,,Czasami kocha się innych za coś, czego oni sami nie są świadomi''.
Witam
Was takim małym prezentem. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się next. Matura tuz za pasem, a ja ciągle nie ogarniam matmy, ale będę starała się streszczać z pisaniem.
No, no, Kochani, coś się chyba lenicie, by napisać w kilku słowach opinię. Poprzedni
rozdział zgarnął ponad 1000 wyświetleń (sama ich sobie nie nabiłam:) ), a tylko
dwa malutkie komentarze. Liczę, że ta marniutka liczba, choć ciupkę się
zwiększy. Brak mi motywacji, a każdy, choćby skromniutki komentarzyk ładuje
moje akumulatory:). Mam nadzieję, że pomożecie.
PS. Co chcielibyście, by pojawiło się teraz w pierwszej kolejności? Zwykły
rozdział, kontynuacja special ShikaTema, czy KibaHana?
Noc to czas, w którym życie towarzyskie w
Tokio rozkwita. Wraz z zachodem słońca, miasto rozświetlają niezliczone ilości
neonów, bilbordów, lampionów oraz innych świateł różnorakiego pochodzenia.
Ludzie po zakończonym dniu pracy, wychodzą ze swoich czterech ścian, by spotkać
się ze znajomymi i odreagować trudy dnia codziennego. Nagle ożywiają się
dyskoteki, bary, kina, kluby, kasyna, salony gier, centra handlowe. Tłumy cisną
się w ich progi, zaklepując najdogodniejsze miejsca. Powszechnie słyszany
śmiech i radosne krzyki, sprawiają, że wszystko wokół staje się kolorowe, a
chłodna zimowa aura, nabiera przyjemniejszego ciepła.
Wszechobecne,
wypchane po brzegi pakunki, jako nieodzowny element, zapowiadały rychłe
nadejście świąt. W końcu do 24 grudnia zostały tylko trzy dni! Jak zwykle,
zamiast dokonać potrzebnych zakupów z odpowiednim wyprzedzeniem, prawie każdy
odłożył je na ostatnią, gorącą chwilę. Różnobarwna fala płynęła ulicami, jedni
z góry, drudzy, rozpychając się łokciami, mozolnie sunęli pod prąd. Mimo
szaleńczej pogoni, odczuwało się radosne oczekiwanie i podekscytowanie.
Święta
odmieniają ludzi. To okres, w którym człowiek staje się bardziej ludzki.
Dostrzega drugiego człowieka i potrzebującego czy to będzie sierota, czy też
zabłąkany pies, stają się serdeczni, i miłosierni. Magia towarzysząca tym dniom,
działa nawet na najbardziej zimne i zatwardziałe serca. Również bandyta nie
przejdzie obojętnie obok ubogiego. Jednak najsmutniejsze jest to, że u ludzi
nic nigdy nie będzie trwałe. Trzy dni dobroci, a potem koniec. Nie pamiętają,
iż Boże Narodzenie powinno towarzyszyć w ich sercach każdego dnia.
Ten wieczór należał do wyjątkowo
pięknych. Lekki przymrozek szczypał w policzki, zmuszając co poniektórych
maruderów, do rytmicznego stukania podeszwami. Z pochmurnego nieba wciąż sypało
śniegiem. Z parku i lodowiska dobiegał rechot, bawiącej się tam młodzieży.
Powietrze nieustannie przeszywały głośnie piski, uciekających przed kąpielami
śnieżnymi, dziewczyn. W zaułkach oraz mniej uczęszczanych przestrzeniach, stały
ulepione bałwany i przygotowane do bitew śnieżnych zapory. Gdzieniegdzie śnieg
sięgał nawet do kolan! Już od bardzo dawna Tokio nie widziało takiej zimy. W
tym roku wszystko wskazywało na to, iż następne miesiące będą adekwatne z nazwą
obrazującej pory roku.
Z ciemnej uliczki dobiegały
przytłumione dźwięki klubowej muzyki. Okolica wyglądała na opustoszałą. Wyjątkowo,
przy największym budynku kręciło się kilka osób. I tak jak w żadnym oknie nie
paliło się światło, tak w owym gmachu, który stanowił epicentrum dzielnicy oraz
siedzibę jednego z najpopularniejszego klubu nocnego, za przyciemnionych szyb,
przebłyskiwały dyskotekowe lasery.
Z
głównej ulicy, ze sznuru pojazdów, pojedyncze auto oderwało się od kolumny jadących, wykręciło w
kierunku oddalonego kompleksu, wjeżdżając w głąb nieoświetlonej alei. Światła
odbiły się od krzykliwego szyldu przedsiębiorstwa, gdy czarne lamborghini
zatrzymało się przed frontowym wejściem.
-
Nie rozumiem, dlaczego dałem ci się tutaj zaciągnąć? – Mężczyzna, siedzący na
fotelu kierowcy, bębnił niecierpliwie palcami o skórzane obicie kierownicy.
-
Wrzuć na luz, Shikamaru. Już mówiłem, że to genialna miejscówka na mały zarobek,
nie? Podchmielone dzieciaki są idealnymi klientami. – Brunet, nazwany
Shikamaru, bez słowa przypatrywał się , jak jego towarzysz, z nosem przy
okładce gazety, wciąga z zapałem, wcześniej przygotowaną, działkę. Zadowolony,
przewrócił oczami, chowając sprzęt do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Strzepnął
resztki białego pyłku z czasopisma i wrzucił pismo do schowka. – A po za tym
powiedz, kiedy ostatnio przeleciałeś jakąś dupę?
Nara
z politowaniem spojrzał na wyszczerzoną twarz rozmówcy.
-
Wczoraj – oznajmił butnie. Na słowa Nary, uśmiech pasażera rozciągnął się, o
ile to możliwe, jeszcze bardziej. Chomikowate policzki zajmowały teraz większą
część jego twarzy.
-
Widzisz? O to mi właśnie chodziło: tracisz formę. Ja zaliczyłem właśnie jedną
jakieś pół godziny temu – na rozbawiony wzrok czarnych tęczówek, mrugnął okiem.
– Tę nową od handlu zagranicznego. Swoją drogą ma niezłe cycki. Musisz zabawić
się, Shika – klepnął go w ramię. – Dawno nie byliśmy gdzieś razem, no wiesz,
całą ekipą.
-
Tylko dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze jest to termin, który mi nie
pasuje. Przypominam ci, że mam wolne, Chouji. Chciałem dzisiaj wyjechać i
miałem być tylko na telefon.
-
Oj tam – Akimichi niewyraźnie zabełkotał. – Ty nigdy nie możesz, bo zawsze
pracujesz. Nie ma problemu, pojedziesz jutro. Matka nie zabije ukochanego
jedynaka. I weź w końcu pierdolić. Czeka nas przecież zajebista impreza! –
Wyciągnął niewielką torebeczkę, machając nią przed nosem kolegi. – Chcesz? Dla
lepszej zabawy?
-
Nie, dzięki. Nie rajcuje mnie seks z nieświadomą i sztywną jak kłoda, laską.
-
Czaję. Lubisz wyzwania. No to znajdziemy dla ciebie jakąś herszt babę, taką,
którą będziesz mógł poskromić w preferowany sobie sposób. – Zatarł ręce z
lubieżnym uśmiechem. – Jedziemy z tym koksem, przyjacielu, bo wszyscy na nas
czekają.
Shikamaru
ciężko przeczesał lewą dłonią włosy. Włączył światła awaryjne, otwierając od
razu szybę. Do środka wpadł podmuch zimnego powietrza. Chouji’ego wstrząsnął
dreszcz.
-
Że też te słonie z trąbami muszą tak piździć?
Przemilczał
słowa kolegi, wiedząc, że i tak nie dogada się z nim przez najbliższych kilka
godzin. Narkotyk zaczął działać i teraz Chouji czynił taki ruch ręką, jakby
karmił zwierzę. Bujał się przy tym na prawo i lewo.
Nie
musiał długo czekać. Tylko pojazd rozbłysnął światłami, jak na zawołanie ze schodów zbiegł jeden z ochroniarzy. Stanął
prosto, wypinając szeroką pierś i witając gości, pokłonił się.
-
Witam Panów – wcisnął w dłoń Nary bilet z numerem parkingowym. Ponownie zgiął
nisko plecy. – Życzę udanej zabawy.
Brunet
kiwnął głową. Wykręcił autem, objeżdżając budynek z jego prawej strony. Z tyłu
klubu mieścił się wjazd do podziemnego parkingu. Gdy podjechał, drzwi
automatycznie stanęły otworem, wpuszczając ich do środka.
Objechał
rozległy hol dwa razy, zanim znalazł odpowiednią kopertę. Gasząc auto, parsknął
ze śmiechu. Mógł się tego spodziewać. Obok rozpoznał wóz Paina oraz pozostałych
członków Akatsuki. Widać, lider uznaje siłę w grupie, nawet w tak błahych
sprawach, jak parkowanie.
Rzucił
okiem na blondyna i westchnął, znów czeka go ból pleców.
Klub składał się z pięciu poziomów.
Podobnie jak w galeriach były tarasy. Na piętra przechodziło się schodami, to
właśnie z nimi, w roli głównej, dochodziło do najwięcej wypadków. W trakcie
bójek, spychano się z nich nawzajem, a pijani staczali się, czasami całą
kolejką, ciągnąc za sobą innych. Pośrodku, w górze, na wolnej przestrzeni,
zawieszono wielką platformę, na której mieściła się wszystka aparatura DJ-a.
Wszędzie roiło się od barów. Pod ścianami znajdywały się stoliki oraz obite
czerwonym aksamitem sofy i fotele, poprzedzielane ściankami działowymi dla
zapewnienia prywatności, i komfortu klientom. Z miejsc wypoczynkowych rozlegał
się doskonały widok na parkiety taneczne. Powierzchnia wyłożona
antypoślizgowymi płytkami zajmowała większą część szerokości tarasu. W obranych
punktach parkietu tanecznego, mieściły się specjalne klatki i rury, wszystko
to, aby pomóc tancerkom w prezentowaniu ich artystycznych umiejętności.
-
Siema – Shikamaru wymienił z każdym, siedzącym w loży, uścisk dłoni. Z Konan,
jako jedyną dziewczyną w organizacji, przywitał się przyjacielskim uściskiem i
pocałunkiem w policzek pod bezustannym ostrzałem podejrzliwego wzroku Paina.
Konan była jego partnerką. Związek ten, trwał już od jakiegoś czasu i należał
do rekordu Tendo. Jakby odjąć ich ciche dni, które przychodziły po wyjątkowo
paskudnych sprzeczkach o, wręcz psychopatyczną, zazdrość rudowłosego, to
przetrwali ze sobą dwa tygodnie. Akatsuki regularnie, w roli przypadkowych
świadków, brało udział w kłótniach pary, a później gorliwych przeprosinach
chłopaka, a raczej wymownych jęków i szeptów, dobiegających z biura lidera.
Układało im się naprawdę bardzo dobrze.
-
Gdzie zgubiłeś Chouji’ego? – Spytał Kakuzu, wysoki, barczysty, ciemnoskóry
brunet. W stowarzyszeniu zajmował pozycję specjalisty od finansów, sam siebie
nazywał egzekutorem. .
Miał
bardzo gwałtowny charakter i znany był z patologicznego przywiązania do
szeleszczących banknotów. Siedział w kiciu za parę głośnych przekrętów, skąd
wyciągnął go Pain, gdyż uważał za marnotrawco niewykorzystanie takiego talentu.
Kakuzu od początku przejawiał wrogość w stosunku do Hidana, co stanowiło spore
utrudnienie, ponieważ jako duet, dopełniali się i otrzymywali wspólne zlecenia.
Nikt nie wnikał w jego przeszłość, najważniejsze, że odkąd się pojawił, zyski
kilkakrotnie wzrosły.
-
Obraca jakąś pannę – dosiadł się i złapał, za stojące na stoliku, piwo.
-
No, no – cmoknął Hidan – prezesik znów się najebał. Zajebista reklama. – Wychylił
potężnym haustem pół szklanki whisky. Nawet się nie skrzywił. Hidan wśród
kobiet był postrzegany jako przystojny i atrakcyjny, zaś w kręgach
przedstawicieli swego rodzaju – czegoś na kształt parszywej szui. W jego ręce
trafiały zadania specjalne, czyli tam, gdzie posłuch miało wyłącznie użycie
brutalnej siły. Hidan zawsze wszystkich i wszystko miał głęboko w dupie. W grupie
był najmłodszy stażem. Paina denerwowała jego opryskliwość i cięty język, co
zazwyczaj kończyło się finałowym obiciem mordy dla pyskacza. U kumpli zyskał
miano masochisty, gdyż jako jedyny, dobrowolnie żądał u dentysty braku
znieczulenia.
Czas mijał. Towarzystwo powoli się
wykruszało. Pain wraz z Konan ulotnili się jako pierwsi. Później mignęli między
tańczącymi. Shikamaru widział ponętne ciało dziewczyny, wijące się w seksownych
ruchach w ramionach Paina. Każde jej drgnięcie było wręcz pożerane przez
pożądliwe spojrzenie rudowłosego, a szyja i odsłonięte partie ciała, atakowane
jego zachłannymi wargami. Wypadałoby dodać dla uściślenia, iż sukienka
fioletowłosej więcej odkrywała, niż zakrywała. Tendo miał ręce, a raczej usta
pełne roboty. Później już ich nie dostrzegł. Zapewne oboje nie wytrzymali
napięcia i zaszyli się w aucie lidera, albo w jego mieszkaniu.
On
sam ledwo wytrzymywał w obecności Tenshi. Odkąd zjawiła się w biurze na fotelu
sekretarki, wywołała niemałe poruszenie. Miał na nią ochotę nie od dziś. Co
najśmieszniejsze, wiedział, że nie jest wyjątkiem. Połowa organizacji leciała
na nią i tylko strach przed szefem, powstrzymywał chłopaków przed działaniem.
A
inni?
Deidara
obwieścił, że idzie do męskiego. Nie wracał z kibla od dobrej godziny. I to nie
z powodu problemów natury fizjologicznej, on najnormalniej w świecie szukał tam
kogoś, podzielającego jego zainteresowania. Bynajmniej nie chodziło o piłkę czy
boks, coś iście męskiego. Nie. Pszenicznowłose chłopie fascynowało się i
zarazem należało do jawnych przedstawicieli homoseksualistów. Spotykało go za
to wiele przykrych sytuacji, szczególnie ze strony starszych pań. Kiedyś
kończyło się to płaczem i rozchwianiem emocjonalnym blondyna. Zamieszana w to
została cała grupa. Nieustannie przymuszani do wysłuchiwania żalów i rozterek
sercowych, zdecydowali się w końcu kumplowi dopomóc. Niczego tak nie pragnęli
jak ustabilizowania się jego uczuć, czy tez hormonów; czegokolwiek, co miało
związek z depresjami Deidary. Znaleźli mu kogoś, kto szybko wyciągnął chłopaka
z dołka. Gość nazywał się Sai i do tej pory nie wiadomo, kto zawdzięczał mu
więcej. Czy Akatsuki, uwolnione od ciągłych łez blondyna, czy też sam Deidara? Jedno
było pewne. Nigdy więcej, żadna babcia nie omieszkała się, skrzywdzić blondyna!
On sam twardo stanął na nogi i nie wstydzi się publicznie pokazywać swojej
inności. Teraz opowiada, że uwielbia, znęcać się nad babuszkami, obściskując i
całując się z partnerem na ich oczach. Uważa za bezcenne, widok babci
zbierającej się na pawia.
Nikt
dokładnie nie wiedział, czym zajmuje się w organizacji. Pewnego dnia pojawił się
i został. Od momentu przygarnięcia plącze się pod nogami. Namiętnie
przygotowuje ozdoby i ustraja nimi siedzibę. Zastanawiające jest, jakim cudem
ten cyrk znosi lider? Krążą plotki, że w oczach Tendo, Dei jest po prostu
pocieszny.
Itachi w parze z Sasuke (swoim młodszym
bratem) bajerowali w barze, całkiem sporą grupkę rozchichotanych dziewczyn.
Oboje grają w zabawę podobną do Pokemonów. Rywalizują między sobą, kto w danym
czasie, zaliczy więcej panienek. Najpierw zakładają się, a po udanym podejściu,
zabierają jakąś pamiątkę, w dowód wykonania zadania. Młody Uchiha wciąż chwali
się autografami złożonymi na konkretnych częściach ciała.
Itachi
pracował dla Akatsuki od dnia jej powstania. Zajmuje jedno z wyższych pozycji i
cieszy się uznaniem. Na drugi etat pomaga ojcu w prowadzeniu rodzinnej firmy.
Wciągnął w to brata przypadkowo, młody szybko zaaklimatyzował się i
przyporządkował panującym regułom. Pracę dzieli ze studiami wieczorowymi.
Kakuzu
i Zetsu jak przystało na wzorowych przedsiębiorców, zajęli się celem tej
wyprawy, ogólnie mówiąc finansami. Kakuzu wyłudzał pieniądze, kiedy Zetsu
prezentował oferowany towar.
Zetsu,
chyba jako jedyny, realizował w pracy swoje pasje. Jest specjalistą od upraw.
Godzinami może zachwycać się byle chwastem, podlewać i doglądać roślinek.
Chodzą słuchy, że jak jest sam na sam, zaczyna gadać do liści i pędów. No cóż,
kto co lubi.
Shikamaru nie miał większej ochoty na
zabawę. Pozostał w loży, opróżniając czwartą z kolei buteleczkę sake. Wodził
wzrokiem za przechodzącymi kobietami. Tyle smacznych kąsków zebranych razem, to
olbrzymia pokusa. Śliczne twarze, smukłe sylwetki: kształtne piersi, długie,
szczupłe nogi, kołyszące się, krągłe biodra. I te oczy! Wystarczało jedno
zalotne spojrzenie, nieme zaproszenie do intymnych igraszek, a natychmiast
zbierał się wianuszek chętnych.
Ale
one wszystkie są takie same! Znakomite na jedną noc. Głupiutkie i puste lalki.
Ich seksualne rządze ocierają się o nimfomanizm. Miał powyżej uszu dziewczyn
bez żadnych pasji, zainteresowań, ambicji, planów na przyszłość. Dlatego nie
czuł wyrzutów sumienia, wykorzystując je i porzucając. Przecież to tylko puste
skorupy, pozwalające traktować się w taki sposób. Shikamaru osobiście żywił
głęboki szacunek do płci pięknej. Zachowywał się jak przystało na prawdziwego
dżentelmena, ale wyłącznie wtedy, kiedy miał do czynienia z damą. Nauczył go
tego ojciec, tego i kilku innych rzeczy. Od najmłodszych lat wpajał synowi
podstawowe zasady bycia mężczyzną: konsekwencji i obowiązków nałożonych z tego
tytułu przez Naturę i społeczeństwo. A młody Nara wziął je sobie głęboko serca
i hołdował im, lecz tylko wtedy, kiedy widział w tym jakikolwiek sens. Nie
należy bowiem rzucać pereł przed wieprze.
-
Za małe cycki!
-
Obwisłe cycki!
-
Rozciągnięte cycki!
-
Niewymiarowe cycki!
-
Płaska decha!
No
tak. Zdążył zapomnieć o Hidanie. To chyba z tego szoku wywołanym przez dziwne
zachowanie szarowłosego. Zamiast bajerować jakąś naiwną ślicznotkę, on siedział
rozwalony w fotelu. Nie ruszył dupy choćby o milimetr. To nie było do niego podobne,
ani w żadnym wypadku normalne. Jego zachowanie wzbudzało niepewność, co też ten
idiota planuje.
Władczym
gestem ręki, odganiał co natrętniejsze osobniczki (tak, tak bardzo brzmi to
niedorzecznie, że trudno idzie w to uwierzyć). Wyrażał przy tym głośno swoją
opinię na temat każdej z nich. I nie były to pochlebne słowa. Nie silił się
nawet na dyskrecję, obrzucając wzgardliwym spojrzeniem, trzepoczące zalotnie
rzęsami, kandydatki. Od dwóch kobiet zdążył zarobić w twarz. Oba policzki
przybrały siarczyście czerwony odcień. Reszta dziewczyn lekceważyła obraźliwe
docinki, lecz w ich oczach płonęła rządza mordu. Zemszczą się w swoim czasie,
one zawsze się mszczą.
-
Koński ryj!
Wysoka brunetka posłała pod adresem Hidana
wiązkę obrzydliwych przekleństw, tak bardzo niepasujących do jej kruchego
piękna. Gdyby usłyszała coś takiego przyzwoitka, niechybnie wyszorowałaby dla
niej buzię mydłem i drucianą szczotką.
Shikamaru
miał na dzisiaj dość. Złapał za kurtkę z zamiarem opuszczenia imprezy. Jednak,
niespodziewane poderwanie się Hidana na nogi i jego podekscytowane słowa,
usadziły go z powrotem na czterech literach.
-
Ja pierdolę! – Należy przyswoić do móżdżków za niepodważalny fakt, iż Hidan
jest zapalonym kolekcjonerem niewieściej urody. Nie kiwnie malutkim palcem na
pierwszą z brzegu. Niesamowicie skrupulatnie wybiera za cel najlepsze okazy.
Zazwyczaj tak gwałtowna reakcja zwiastowała, iż jest blisko objawienia.
Brunet
podążył wzrokiem w kierunku zainteresowania kumpla. Przez ułamek sekundy
odniósł wrażenie, że czas zwolnił, albo jego zmysły zatarły się na trybikach,
albo to Ziemia przyśpieszyła. Ogarnęła go zupełna cisza. Zakręciło mu się w
głowie, w uszach tępo pulsowało w rytm bicia serca. Krwioobieg zwariował,
odnosił wrażenie, że wpierw przepompował mu całą krew do mózgu, by później
mogła ona ogromną falą runąć w dół; w efekcie poczuł w podbrzuszu ucisk
budzącego się pożądania. Nie docierały do niego ogłuszające basy, ani
wkurwiające teksty szarowłosego, zaczerpnięte z muzyki (to następna wkurzająca
rzecz na liście irytujących cech Hidana. Gdy był nastolatkiem jego rodzice
często zabierali go do Polski, gdzie chłopak zakochał się wręcz w piosenkach
disco polo, by teraz z premedytacją przywoływać najciekawsze fragmenty,
okaleczając biedną psychikę współtowarzyszy).
W tamtej chwili, skapana w światłach
laserów, wydawała się taka odległa, nierzeczywista. Była czymś nieosiągalnym.
Trwała jako senne marzenie, po za myślą i czasem, zbyt idealna, by mogła
istnieć naprawdę. W pewnym momencie dopadł go irracjonalny strach, że jeśli
ośmieli się choćby mrugnąć, dziewczyna okaże się zwykłą iluzją upojenia
alkoholowego i rozwieje się w dymowych oparach klubu. Jednak, ten czarujący
uśmiech nie mógł być złudzeniem, był prawdziwy, tak jak jego właścicielka. Tłum
na tarasach przerzedził się. Nikt nie zasłaniał, ani nie utrudniał Shikamaru
obserwacji.
Schodziła
właśnie z czwartego piętra. U jej boku szedł wysoki brunet o dzikim, wręcz
prymitywnym wyglądzie. Na schodach ofiarował nieznajomej pomocne ramię.
Przyjęła je z ochotą, zaciskając krwistoczerwone paznokcie na koszuli
towarzysza. Miała dłonie pianistki ze smukłymi palcami. Ona sama była
niesamowicie szczupła, o kobiecych kształtach. Natura hojnie ją obdarzyła, nie
skąpiąc dodatkowych centymetrów, tam gdzie te są niezbędne, a ujmując, gdzie ich nadmiar spełza sen z
powiek dla wielu przedstawicielek płci pięknej. Ubrana była w dopasowaną
sukienkę ze skóry z głębokim dekoltem. Czarny materiał sięgał zaledwie do
połowy ud, odsłaniając długie, opalone nogi w czerwonych szpilkach niebotycznej
wysokości. Od zawsze łamał się nad tym, jakim cudem, kobiety są w stanie
chodzić w czymś takim? Przecież to samobójstwo. Kiedyś przyjaciółka opowiadała
mu, że skręciła kostkę, ucząc się chodzić w butach na obcasach. I to nie każda
ma tyle szczęścia, by opanować do perfekcji poruszanie się w tej seksownej
broni. Na niektóre to czasami żal aż patrzeć.
Ona
płynęła. Najdrobniejsze drgnięcie było naturalne, niewymuszone, przepełnione
gracją i seksapilem. Blond włosy upięła w wyrafinowany kok, pozwalając, aby
luźne kosmyki wymknęły się ze spinki i muskały delikatnie nagie ramiona.
Subtelny makijaż i czerwona szminka podkreślały delikatne rysy twarzy i
dopełniały dzieła.
Rozmawiała
z brunetem, śmiała się razem z nim, sprawiała wrażenie rozluźnionej. Nie
zachowywali się jak para, z resztą normalni ludzie w związkach zazwyczaj nie
odwiedzają miejsc, takich jak to.
Pozwalali
sobie na uściski. Jego ręka spoczywała na krzywiźnie jej biodra, ona bawiła się
jego zmierzwioną czupryną. Jakby miał strzelać, powiedziałby, że są dobrymi
przyjaciółmi, jeśli się mylił, to tamten chłopak jest kompletnym debilem.
Na
moment zniknęli mu z pola widzenia. Później odnalazł ich przy barze. Zobaczył
jak brunet rozmawia z kimś przez telefon. Rozłączył się zdenerwowany. Oznajmił
coś blondynce, a ona lekko go objęła. Na słowa towarzysza pokiwała głową, dając
mu przelotnego całusa w policzek. Chłopak zostawił ją i odszedł.
Lepszej
okazji nie będzie.
-
Mogę? – Na dźwięk głosu, podskoczyła. Siedziała odwrócona do niego plecami,
przodem do baru. Odwróciła się, taksując go od góry do dołu. Na ułamek sekundy
długie rzęsy opadły, gdy sunęła wzrokiem od torsu chłopaka ku ziemi. Kiedy
uniosła głowę, wzdłuż kręgosłupa Shikamaru przebiegł dreszcz, jakby ktoś dźgnął
go niewidzialnym paralizatorem. Jej oczy były takie magnetyzujące, przewiercały
delikwenta na wskroś, dążąc jeszcze głębiej, ciekawe tego, co ukrywa się w
duszy. Rany Boskie! Spojrzenie to chyba najgroźniejszy oręż kobiety. Ileż to
już mężczyzn poległo za jego przyczyną, upadając na kolana pod jego wpływem?!
-
Jasne. – W jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. Przekrzywiła głowę
tak, że najdłuższy kosmyk zsunął się i wylądował w dolince między piersiami.
Coś mu podpowiadało, iż ten ruch ma doskonale wyćwiczony. Jedyne, co jego mózg
był w stanie zarejestrować, to brak stanika. Dziewczyna przypatrywała mu się z
zainteresowaniem. Marszczyła przy tym w śmieszny sposób nosek.
-
Czy my się znamy? – Spytała.
-
Raczej nie. Nie zapominam twarzy, zwłaszcza takiej. Nie mieliśmy jeszcze
przyjemności.
-
Rzeczywiście. Taki mały kucyk wryłby mi się głęboko w pamięć i śnił w
koszmarach – odparła swobodnie. – Jakim cudem on tak sterczy?
Uniósł
lewy kącik ust. Cięty języczek, tak? Zapowiada się interesująco.
-
Mój kucyk jest wyjątkowo duży – nachylił się ku niej. – Są sposoby, by postawić
go do pionu. – Złapał za niesforny kosmyk, błąkający się w dekolcie i założył
go za ucho blondynki. Nie omieszkał się, przez przypadek, musnąć opuszkami
palców wydatną pierś. – Zazwyczaj nie mam z tym problemu. – Uśmiechnął się
zawadiacko,, wyciągając rękę. – Shikamaru. – Miała nieodgadniony wyraz twarzy,
lecz gdy tylko pochwycił drobną dłoń, poczuł jak drży. Taka twarda bestia?
Przycisnął wargi do jej dłoni, przez cały czas, obserwując jej reakcję.
Zachowała kamienną twarz.
-
Hime – powiedziała.
-
Księżniczka? Jak trafnie. Ale to nie jest twoje prawdziwe imię, jak sądzę - zauważył.
-
Nie. I mogłabym odzyskać rękę czy czeka mnie amputacja? – Popatrzyła na ich
splecione palce, a brunetowi wyleciało zupełnie z głowy, w jakiej tkwili
pozycji. Niechętnie przerwał tę bliskość, spełniając prośbę.
-
Napijesz się czegoś? – Zaproponował.
-
Nie, dzięki – zgarnęła torebkę z baru. – Na dzisiaj mam już dość. – Zsunęła się
z wysokiego stołka. Dołączył do niej, stając tuż obok. Ich ciała dzieliły
zaledwie milimetry. Zauważył, że była wysoka, w obcasach sięgała do jego klatki
piersiowej, a Nara nie należał do niskich. Musiała lekko zadrzeć głowę, by
spojrzeć mu w oczy. – Było fajnie Shikamaru
z Małym Kucykiem, ale muszę spadać.
-
Odwieźć cię? – Zastanawiała się, ale tylko przez minutkę.
-
Byłoby super.
Przepuścił
ją przodem. Kiedy go mijała, złapał za jej przegub i ponownie nachylił się,
nosem drażniąc płatek ucha kobiety. Zastygła w oczekiwaniu.
-
Może i kucyk, ale wciąż ogier – uśmiechnęła się, kręcąc niedowierzająco głową.
-
Wariat – mruknęła i ruszyła do wyjścia.
Dogonił
ją przy schodach. Szarmancko otworzył przed nią drzwi. Przekroczywszy próg,
zadrżała pod wpływem zimna. W piwnicach nie działało ogrzewanie. Kiedy miała się zwymyślać za swoje
zapominalstwo, na pokrytych gęsią skórką ramionach, poczuła ciężar kurtki. Z
galanterią pomógł Hime nałożyć ubranie.
-
Jesteś, aż tak gorąca, aby paradować zimą prawie nago?
- Domyślam się, że zbytnio ci to nie
przeszkadza – prychnęła.
-
Nie w tym przypadku – wyszczerzył zęby, prowadząc dziewczynę do swojego auta.
-
Wow! – Przystanęła w miejscu, wpatrując się w pojazd wielkimi oczyma. – Czy to
Aventador? – Wskazała na lśniący, czarny lakier.
Na
przyciśnięcie małego pilocika, samochód mrugnął potwierdzająco światłami.
-
W rzeczy samej – odpowiedział. – Interesujesz się motoryzacją? – Patrzył w ślad
za nią, jak obchodzi jego własność, przypatrując się ze ściągniętymi brwiami,
jakby nie do końca wierząc w usłyszane słowa.
-
Trochę. Kiedyś rozebrałam motor brata. Wściekł się. Rozbiłeś bank czy jesteś
dilerem, że masz taką maszynę?
Otworzył
drzwi od strony pasażera, zapraszając dziewczynę do środka.
- To drugie – odparł swobodnie.
Twarz
Hime stężała. Nie rozświetlał jej już uśmiech, spojrzenie morskich oczu
stwardniało, stając się niezwykle poważne.
-
Żartujesz, tak? – Świdrowała jego sylwetkę przenikliwym wzrokiem, mając cichą
nadzieję, że brunet pęknie, przyznając się, że to tylko głupi dowcip. Nic
takiego nie zrobił. – To jakaś paranoja – wydukała.
-
Tak uważasz?
-
Kto o zdrowych zmysłach przyznaje się do przestępstwa, co?! A ty tu sterczysz i
wyznajesz, jak gdyby nic, takie rzeczy! Powinieneś siedzieć za coś takiego w
kiciu!
-
Możesz mnie skuć – zaproponował bezczelnie, wyciągając przed siebie obie ręce.
– A potem umilimy sobie czas, czekając na policję.
-
Jesteś…idiotą! – Aż ja zatkało od nadmiaru wrażeń. Gardło bolało ją od
nieustannego krzyku, szczypało i piekło dotkliwie. Wyobraźnia, na domiar złego,
podsuwała najróżniejsze scenariusze, wyjęte prosto z kryminałów, którymi tak
się zaczytywała. O ironio, za moment, może być jedną z tych krzyczących
bohaterek. Niestety miała o tyle gorzej, że nikt nie przybędzie jej na ratunek.
Prywatnie nie znała przystojnego detektywa, który przynajmniej ulżyłby
udręczonej duszy, odnalazłby jej zwłoki i ukarałby tego przeklętego Shikamaru.
On jest z mafii! Była tak durna, że nie dostrzegła tego wcześniej. Przecież od
razu, na kilometr wyczuwało się, że coś z nim jest nie tak.
Nagły
skurcz w klatce piersiowej sprawił, że stęknęła głucho, zginając się w pół.
Przyłożyła dłoń na sercu, starając się, przytłumić ból głębokimi wdechami.
-
Wszystko w porządku? – Nara wyglądał na zaniepokojonego. Na jego obliczu
malowało się zatroskanie.
-
Tak – cofnęła się o dwa kroki, zwiększając odległość, dzielącą ją od chłopaka.
Oceniła dystans do najbliższego wejścia na górę; wśród ludzi nie ośmieli się
jej skrzywdzić, w klubie miała przyjaciół. Sęk w tym, że nie zdążyłaby dobiec
nawet do połowy drogi. Na jej niekorzyść przemawiały szpilki i wysportowane
ciało bruneta. Nie wyglądał na kogoś, kto brzydzi się siłownią, a ze sportem ma
styczność wyłącznie poprzez szklany ekran, okupując kanapę i puszkę piwa. – Nie
zbliżaj się – ostrzegła. – Znam sztuki walki.
-
Spoko – uniósł ręce w poddańczym geście. – Będę pilnował się, by ci nie
podpaść. Wsiadasz? – Wskazał na auto.
-
Zmieniłam zdanie. Przejdę się, mieszkam niedaleko.
-
Nie bądź głupia. Nie jestem mordercą – na wargach igrał mu uśmieszek. Całą siłą
woli powstrzymywał, żeby nie wypełzł i nie zdradził, jak bardzo bawi go ta
sytuacja.
-
Śmieszne. Pomyślałam o ty samym, tylko z mniejszym optymizmem.
-
Upierdliwa baba – mruknął. Potarł czoło wierzchem dłoni w zrezygnowanym geście.
Był zmęczony. Po co w ogóle w to się pakował? Jak ma przekonać tego uparciucha
do swoich racji. Do tego, że nie jest zły, również. – Czy wyglądam na
psychopatę?
-
Nie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś mafiozą. Wszyscy doskonale wiedzą, jak
kończy się znajomość z wami: podpadnij, a wylądujesz w plastikowym worku, w
bagażniku!
-
Nie kuś losu – przestrzegł żartobliwie. – Jakoś do tej pory nie miałaś oporów,
bym ci pomógł – napomknął.
- Wtedy nie miałam pojęcia kim jesteś, do
cholery!
-
Jesteś nieprzewidywalna, kobieto! – Warknął.
-
A ty niepoczytalny! – Odgryzła się.
Nie
wytrzymał i zaśmiał się. Stali naprzeciwko siebie, prowadząc wielce intrygującą
rozmowę. Dla obserwatora mogliby uchodzić za dawnych znajomych, którzy
spotkawszy się po latach, nie mogą się nagadać. Dobrze, że nikt nie słyszał
treści tej konwersacji. Uznałby wtedy, bez wątpienia, iż oboje są zdrowo
stuknięci.
-
OK. Rozumiem, że po prostu pójdziesz w tych zabójczych szpilkach, prawie naga,
przez ulice pełne napalonych zboczeńców, podając się im jak na talerzu. Jak
mniemam twoje buty nie posiadają czegoś antypoślizgowego? Wybacz, moja męska
duma nie zniesie, jeśli wypuszczę cię w tę dżunglę zupełnie bezbronną.
-
Twoja duma będzie musiała to jakoś strawić, bo ja z tobą nigdzie się nie
wybieram! – Uniosła dumnie głowę i skierowała się do wyjścia na zewnątrz, nie
zaszczycając bruneta najmniejszym spojrzeniem.
Nara został sam. Wciągnął ze świstem
powietrze, nie odetchnął, póki nie zeszło mu choć odrobinę z ciśnienia. Oj, nie
zadziałało.
-
Za jakie grzechy? -Warknął sam do siebie. Sięgnął do kieszeni kurtki ,z
zamiarem odszukania w kieszeniach zbawiennej paczki szlugów. – Kuźwa! – Zaklął
głośno. Zapomniał, że jego kurtka w tym czasie okrywa szczelnie seksowne ciało
Hime, chłonąc jej ciepło i zapach. Zasrana kurtka! To on powinien znajdować się
na miejscu tego łachu. Poczuł się zazdrosny o przywileje ubrań. Nie mógł
darować, że sam, osobiście, wyskoczył z tą pożyczką. Następnym razem dogłębnie
przeanalizuje wszystkie za i przeciw własnej dżentelmeńskości. Trzasnął
drzwiami, okrążył pojazd i zajął fotel kierowcy. Odszukał zapas petów. Odpalił
papierosa, z wyraźną przyjemnością, delektując się pierwszą dawką dymu.
Zapatrzył się w pustą przestrzeń, zaciągając się uspokajającą dawką nikotyną.
Zmarszczył brwi, przypominając sobie o czymś. – Kurwa! – Wyrzucił niedopałek za
okno. Przekręcił kluczyk, a silnik cicho zamruczał. – Co za irytujący babsztyl!
Wyjechał
z parkingu, kierując się ku wyjazdowi z alei. Nigdzie jej nie widział. Musiała
wyjść na chodnik przy głównej. Pytanie, w którą stronę poszła? Zatrzymał się,
starając się, wypatrzeć swoją zgubę. Miał zrezygnować, gdy wreszcie ją
zauważył. Choć tyle mu ułatwiła (zapewne niechcący), iż nie będzie musiał
jechać pod prąd.
Wbił
się między jadące pojazdy i podjechał wolniutko do samotnej postaci, dzielnie brnącej
przez zaspy śniegu. Opuścił szybę, opierając się łokciem o oparcie siedziska
pasażera, spojrzał wyczekująco na Hime.
Starała się nie zwracać na niego uwagi i
spokojnie iść dalej, ale nie potrafiła zignorować podejrzanie toczącego się za
nią samochodu, to samo z siebie napawało człowieka wątpliwościami. Za maruderem
ciągnął długi korek. Ludzie niecierpliwili się i trąbili, co poniektórzy,
wychylali się z aut, obrzucając obelgami kretyna, który wlecze się jak ślimak.
Domyślała się, kim jest ten kretyn.
-
Przestań mnie śledzić! Teraz naprawdę wyglądasz, jakbyś chciał mnie uprowadzić.
-
Jeśli nie wsiądziesz dobrowolnie, chyba będę zmuszony.
-
Kiwnij choć palcem, a zacznę krzyczeć – zastrzegła. - Perfekcyjnie opanowałam
SONG. – Światło latarni oświetliło mdłym światłem twarz blondynki. Trąbienie
coraz bardziej ją wkurzało. – Jedź! – Krzyknęła. - Cholera, patrz, co wyczyniasz! – Machnęła ręką
w stronę zatarasowanej drogi.
-
To twoja wina, jeśli wsiadłabyś grzecznie, nie musiałbym, wlec się za tobą. –
No co za mądrala! – Ale zgadzam się, to upierdliwe.
-
Co robisz? – Spytała zaskoczona, obserwując jak chłopak zgarnia niewielki
przedmiot, przypominający kulę, z deski rozdzielczej i przystawia ją na
zewnątrz do dachu samochodu. Owa rzecz przyczepiła się samoistnie, a kiedy Nara
zamknął szybę, rozbłysła na niebiesko. Niczym, za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, momentalnie ucichło, a ludzie odkryli, że mogą ruszyć dalej, jeśli
tylko pokwapią się trochę, wykonując manewr wyprzedzania, zamiast bezmyślnie
drzeć japę. Ot, takie niewinne szachrajstwo.
-
Pogięło cię zupełnie?! – Wrzasnęła. Poziom wnerwu osiągnął szczyt i wulkan
wybuchł. – To, że jesteś szychą na czarnym rynku, nie oznacza, że możesz robić,
co ci się żywnie podoba! Nie jesteś wszechwładny!
Shikamaru
westchnął ciężko, chyba nie ma mocnych na tę krzykliwą babę.
-
Nie ma czego się bać, upierdliwa kobieto – starał się obudzić w niej zdrowy
rozsądek. – Nie mam wobec ciebie złych zamiarów. Nie jest ci zimno? – uniósł do
góry brwi.
-
Cholernie – burknęła niechętnie. Wydymając przekornie usta, przypominała małą,
nadąsaną dziewczynkę.
-
Pozwolisz sobie pomóc? Przysięgam, nie zrobić ci żadnej krzywdy, nie mam
żadnych niecnych zamiarów.
Zatrzymała
się, krzyżując ramiona na piersiach. Biła się z myślami, patrząc to na Narę, to
na ścieżkę. Ponownie otworzył zachęcająco drzwi. Owiało ją przyjemne ciepło,
płynące z wnętrza pojazdu, zmarznięte stopy głośno krzyczały o ratunek.
Patrzył
jak Hime przegrywa i potulnie zajmuje miejsce pasażera. Zapadła głucha cisza.
-
Widzisz? – Wyszeptał Shikamaru, tłumiąc śmiech. – Samochód nie wybuchł, ziemia
nie zapadła się, a drzwi w razie czego, nadal mają klamki. Nic się nie stało.
- To się jeszcze okaże – odpowiedziała, a
brunet zaśmiał się wesoło, zabierając z dachu dowód swego oszustwa. Ruszył z
piskiem opon.
-
Rzeczywiście mieszkasz niedaleko – zauważył zjadliwie, skręcając w prawo,
zgodnie ze wskazówkami pilota, w którego rolę wcieliła się Hime. Zignorował
gniewne spojrzenie burzowych oczu, koncentrując się na drodze.
Jechali
dobrą godzinę, spowalniani trwającą zamiecią i utrudnieniami w ruchu. Shikamaru
zamierzał posłużyć się ponownie imitacją koguta policyjnego, by umożliwić sobie
względnie sprawny przejazd, ale dziewczyna kategorycznie zabroniła jakikolwiek
przekrętów. Dzięki jej uczciwości, wciąż sunęli na pierwszym biegu, ku rosnącej
irytacji Nary. Nie rozmawiali, tkwili w ciszy - chłopakowi to odpowiadało.
Wkurzał go jej cięty jeżyk i odpyskowywanie na każde słowo. Miał nieodpartą
chęć zatkać te wyszczekane usta pocałunkiem. Ta metoda nigdy nie zawiodła żadnego faceta, chociaż przypadek ów,
kwalifikował się na listę wyjątkowo trudnego do ujarzmienia. Pod wielkim
znakiem zapytania widnieje, czy za taki postępek nie oberwałby po twarzy.
Względnie w rachubę wchodzi jakiś przyzwoicie mocny knebel. Jakie to upierdliwe – narzekał w duchu,
zerkając kątem oka na pasażerkę. Ta, wpatrywała się niewzruszona w
przyciemnianą szybę, wystukując palcami
takt do piosenki wydobywającej się z głośników. Traktowała go jak powietrze,
zupełnie ignorując jego obecność.
-
Zawsze jesteś tak małomówna?
-
Nie. – Zmierzyła go obojętnym spojrzeniem. – Tylko tobie przypadł taki
zaszczyt.
-
Dzięki – sarknął. – Zdecydowanie mi lepiej. – Walnął pięścią w klakson,
poganiając marudera z przodu. – Do kurwy nędzy, no! – Krzyknął. – Wolniej się
nie da?!
-
Cierpliwością nie grzeszysz – posłała mu szyderczy uśmieszek.
-
Lepiej zamknij buzię, bo wypaplasz i wylądujesz w bagażniku!
-
Nie ośmieliłbyś się – Uniosła hardo podbródek, manifestując, że nie boi się
pogróżek. Była twarda, ale tylko na zewnątrz. W środku drżała z niepewności,
klnąc na własną głupotę. Zagadując go, starała się niepostrzeżenie, wydostać z
pasów bezpieczeństwa.
-
Jakoś wcześniej nie byłaś taka pewna. – Widocznie nie dostrzegł jej zamiarów,
albo udawał głupiego i świetnie się bawił.
Cicho
kliknęło. Nareszcie, udało się! Oby ten świr nie usłyszał hałasu i nie
zablokował zamków, inaczej będzie zmuszona do gryzienia i kopania. Przytrzymała
czarną taśmę ramieniem, powstrzymując ją przed automatycznym schowaniem. Teraz
należy poczekać na odpowiedni moment. Jeszcze sekundkę! Akurat przygotowywała się
psychicznie do awaryjnego ewakuowania, w tym do wykonania karkołomnego skoku w
szpilkach na oblodzoną jezdnią, gdy samochodem gwałtownie szarpnęło, a pas
wymknął się spod ramienia, demaskując ją.
Zatrzymali się! Korzystając ze sposobności,
błyskawicznie chwyciła za uchwyt, uchylając drzwi do upragnionej wolności.
Jednakże, jej misterny plan spełzł na niczym.
Cicho
syknęła, gdy poczuła na nadgarstku żelazny uścisk męskich palców. Shikamaru
zgromił niedoszłą uciekinierkę wzrokiem, jednym stanowczym ruchem usadzając
niepokorne stworzenie z powrotem na czterech literach. Nie wysilał się zanadto
blokując, wyrywającą się dziewczynę, drugą ręką wciąż operował spokojnie
kierownicą, zjeżdżając autem w osiedle apartamentowców.
-
Do jasnej cholery! Uspokój się wreszcie, kobieto! – Huknął. Już dawno te babsko
przekroczyło, i tak, rozciągliwą granicę jego cierpliwości, wyraźnie prosząc
się o kłopoty. – Nie rób scen!
-
Ałć! – Pisnęła płaczliwie. Turkusowe oczy zalśniły od łez. – Nikt nie nauczył
ciebie delikatności wobec kobiet?!
Rzucił
okiem, wyraźnie skołowany zmianą zachowania Hime, na własną pięść zaciśniętą
wokół szczuplutkiego przegubu blondynki. Na cienkiej skórze widniały czerwone
pręgi.
-
Wybacz. Nie chciałem. – Wyswobodził dziewczynę, która ostrożnie rozmasowywała
obolałe kosteczki. – Pozwól, że – pochylił się do przodu, w bliżej
nieokreślonych zamiarach, wywołując natychmiastową reakcję u swej kłopotliwej
pasażerki.
Nie
zastanawiając się dłużej, Hime zanurkowała pod ramieniem zdezorientowanego
bruneta. Z zaciekłą determinacją naparła na Narę całym ciężarem ciała,
skupiając się na upragnionym punkcie swej wspaniałej strategii, którą tak
ochoczo realizują fikcyjne bohaterki.
Łokieć
bezbłędnie sięgnął czułego miejsca między nogami mężczyzny. Przeciągły jęk Shikamaru,
niczym najprawdziwsza słodycz dla uszu, oznajmił, iż debiutancko skutecznie
znokautowała jakiegoś faceta. Wow! Satysfakcja była ogromna!
Biduli aż kucyk oklapł. Skulił się z
bólu, głowę opierając o kierownicę, przyciskał dłonie do cierpiętniczego
podbrzusza. Nie zarejestrował, kiedy nieokrzesana pasażerka czmychnęła z auta.
Prawdę mówiąc, w tej chwili miał tę dziewuchę w głębokim poważaniu i nie
zatrzymywałby jej. Niech ucieka, im prędzej, tym lepiej dla niej. Gdyby została,
nie mógłby dać stuprocentowej gwarancji, czy wyszłaby z tego, ze wszystkimi czterema kończynami. Miał ochotę skręcić kark dla tej diablicy! Jeszcze nigdy,
żadna kobieta nie podeptała tak jego męskiej godności i nie naraziła mu się.
Hime była pierwszą, którą znienawidził. Znajdzie tę wiedźmę, a wtedy pożałuje
swej krnąbrności. Ale najpierw…
-
Kurwa! – Wybełkotał z trudem, zaciskając mocno szczeki. – Zabiję ją! –
Wykrztusił.
Nie
potrafił zebrać myśli, w głowie mu wirowało. Ból skupił wokół siebie całą jego
uwagę, nawet przyćmiewał wściekłość na pewną smarkulę. Oblał go zimny pot.
Cholera! To chyba gorsze od bóli porodowych. Oczywiście, osobiście ich nigdy
nie doświadczył, ale naoglądał się i nasłuchał w życiu sporo. Opowiastki
takiego rodzaju zawsze przyprawiały go o mdłości. Teraz czuł się bliższy
zrozumieniu rodzącej niewiasty. Czuł się, jakby stratowało go, a konkretnie
przetańczyło na jego przyrodzeniu, stado dorodnych słoni.
Mozolnie
otworzył drzwi i stanął chwiejnie, opierając się o bok pojazdu. To co miał zamiar
uczynić, uważał za niezwykle żenujące. Mimo to wolał spróbować, niż czekać, aż
rozsadzi mu spodnie.
Przeniósł
ciężar na pięty i zaczął nieudolnie podskakiwać. Kiedyś przeczytał w jakimś
piśmie, poświęconym piłce nożnej, że ta śmieszna czynność pomaga w ulżeniu
cierpienia w kryzysowych sytuacjach, które wszak często przytrafiają się na
boisku. Starał się nie rozmyślać, jaki
widok prezentuje swoimi poczynaniami, ani nad tym, iż ta przygoda może skończyć
się dla niego nieprzyjemną wizytą na ostrym dyżurze.
-
Przepraszam? Czy Pan się dobrze czuje? – Znieruchomiał na dźwięk głosu.
Odwrócił się i napotkał zmartwiony wzrok
starszej kobiety. Po jakie licho ta babcia włóczy się w nocy po ulicach?
-
Zajebiście – wysyczał ze złością, lecz zaraz na jego usta wślizgnął się zuchwały
uśmieszek. – Jak po wypiździałym orgazmie!
Ignorując
pełne oburzenia prychnięcia staruszki i jej zaskoczono – przerażoną minę,
wsiadł do auta. Gdy silnik głęboko zamruczał, natychmiast zerwał postanowienie
spędzenia spokojnych dni w gronie rodziny. Potrzebuje się wyszumieć, zaznać
ekstremalnej dawki adrenaliny… A jutro odszuka piękną Hime i zaserwuje jej
porządnego klapsa.
|
AUTKO SHIKAMARU |
|