nara patrzy prosto na
nią. Odwróciła głowę w bok, przerywając uciążliwy kontakt wzrokowy i skierowała
się do wyjścia, usprawiedliwiając się potrzebą zaczerpnięcia świeżego
powietrza.
Znalazł ją na tarasie. Siedziała w
głębokim, obitym zielonym suknem, fotelu. Nogi podkurczyła, oplatając je rękoma,
a brodę położyła na kolanach, obserwując grupkę młodzików grających w jakąś
zespołową grę. Jeden z nich, wyraźnie najpopularniejszy wśród rówieśników i
najsilniejszy, nie chciał przyjąć do zabawy młodszego kolegi. Dość nieśmiałego,
bo stał z boku, wysłuchując, pod swoim adresem niezbyt miłych określeń.
Zachowanie ,,lidera’’ widocznie budziło podziw kompanów. Każde jego słowo
spotykało się z głośną aprobatą z ich strony i donośnym śmiechem. Chyba o coś
się założyli, ,,paczka’’ przybiła sobie zbiorowego żółwika i pędem ruszyła
przed siebie, klucząc pomiędzy domami, widocznie w celu pozbycia się
niechcianego balastu. W ciągu kilku chwil pozostał po nich wyłącznie kurz, a Młody
usilnie starał się ich dogonić, znikając tym samym z widoku.
Shikamaru
oparł się plecami o ścianę i czekał, pozostawiając na barkach dziewczyny
rozpoczęcie konwersacji. Znając jej uparty charakterek, trochę to zajmie.
-
Nie wyglądasz najlepiej – jako pierwszy zdecydował się przerwać upierdliwą
ciszę.
-
Dzięki – fuknęła. – Aż tak bardzo to widać?
-
Nie jest tak tragicznie – rzuciła mu mordercze spojrzenie. – Wyglądasz na
zmęczoną.
-
Nic dziwnego. Nie mogę spać – burknęła.
-
Koszmary?
-
Brawo – sarknęła. – Twoja inteligencja mnie poraża. To chyba logiczne, że nie
śnią mi się różowe jednorożce.
-
Od jak dawna?
-
Bawisz się w doktora?
-
Odpowiedz – nakazał.
-
Tydzień, może więcej? – Wzruszyła ramionami. – Nieważne.
-
Wariatka – stwierdził. – Nie zabiorę na misję żywego trupa.
-
Skąd wiesz o moim udziale?
-
W końcu ta ja dowodzę, no nie? Znam skład drużyny. – Przysunął sobie drewniane
krzesło, siadając naprzeciwko blondynki z poważną miną. – Co dokładnie ci się
śni? – Przymknęła powieki, zastanawiając się, czy dobrze zrobi, zwierzając się
chłopakowi. Co jeśli obróci jej wywody w żart i uśmieje się po pachy?
Stwierdzi, że panikuje i przez jej upierdliwość, życie staje się jeszcze
bardziej kłopotliwe? Całkiem możliwe, ale On tak nie postąpi. Zna go na tyle
dobrze, aby stwierdzić, że papla z niego marna i dochowa sekretu, poza tym musi
się wygadać, żeby nie zwariować.
-
Trudno określić – westchnęła – obrazy, a właściwie urywki przesuwają się za
szybko, by zobaczyć jakiekolwiek szczegóły. Za każdym razem widzę twarz, która
wyłania się z mroku, a raczej łączy się z nim i tworzy taką jedność. Najgorszy
z tego wszystkiego jest ten dziwny lęk, nie porównywalny z niczym innym.
-
Jak się kończy?
-
Nie wiem – pokręciła głową. – Nigdy do tego nie doszło, zawsze wybudzałam
się, gdy ktoś otwierał drzwi, a w tle
pojawiało się wielkie, szare oko. Sprawiało wrażenie, że dostrzega najskrytsze
tajemnice, wyraziste i emanujące wieloletnią mądrością, z drugiej strony puste,
zero uczuć, chociaż nie – zamyśliła się, szukając odpowiedniego określenia. –
Wyrażało, nie strach, a nienawiść, było takie dziwne, bez dna.
-
Widziałaś tylko jedno oko? – Przytaknęła. – Pamiętasz coś jeszcze?
-
Tylko twarz. Chłopaka – uniósł zaciekawiony brwi.
-
Poszukiwany ideał?
-
Głupek. Nie należę do grupy niezbyt inteligentnych dziewuch, które nie znają
innego tematu niż ,,faceci’’. I nie, jeśli to ciebie tak cholernie ciekawi, nie
gustuję w blondynach.
-
No patrz. A na jakich lecisz? –Wypowiedział całkiem niezamierzone słowa, za co oberwał z pięści w ramię.
-
Nie pozwalaj sobie – warknęła.
-
Ok, ok – uniósł ręce w geście kapitulacji. – Spokojnie, ale… - przerwał i zmarszczył brwi. -Wyłaź stamtąd –
odwrócił się i zbliżył do barierki, spod której wyjrzała rozradowana buzia
blondyna. Zmierzony wzrokiem godnym bazyliszka, schował głowę w ramiona i
wyszczerzył zęby w niewinnym geście.
-
Jako posłaniec jestem chroniony przez immunitet, nie możecie mnie zabić.
-
Zdziwisz się. Po co przylazłeś?
-
Babcia chce cię widzieć i to natychmiast. Śpiesz się, bo czeka na nią ważna
sprawa.
-
Upierdliwe – cmoknął niezadowolony. – Przecież wie, że opiekuję się Asu, nie
mogę zostawić go samego.
-
Ja zostanę – odezwała się Sabaku.
-
Ty? - Spytał przerażony Uzumaki. – Nie miłe
jest ci życie chrześniaka, Shikamaru?
-
Zamknij się, pacanie – krzyknęła dziewczyna. – Niech ja dorwę twój pusty łeb,
popamiętasz mnie!! – I niewątpliwie młody ninja odniósłby poważne rany, gdyby
nie brunet, który zablokował i przytrzymał ambasadorkę.
-
Jakie to kłopotliwe – marudził. – Zmywaj się stąd, Naruto, zaraz przyjdę. Baby
– mruknął, odwracając przodem do siebie twarz blondynki, która klęła
siarczyście za oddalającym się ,,liskiem’’. – Kobiety nie powinny wyrażać się w
taki sposób. To wbrew ich naturze.
-
Nie pouczaj mnie, Geniuszu. A wbrew męskiej naturze jest mazgajenie się?!! Ostoja
spokoju się znalazła, co? O patrzcie – zaczęła przedrzeźniać typowe zachowanie
stratega – nic mi się nie chce, zostawicie mnie w spokoju, wolę oglądać chmurki
i dołować się w samotności, jaka ty upierdliwa…
-
Och, cicho bądź – przerwał nieustanne trajkotanie, gwałtownie wpijając się w
jej usta. Delikatnymi kąsaniami zachęcił ją do przyłączenia się i oddania
pocałunku. Jednak ta pozostała bierna i odepchnęła go delikatnie, rozłączając
wargi.
-
Idź, Tsunade czeka – powiedziała i zniknęła za drzwiami, zostawiając
zdezorientowanego Narę.
Blask wschodzącego księżyca przebił się
przez korony drzew i oświetlił nikłym światłem polanę, oraz dwójkę stojących
naprzeciwko siebie ludzi. W okolicy zapadła cisza. Świerszcze, żaby i różnego
rodzaju nocne ptactwo, do tej pory głośne i aktywne, umilkły i schowały się
wśród roślinności. Wszystko zastygło, w prawie namacalnym napięciu, czekając na
dalszy rozwój wydarzeń. Twarz kobiety rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy zawiązywała
na swym czole opaskę sannin’a.
-
Jesteś gotowy, Naruto?! – Zapytała z wrednym uśmiechem, zaciągając na
nadgarstki ochronne rękawiczki.
-
Jasne, Babuniu. Zaczynajmy, nie mogę doczekać się spotkania z idiotami z
Akatsuki. Ta walka to moja przepustka!!
-
Nie bądź taki pewien siebie, że ją otrzymasz. – Dźwięk dobywanego z kabury,
kunai, przeciął powietrze, niczym strzała, mącąc doskonałą harmonię i spokój.
Młody jastrząb, spłoszony hałasem, poderwał się do lotu. Decydująca walka o
przyszłość potomka Yondaime właśnie się rozpoczęła.
Po piętnastu minutach ględzenia Hokage
wrócił z powrotem, ku swojemu zdziwieniu, do pogrążonego w zupełnej ciszy, domu.
Zaczynając od tarasu obszedł wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu kunoichi
Suny. Na końcu skierował się do sypialni, gdzie zastał ją pogrążoną w głębokim
śnie. Opierała się łokciami o łóżeczko Asu, widocznie czuwała nad nim, dopóki
sama nie zasnęła z wycieńczenia. Maluch spełnił swoją rolę celująco i pomógł
jej uporać się z koszmarami, które zasiały ziarnko niepewności w Narze. Nigdy
nie był zabobonny i drwił sobie z ludzi, przejmujących się każdym głupim
symbolem. Ale kiedy wspomniała o przenikliwym oku, olśnienie spadło na niego
niczym grom z nieba. Niespełna miesiąc temu czytał relacje ludzi, którzy na swej
drodze spotkali posiadacza ,,piekielnych oczu’’. Nazwa bardzo popularna wśród
starego pokolenia, budzi strach szczególnie w małych wioskach pozbawionych
ninja. Na początku założył, że chodzi o Sharingan, dar klanu Uchiha, albo
cudowne oko - Rinnegan. Oba dojutsu są przerażające, lecz po przeczytaniu
kolejnych kart, wykluczył możliwość wystąpienia któregoś z nich. Po pierwsze
nie zgadzały się umiejętności, ani barwa, a po drugie nie posiada ich każdy. Może
świadkowie ubarwili opowieść, chcąc zyskać sławę i rozgłos, wymyślając
nieistniejąca istotę? Pytań jest multum i skończyło się na tym, że opuścił
bibliotekę bez żadnych konkretnych informacji na temat rzekomego kekkei genkai.
Jednak nie zamierza dodatkowo przytłaczać Temari nierealnymi opowieściami,
wyssanymi, jak mu się wydawało, prosto z palca.
Ostrożnie
podniósł dziewczynę i zaniósł ją do łóżka. Przykrył ją lekkim kocem i ucałował
w czoło. Zajrzał jeszcze do chrześniaka i usiadł w fotelu pod oknem,
przypatrując się pogrążonej w krainie Morfeusza, Temari. Nigdy jej nie
zrozumie. Raz jest chętna i nie sprzeciwia się, drugim razem go odtrąca. No i
jej zachowanie, w niektórych momentach takie upierdliwe, że się ma ochotę wziąć
ją za ramiona i mocno potrząsnąć. Ale co tu się dziwić, w końcu jest facetem, czy
mu to się podoba, czy nie, kobieca psychika na zawsze pozostanie owiana
tajemnicą nie do rozwiązania przez męski intelekt.
Podniósł
się z fotela z zamiarem zaparzenia sobie mocnej kawy i postanowieniem
przeprowadzenia z Sabaku poważnej rozmowy.
Zza
horyzontu wschodziła potężna, żarząca się czerwonością kula. Skroplona mgła
opadła i pokryła roślinność w postaci życiodajnej rosy. Spod opiekuńczych
skrzydeł matki wychylały się otwarte dzioby piskląt, domagające się należytej
uwagi i natychmiastowego śniadania. Dorosła zajęczyca wyprowadzała młode,
pokryte jeszcze gdzieniegdzie aksamitnym puszkiem, na świeżą koniczynkę.
Podczas posiłku stała na straży, nerwowo strzygąc uszami w celu wyłapania
podejrzanego dźwięku i możliwości rzucenia się do natychmiastowej ucieczki. Ku
jej uciesze pobliski sąsiad – jastrząb odleciał na łowy w stronę rzeki, a
więksi myśliwi, jak wilki, rysie i lisy dla świętego spokoju oddaliły się od
terenu walki, rozgrywającej się na polu treningowym numer siedem, którego widok
przesłonił opadający pył.
Musiał
przyznać, że walka z Hokage to nie byle co. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, co
oznacza zdobycie tytułu władcy wioski. Ile siły i mądrości tkwi w tak poważanej
osobie, która przez lata zdobywała doświadczenie w boju.
Świeża
strużka krwi, mająca swe źródło gdzieś na obitym czole, spłynęła na oko,
rozmazując obraz i utrudniając przejrzyste widzenie. Niedbałym ruchem otarł
lepką ciesz poszarpanym rękawem, krzywiąc się przy tym nieznacznie; cholerstwo
okropnie piekło. Ponownie skierował wzrok na postać stojącą przed nim. Dumna i wyniosła
wyprostowała się znad gruzów ziemi. Wiatr porwał do szalonego tańca blond
włosy, tworząc na około kobiecej twarzy złocistą aureolę, poły zielonego
płaszcza z napisem ,,Hazard’’ łopotały dziko, nadając wnuczce Pierwszego, powagi
i bliżej nieokreślonej grozy. Był
osłabiony nadmiernym używaniem klonów i Rasengana , chakra Kuramy zaczęła
mieszać się z jego własną, powoli wypełniając cały organizm. Siłą woli
powstrzymywał się przed przejęciem kontroli przez Lisa, pojedynek z Tsunade
nadszarpnął jego zdrowie, ale nie silną, nadal niezłomną wolę. Obserwował,
jakby w zwolnionym tempie, jak sannin’ka rusza ku niemu z dłonią, osnutą
złocistą poświatą, każdy kolejny krok przybliżał go do spotkania się z
ostatecznym ciosem jeśli go trafi – już po nim. Nigdy nie spotkał się z tak
przerażającą siłą, ale istniał ktoś, znacznie przewyższający szybkością i
zręcznością Babunię. Ktoś, kogo podziwiał całym sercem i umysłem, ktoś, kogo
śladami zamierza brnąc ścieżką Przyszłości.
Sięgnął
do kabury, wyjmując jedyną w swoim rodzaju broń – Kunai Boga Piorunów. ‘’Niech wielogodzinne treningi nie pójdą na
marne’’ – przemknęło mu przez głowę. Gdy pięść Godaime dzielił jedynie cal
od twarzy Uzumakiego, ten nagle rozpłynął się w powietrzu, niczym senne
wspomnienie, pojawiając się tuż za plecami przeciwnika. Z przebiegłym
uśmieszkiem przyłożył ostrze broni do gardła Piątej … A więc, utorował sobie
drogę do Przeznaczenia, które ukształtuje sam, własnymi wyborami.
- Nara Shikamaru, Maito Gai, Haruno
Sakura, Sabaku Temari, Kapitanie Yamato i… Uzumaki Naruto – dodała z
ociąganiem, patrząc z ukosa na roześmianego blondyna. Musiała zachowywać pozory
zdenerwowanej, aby szczeniak się nie rozbestwił, ale pod tą maską chłodu i
powagi, wprost pękała z dumy – macie pozwolenie na pełnoprawne działanie. Sprowadźcie
z powrotem Hatake i nie szczędźcie napotkanych wrogów. Powodzenia.
PS
Nie zraża mnie surowa krytyka, wręcz przeciwnie, podbudowuje i wiem, że
Czytelnicy zwracają uwagę na WSZYSTKO. Jeśli chcecie podawajcie własne pomysły,
jestem otwarta na propozycje, chcę urozmaicić swoje opowiadanie.
PS 2. Ktoś może pisać o moim niedociągnięciu w sprawie umiejętności Naruto względem techniki jego ojca (kiedy się on jej nauczył itp.), informuję, że wszystko w swoim czasie będzie wyjaśnione.